Poprzedni rozdział
Powrót o poziom wyżej
Następny rozdział

Powrót do spisu treści


KONKLUZJA Z KWERENDY

POKOLENIE VI

 

WSTĘP

W dziejach dotychczas omówionych pokoleń, miały miejsce wojny, zarazy, anomalia pogodowe i inne nieszczęścia, znane z historii środkowo – wschodniej Europy w okresie od XVI. do połowy XVIII. wieku. Zazwyczaj też za wojną szła fala „morowego powietrza”, a regularnym jej towarzyszem był głód; wszystko te nieszczęścia z pewnością pozostawiały dla dotkniętej nimi ludności traumatyczne wspomnienia, niemniej wobec stosunkowo małej gęstości zaludnienia i związanej z tym ograniczonej liczebności wojsk biorących udział w tych wojnach, a także rozdrobnienia politycznego krajów tej części Europy oraz braku w tym rejonie zaborczego mocarstwa, wszystkie te dramaty – za wyjątkiem epidemii - miały w zasadzie lokalny zasięg nie obejmując z reguły całych organizmów państwowych. Sytuacja ta uległa diametralnej zmianie w początkach XVIII. wieku, w trakcie, którego za biernym zezwoleniem bezwolnej, ogarniętej anarchią Rzeczypospolitej wyrosły i okrzepły u jej granic dwa ekspansywne militarystyczne mocarstwa: królestwo pruskie i carska Rosja. Skutkiem tej nowej sytuacji politycznej, w której praktycznie bezbronna i rządzona przez - pilnujące wyłącznie klanowych interesów - magnackie koterie, Rzeczypospolita została wzięta w dwustronne kleszcze państw patrzących łakomym okiem na jej bogactwa, mogła być tylko polityczna katastrofa. Fakt, że nastąpiła ona dopiero pod sam koniec XVIII. stulecia należy przypisywać raczej niezdecydowaniu późniejszych zaborców niż świadomej polityce Królestwa Polskiego, które w konsekwencji tych wydarzeń zniknęło na przeszło wiek z mapy Europy.

Należy zdać sobie sprawę, że na schyłek życia pokolenia V., cały byt pokolenia VI. i młodość VII.  przypadł okres historii o takim nagromadzeniu kolejnych nieszczęść w losie Rzeczypospolitej, że ich sprawiedliwe rozłożenie starczyłoby na nieporównanie więcej następujących po sobie żywotów ludzkich. Pierwszym z tych niszczących i pustoszących kraj doznań była wojna siedmioletnia, po której przyszła nieszczęsna Konfederacja Barska, stanowiąca dla ościennych mocarstw doskonałe uzasadnienie I. rozbioru. Dwadzieścia lat później nastąpiły kolejne rozbiory, z których trzeci był bezpośrednim następstwem powstania Kościuszkowskiego, a w końcu - wyjątkowo wyczerpujący zasoby całego kraju - okres wojen napoleońskich. Wszystkie te wydarzenia związane były z przemarszami wojsk, rabunkami, rekwizycjami, ździerstwami, prześladowaniami ludności i burzeniem dorobku pokoleń, nie pozostawiając na terytorium państwa nawet najmniejszej nienaruszonej enklawy. Zawierucha dziejowa, o której wyżej mowa, trwała nieprzerwanie od 1756. roku, do Kongresu Wiedeńskiego w 1815. czyli praktycznie na przestrzeni prawie 60. lat. Jak kształtowały się skutki tak długotrwałej serii nieszczęść i jaki wpływ miało to na stan moralny społeczeństwa mogą ocenić Ci, którzy zapoznali się z przebiegiem i skutkami II.wojny światowej, trwającej niespełna 6 lat, a której niszczycielski przebieg i przeżyte wydarzenia oprócz spauperyzowania wszystkich uczestniczących w niej społeczeństw, pozostawiły trwałe ślady w pamięci, psychice i mentalności, co najmniej czterech pokoleń.

Wobec rozproszenia członków polskiej linii rodziny na terenie Rzeczypospolitej, które nastąpiło już w trakcie życia V. pokolenia, wpływ tych kataklizmów na poszczególnych jej członków był zróżnicowany. Wydaje się w świetle niżej opisanych wydarzeń, że najwcześniej dotknięta została nimi część rodziny zamieszkała na terenie Krajny, najpóźniej zaś ci, którzy przenieśli się w głąb kraju i osiedli na terenie środkowej Wielkopolski; jednak wobec braku wystarczająco szczegółowych dokumentów są to jedynie domniemania.

Tymczasem jednak, połowa wieku XVIII. rozpoczęła się w Rzeczypospolitej nadzwyczaj obiecująco przynosząc ożywienie gospodarcze i przyrost produkcji globalnej, w czym przodowała Wielkopolska. Piszą o tym „DZIEJE WIELKOPOLSKI” opracowane pod redakcją Jerzego Topolskiego, których tom I., zawierający historię do 1793. roku, wydany został przez PAX w 1969.

Ze względu na to, że ówczesna sytuacja gospodarcza z pewnością determinowała losy poszczególnych przedstawicieli rodziny, a w każdym bądź razie miała na nie olbrzymi wpływ, uważam za niezbędne zacytowanie istotnych fragmentów tego opracowania:

Wyjątki ze stron 815 – 844

„W porównaniu z innymi dzielnicami, które również w owym okresie znajdowały się w fazie rozwojowej, Wielkopolska wyróżniała się wcześniejszym startem oraz wyższymi wskaźnikami wzrostu gospodarczego. Dało to w efekcie, mimo szykan pruskich i zaboru części dzielnicy, stosunkowo wysoki poziom ekonomiczny terenu przed drugim rozbiorem Polski i wiążący się z osiągnięciem tego poziomu wzrost dochodu różnych warstw ludności, w pierwszym zaś rzędzie przeciętnego wielkopolskiego szlachcica. Wszystko wskazuje na to, że – odmiennie aniżeli to było w skali całego kraju – bilans handlowy i płatniczy Wielkopolski był dodatni.”

„Wielkopolska była krajem posiadającym nie tylko dostateczną ilość produktów żywnościowych dla swej ludności, lecz poza tym dysponującym nadwyżkami.”

„Równie poważny był udział w obrotach rynkowych wielkopolskiej produkcji zwierzęcej. Dotyczy to przede wszystkim owiec, które dominowały w strukturze hodowli, oraz w pewnym stopniu bydła (opasy, nabiał), nierogacizny i drobiu. Znaczny rozwój hodowli owiec, który obserwujemy w Wielkopolsce w XVIII w. miał związek ze wzrostem produkcji wielkopolskiego okręgu sukienniczego (WOS) oraz z silnym zapotrzebowaniem na wełnę w sąsiadujących z Wielkopolską śląsko – czesko – morawskim okręgu sukienniczym jak w ogóle w całej ówczesnej Europie.”

„Sukiennictwo odgrywało większą lub mniejszą rolę w około 60% miast wielkopolskich, co świadczy o dość równomiernej lokalizacji w całej Wielkopolsce ośrodków tego przemysłu.”

Wyraźnie zagęszczenie zakładów sukienniczych występuje w Wielkopolsce w dwóch zgrupowaniach miejscowości: zwartym południowo – zachodnim i bardziej rozproszonym północno – zachodnim z Trzcianką, Chodzieżą, Rogoźnem i Obrzyckiem na czele. W pobliżu Radawnicy takimi miastami były: Jastrowie grupujące zmienną liczbę sukienników w ilości 100 – 200, Trzcianka ponad 200 i Łobżenica 20 – 50.

„Hodowlą owiec zajmowały się prawie wszystkie folwarki. W oparciu o szczegółowe obliczenia, dotyczące dwu powiatów (z południa i północy Wielkopolski), można przyjąć, że takich folwarków było przynajmniej 70%. Owczarnie były różnej wielkości. W. Rusiński stwierdza, że w województwie poznańskim najczęstsze były owczarnie liczące 300 – 500 owiec.”

„W hodowli bydła rogatego, nierogacizny i koni stan posiadania folwarków i gospodarstw chłopskich nie odbiegał zbytnio od wskaźników znanych z innych terenów.”

„Odmiennie aniżeli na innych terenach kraju pogłowie zwierząt w stosunku do odsetka areału folwarcznego było w Wielkopolsce bardziej proporcjonalne. Zapewniało to, rzecz jasna, wyższy dochód właścicielom folwarków.”

„Folwarki, które posiadały w sumie 2/3 całego pogłowia owiec, wyraźnie uczyniły z tej gałęzi hodowli jedno z główniejszych, jeśli nie główne źródło dochodów. Na dalszym miejscu stał dochód ze sprzedaży zbóż, chociaż – jak można oszacować – około 25% zboża folwarcznego dostawało się do obrotu rynkowego.”

„W każdym przypadku struktura dochodów w poważnym stopniu uzależniona była od strefy, w jakiej położone było gospodarstwo, zaś strefy te wyznaczała odległość od miasta i wielkość owego miasta.”

„Niezależnie od wkraczania osadnictwa na tereny leśne obserwujemy coraz wyraźniejszą eksploatację gospodarczą lasów przez szlachtę wielkopolską. Wielkopolski przemysł potrzebował dużych ilości drewna i węgla drzewnego. Rósł popyt na materiały budowlane, na różnego rodzaju gonty, klepki itp. Potrzebna była również smoła i potaż. Lasy wielkopolskie zaroiły się od ludzi.”

„W Wielkopolsce w XVIII w. obserwujemy dość wyraźne ożywienie gospodarki stawowej (szczególnie na pograniczu kalisko – sieradzkim) oraz rybołówstwa śródlądowego.”

„Z sukiennictwem współistniało dość rozwinięte płóciennictwo, mające również dawne tradycje.”

„W dalszym ciągu dużą rolę gospodarczą odgrywał w Wielkopolsce przemysł skórzany, który reprezentowały liczne warsztaty szewców i kuśnierzy.”

„Przeprowadzona analiza produkcji rolnej i przemysłowej regionu wskazuje na wysoki stopień jego ekspansywności ekonomicznej. Bardzo wyraźnie rzuca się w oczy tendencja do tego, aby jak najmniej eksportować surowców, jak najwięcej zaś wyrobów w Wielkopolsce przetworzonych, a jednocześnie, by importować jak najmniej produktów gotowych.”

„Przejawem wspomnianej tendencji był rozwój produkcji sukna oraz płótna i idące z tym w parze ograniczenie eksportu wełny i lnu, sprzedaż mąki zamiast wywozu ziarna, wywóz gotowych ubrań, czapek i kapeluszy, dążność do wywozu skór wyprawionych, a nie surowych.”

„Do głównych produktów wywozowych Wielkopolski należało zboże (żyto, pszenica, jęczmień) i mąka oraz tkaniny (głównie sukno). Zboże wywożono w części poprzez Bydgoszcz i Toruń do Gdańska, w części do Szczecina oraz na Śląsk. Rynek śląski był bardziej chłonny i brał chyba większą część ziarna, a poza tym wszystką mąkę.”

„Jednym z podstawowych problemów gospodarczych Wielkopolski było zaopatrzenie i zbyt przemysłu włókienniczego. Tworzył on wewnętrznie powiązany kompleks przemysłowy, wpływając stymulująco na rozwój gospodarczy regionu.”„Sukno wielkopolskie, poza zaspokojeniem potrzeb rynku wewnętrznego szło w dużych ilościach za granicę. Wysyłano je przede wszystkim do W. Ks. Litewskiego, na Ukrainę, do Rosji (skąd szło dalej na Wschód), a poza tym do wielu innych krajów.”

„Omówione kontakty handlowe odbywały się w warunkach stałych szykan pruskich, które wzmagały się wraz z objęciem władzy w Prusach przez Fryderyka II, szczególnie zaś po pierwszym rozbiorze i wymuszonym a poza tym łamanym przez Prusy na niekorzyść Polski traktacie handlowym z 1775 r. Prusy nie potrafiły wprawdzie zahamować ekspansji gospodarczej Wielkopolski, ale stwarzały dla niej poważne hamulce. Polityka handlowa Fryderyka II miała kilka celów: fiskalny (tzn. osiągnięcie jak największych dochodów z ceł przez obniżenie polskiego eksportu i importu), gospodarczy (stworzenie protekcjonistycznych warunków dla rozwoju przemysłu w Brandenburgii) i polityczny (osłabienie państwa polskiego; przy czym w pierwszym rzędzie chodziło o izolację gospodarczą Gdańska, a w całokształcie o przygotowanie następnego zaboru). Fryderyk II chciał stworzyć z Polski rynek zbytu dla pruskiej produkcji przemysłowej. Irytował go w szczególności kwitnący wielkopolski przemysł tekstylny. W traktacie handlowym Fryderyk zastrzegł sobie specjalne utrudnienia przy tranzycie wełny (30% cła, zamiast 12%) bowiem potrzebował jej dla własnego przemysłu.” „Forsował eksport tkanin do Rzeczypospolitej planując nawet opatrywanie pruskich tkanin stemplami angielskimi, bowiem w Polsce sukno angielskie od dawna wysoko ceniono. Prusacy utrudniali również handel drewnem, zbożem i solą. Podwyższenie cła dotknęło w dużym stopniu Wielkopolskę, gdyż wysyłając towary do Prus mogła wykorzystywać w tym celu jedynie Wartę; na drewno idące tą drogą Prusy nakładały 50% cła (zamiast 2% jak to przewidywał traktat), a to sprawiało, że eksport drewna przestawał się opłacać. Utrudniano również handel zbożem.”„W praktyce, rzecz jasna, mimo zakazów, sprzedawano znaczne ilości zboża do państwa Fryderyka.”

„W parze z rozwojem różnych dziedzin życia gospodarczego w Wielkopolsce szedł rozwój systemu dróg, komunikacji, transportu i poczty. W tej dziedzinie Wielkopolska również wyprzedzała dość wyraźnie inne regiony kraju. W ciągu wieków wytworzyła się w Wielkopolsce koncentryczna sieć dróg lokalnych, ponadregionalnych (krajowych) i międzynarodowych – tranzytowych z dwoma zasadniczymi węzłami – poznańskim i kaliskim.”„Na drogach wielkopolskich czynne były w okresie przedrozbiorowym regularne kursy królewskiej poczty polskiej, mającej centralny węzeł w Poznaniu. Sieć urzędów pocztowych była znaczna, jeszcze zaś większa liczba stacji pocztowych przeprzęgowych. Warto wskazać na duże zagęszczenie urządzeń pocztowych w Wielkopolsce [Wałcz był tą siecią objęty]. Przeciętna odległość między stacjami w Wielkopolsce wynosiła od 2 do 4 mil [17 – 34 km], (przy czym w praktyce często była niższa), podczas gdy w innych regionach odległości te wynosiły 4 – 8 mil, a nawet więcej. Taryfy polskie z lat 1765 i 1777 były skonstruowane nowocześnie i precyzyjnie, przewyższając pod tym względem zasady taryf pruskich i innych. Gdyby nie zabory, poczta polska mogłaby się stać poważnym źródłem dochodu dla państwa. Poczta polska i wielkopolska cieszyła się wysoką oceną w Europie, rozwijając się mimo rozlicznych szykan pruskich. Po zaborach Prusacy oparli się na istniejącym już w Wielkopolsce systemie pocztowo – komunikacyjnym. Poziom tego systemu przewyższał zresztą stan istniejący w Prusach.

Rolnictwo, przemysł, handel i kredyt rozwijały się w osiemnastowiecznej Wielkopolsce coraz bardziej harmonijnie. Były to oczywiście dopiero początki coraz silniej kruszącego tradycyjne stosunki społeczne i tradycyjną mentalność wzrostu gospodarczego. Od pierwszego do drugiego rozbioru minęło zaledwie 20 lat. Ów harmonijny rozwój gospodarczy zahamowało i skrzywiło brutalne włączenie Wielkopolski do pruskiego organizmu państwowego.”

W jakim stopniu to ożywienie gospodarcze objawiało się w dość izolowanej na północnym skraju Wielkopolski Radawnicy nie wiadomo; niewątpliwie jednak musiały istnieć specyficzne i preferowane w każdej miejscowości najbardziej opłacalne działy gospodarki, jak chociażby hodowla owiec, czy produkcja półfabrykatów z drzewa, dla których transport do miast np. runa lub wełny owczej, gontów lub węgla drzewnego, nie nastręczał w wypadku znacznego oddalenia rynków zbytu, tylu problemów i nakładów, co transport zbóż lub mąki.

Natomiast gospodarujący w Nieszawie koło Obornik Ignacy, syn Jana Krystiana i Ludwiki, niechybnie musiał odczuwać dobroczynne skutki wzrostu koniunktury w popycie na wytwory swego gospodarstwa.Gdyby dane było Rzeczypospolitej w tym okresie zaznać pokoju i spokoju, rozwój gospodarczy niechybnie pociągnąłby za sobą wzrost zamożności, a przede wszystkim rozwój szkolnictwa i tym samym wzrost przeciętnego wykształcenia, niezbędnego do postępu cywilizacyjnego całego społeczeństwa. Niestety, sytuacja polityczna kraju pogarszała się nieustannie, co było szczególnie odczuwalne w Wielkopolsce, sąsiadującej z bezwzględną, militarystyczną już wówczas monarchią pruską.

Zacytowane niżej wyjątki z „DZIEJÓW WIELKOPOLSKI” przedstawiają okres przed pierwszym rozbiorem:

„Wojny śląskie rozpoczęły nową serię przemarszów obcych wojsk. Już za rządów Fryderyka Wilhelma I naruszano często granicę Wielkopolską w celach werbunkowych, ale w grudniu 1740 r. nowy król pruski, Fryderyk II, bez żadnego zawiadomienia rządu polskiego przeszedł swobodnie przez terytorium polskie na Śląsk.” „Prusacy w Wielkopolsce poczęli prowadzić intensywne werbunki już nie metodą porywania ludzi, lecz za wysoki żołd i do chorągwi jezdnych o polskiej organizacji i polskim stroju (tzw. „Bośniaków”). Te zaciągi były wśród szlachty dość popularne; znacznie mniej podobały się, rzecz prosta, rekwizycje żywności i paszy. Fryderyk II przez cały czas swych wojen przeciwko Austrii traktował Wielkopolskę jako główna bazę zaopatrzeniową.”

„W województwach poznańskim i kaliskim walki stronnicze w tych latach, będą odbiciem zmagań trzech obozów politycznych: dworskiego, „familii” Czartoryskich i stronnictwa Potockich, były tak żywe, iż po r. 1748 na lat 15 przestały dochodzić do skutku sejmiki poselskie, a w znacznej części i gospodarskie, co spowodowało anarchię administracyjną i nieobecność posłów wielkopolskich na 7 sejmach, co prawda zerwanych. Najbardziej wpływowe było tu stronnictwo dworskie, montowane przez Jerzego Mniszcha, marszałka koronnego, od r. 1758 generała wielkopolskiego, zięcia wszechwładnego ministra Brühla.”

„Sam Brühl związał się w osobliwy sposób z Wielkopolską. Wyrabiając sobie uznanie swego rzekomego polskiego szlachectwa, wywiódł się od występujących w XVI w. Ocieskich przydomku „Bryl”. Kupił więc swe „gniazdo rodzinne” Ocieszyn koło Szamotuł, począł się pisać „z Ocieszyna Brühl”, nabył ponadto od króla Stanisława [Leszczyńskiego] pozostałe po śmierci jego żony Katarzyny Opalińskiej rozległe dobra sierakowskie i tak stał się obywatelem województwa poznańskiego.”

„Dla lepszego trzymania szlachty w ryzach dwór utrzymywał w Wielkopolsce oddziały wojska koronnego. W r. 1745 spowodowało to tak silne wrzenie wśród ludności, iż obawiano się nawet konfederacji. W marcu 1750 r. skierowano tu nowe komendy. W latach 1752 – 1756 stał w Poznaniu regiment królewicza, potem, w r. 1757, przyszedł tu z Elbląga regiment gwardii pieszej koronnej pod gen. Golcem, aż wreszcie w r. 1758 zastąpił go liczący 8 tyś. ludzi korpus rosyjski. Rosjanie pojawili się w Wielkopolsce już latem 1745 r. w charakterze wojsk posiłkowych, potem w r. 1748 dwa razy przemaszerowali tędy, idąc nad Ren z pomocą Austriakom. Nie robili wtedy większych szkód trzymani w karności. Teraz w okresie wojny siedmioletniej, wojska carskie już nie tylko poprzez rabunki i nadużycia, ale po prostu dla samej liczebności straszliwie dały się we znaki mieszkańcom.”„Zwiększająca się liczba wojsk carskich na terenie Wielkopolski, mnożący się maruderzy, grabieże, gwałty, morderstwa, podpalenia poczęły doprowadzać ludność do rozpaczy.”

„Latem 1761 r. Wielkopolska była znów widownią walk prusko – rosyjskich. Tym razem wszedł tu gen. Zieten i choć go Rosjanie, teraz pod komendą naczelną marszałka Buturlina, wyparli z powrotem na Śląsk, poszczególne oddziały pruskie wciąż powracały i niszczyły magazyny, zapuszczając się nawet na ulice Poznania.”„Dopiero jesienią 1762 r. armia rosyjska wyszła z Wielkopolski, ale zaraz, w styczniu 1763 r., do Poznania wkroczyli Prusacy.

Już przedtem, zimą r. 1762 na 1763, jazda pruska, wpadając niewielkimi, lecz bardzo ruchliwymi grupami, wymuszała na szlachcie dostawy zboża do Wrocławia i Brzegu po cenach stanowiących znikomą cząstkę rynkowych..” „Fryderyk zalewał Polskę bitym w Saksonii fałszywym pieniądzem (obliczanym na 200 milionów złotych).”

„Nasilające się od dawna sprzeczności: obawy przed rosnącą ingerencją mocarstw obcych (szczególnie Rosji) w sprawy polskie, walka szlachty z magnaterią, a jednocześnie chęć zachowania „złotej wolności”, różnice wyznaniowe, rozbieżności w odniesieniu do programu reform – wszystko to znalazło odbicie w największym ruchu politycznym okresu poprzedzającego pierwszy rozbiór Polski, mianowicie w konfederacji barskiej. W Wielkopolsce konfederacja miała specyficzny charakter i przebieg ze względu na strukturę społeczną i tradycje życia politycznego oraz religijnego regionu.”

„Do głównych cech konfederacji wielkopolskiej należy jej szlachecki (a nawet w dużej mierze biednoszlachecki) antymagnacki charakter, duży udział w szeregach konfederackich ludności miejskiej oraz brak nastrojów i działań antykrólewskich. Jednocześnie w Wielkopolsce – gdzie współżycie katolików i protestantów ściśle wiązało się ze wspólnotą gospodarczych interesów, gdzie brakowało ciemnej szlachty zagrodowej, a chłopom i mieszczanom powodziło się lepiej niż gdzie indziej – nie było ostrzejszych wystąpień antydysydenckich, a moment zagrożonej niepodległości poruszenia „zniewieściałego narodu” wysuwał się ze szczególną siłą. Wielkopolska była coraz widoczniej zagrożona przez rosnącą ekspansję Prus. Od chwili swego powstania w początku XVIII w. Prusy konsekwentnie dążyły do zaboru Pomorza i Wielkopolski.”

Wacław Szczygielski,, w swej wydanej przez PAX w 1970. książce o tytule: „Konfederacja barska w Wielkopolsce. 1768 – 1770.” w następujący sposób opisuje sytuację tego regionu i dalszy rozwój sytuacji:

„W przeddzień konfederacji barskiej na naczelnych stanowiskach w Wielkopolsce znalazły się typy, które według W. Konopczyńskiego „„raziły wyjątkową szpetotą””. Arcybiskupem gnieźnieńskim (od 1767 r.) był Gabryel Podoski, „„nędzna kreatura””, „„intrygant i rozpustnik bez czci i wiary””, biskupem poznańskim, po zmarłym 1 marca 1768 r. Teodorze Czartoryskim, Andrzej Stanisław Młodzianowski, „„sprzedajny sługa carskich ambasadorów””; wojewodami: poznańskim (od 1760 r.) Antoni Barnaba Jabłonowski, magnat ukraiński, kaliskim (od 1763 r.) Ignacy Twardowski „„popychadło na trzech stołkach, wysługujące się Mniszchowi, Rosji i królowi””, wreszcie gnieźnieńskim (od marca 1768 r.) ks. August Sułkowski, „„cudzoziemiec o polskim nazwisku””, garbaty, brzydki, złośliwy, lecz przy tym bardzo zdolny i wykształcony, bezgranicznie ambitny, zionął zawiścią na familię Czartoryskich i marzył o purpurach i udzielnościach dla całej familji Sułkowskich.”

„Ingerencja obcego mocarstwa w sprawy Rzeczypospolitej w szczególności zaś wysunięcie kwestii dysydenckiej, niebywała buta ambasadora, terror wojsk rosyjskich i poniewieranie godności narodowej spowodowały wybuch powstania. Dnia 29 lutego 1768 r. w Barze, w woj. podolskim zawiązano konfederację pod hasłem „„obrony wiary i wolności””. Wielkopolska, która najbardziej doświadczyła wszelkiego rodzaju krzywd i bezprawi, szybko podjęła rzucone wici.”

„Wieść o zawiązaniu konfederacji w Barze szybko dotarła do Wielkopolski. Stan żywego podniecenia przejawił się już w marcu 1768 r.

W ciągu kwietnia w obu województwach „„o niczym nie mówiono, tylko o rewolucji i pochwałach konfederacji barskiej, którą tak magnificowali – pisze pewien dysydent – że się ziemia pod szalbierstwami uginała””. Więc „„byli tu takowi, którzy nie tylko na ruśnicę, ale i na barełę prochu byliby przysięgali, że już konfederatów 60 tysięcy, że Kamieniec i Zamość odebrane, że Orda już w Moskwie, że królewicz Karol i poseł francuski w Barze, że wojska austriackiego tysięcy kilka dla zasłony konfederatów w Polszcze i t.d.””

Księża nawoływali z ambon do ratowania przed kacerzami zagrożonej wiary katolickiej, podburzając ludność przeciwko innowiercom. W Kępnie pleban miejscowy nie dopuścił do podjęcia budowy zboru dysydentów, którzy mieli już na ten cel zgromadzony budulec. W Skokach księża katoliccy zamknęli krypel (kościół ewangelicki), a w Swarzędzu nabożeństwo innowierców odbywało się pod asystą kozaków sprowadzonych z Poznania.

Mimo powszechnego podekscytowania nigdzie jednak nie doszło do jaskrawych wystąpień. Uwaga powszechna skierowana była na Podole i Ukrainę, skąd nadchodziły nie sprawdzone, ale pełne optymizmu wiadomości, zwiększając ogólne podniecenie.”

„Początki ruchu, który był projektowany i organizowany w zupełnej konspiracji, trudne są do wyśledzenia i przedstawić je można w sposób jedynie bardzo fragmentaryczny.

Do pierwszych wystąpień probarskich w Wielkopolsce doszło w połowie kwietnia 1768 r.”

Pierwszy oddział konfederatów na terenie Wielkopolski zorganizował Wojciech Rydzyński, przyrodni brat Ludwiki Barbary, żony Jana Krystiana z pokolenia V. O oddziale tym i jego krótkim wojowaniu będzie dalej mowa w opisie losów synów Ludwiki. Wracając jednak do „DZIEJÓW WIELKOPOLSKI” warto z nich zacytować jeszcze poniższe krótkie fragmenty omawiające w sposób syntetyczny przebieg konfederacji:

„Przeciw konfederatom obok Rosjan występowali również Prusacy, mimo to wśród konfederatów było wiele złudzeń co do postawy Fryderyka II, który w rzeczywistości czekał tylko na dogodną chwilę, by wprowadzić w życie swe plany zaborcze.”

„W latach 1768 i 69 główne działania wojenne na terenie Wielkopolski toczyły się między wojskami rosyjskimi, a partyzantką polską, która powołując tzw. Izbę Konsyliarską ustanowiła pierwszy w dziejach Wielkopolski, rząd wojewódzki, bowiem dopiero trzy miesiące później powstała tzw. Generalność, czyli zarząd ogólny konfederacji. Wtedy jednak do Rosjan zaczęli dołączać Prusacy, którzy licznie napływali do Wielkopolski, co uświadomiło nareszcie konfederatom zasadniczą zmianę sytuacji.”

„Nad Wielkopolską zawisło niebezpieczeństwo pruskie. Już w 1770 r. Fryderyk II zagarnął spory szmat ziemi poznańskiej pod pozorem ochrony przed zarazą, która rzekomo zagrażała ze strony Wielkopolski (tzw. „„kordon sanitarny””). Na terenie tym zaczęły się tak brutalne zdzierstwa i gwałty, że nawet sam Fryderyk II musiał powstrzymywać swych rozwydrzonych podkomendnych.”

Wacław Szczygielski, wśród licznych ocen skutków konfederacji barskiej – oczywiście według poziomu wiedzy o niej z roku 1970. – podaje dwie, których zacytowanie uważam za niezmiernie ważne, jako zamykające ten w nadmiernym skrócie poruszony epizod historii:

„Konfederacja barska rozumiana jest dziś w literaturze naukowej jako ruch, w którego społeczno – politycznym programie przebijały tendencje konserwatywne czy wsteczne, nasycone ślepym fanatyzmem religijnym; jako ruch, którego geneza tkwiła w dawnym duchu rokoszowym a z którego czerpała swe natchnienie Targowica. Wreszcie twierdzi się, że była ona wprawdzie walką o niepodległość kraju, ale równocześnie stała się bezpośrednią przyczyną rozbioru Polski.”

„Król Stanisław August, najbardziej zainteresowany konfederacją i lepiej niż ktokolwiek inny znający jej przebieg i kulisy, stwierdzał, że była ona dziełem zgubnej intrygi i bezpośrednią przyczyną rozbioru Polski.”

„DZIEJE WIELKOPOLSKI” relacjonują dalsze losy tej dzielnicy Rzeczypospolitej, następująco:

od str. 867

„Pierwszy rozbiór Polski, który w odniesieniu do ziemi wielkopolskiej oznaczał zagarnięcie przez Prusy jej północno – wschodnich części, ma swoją prehistorię, do której zaliczyć można nie tylko wspomniany „„kordon sanitarny”” oraz prowadzone już przynajmniej od kilkudziesięciu lat wyzysk i grabież ekonomiczną, lecz także napady i dokonywane gwałtem aneksje różnych granicznych skrawków Wielkopolski, czyli to wszystko, co składało się na owe „„trudne sąsiedztwo brandenburskie””.

„W okresie konfederacji barskiej Fryderyk robił wszystko, by doprowadzić do traktatu rozbiorowego. Konfederacja barska, wprowadzająca anarchię do osłabionego kraju, była królowi pruskiemu bardzo na rękę.

 Już w lutym 1769 r. Fryderyk wysłał do Petersburga projekt rozbioru (tzw. projekt hr. Lynara), lecz wtedy Rosja nie była jeszcze zdecydowana co do sposobu „„rozwiązania”” sprawy polskiej; wszakże w czerwcu 1771r., gdy konfederacja chyliła się ku upadkowi, rozpoczęto z Prusami rozmowy na temat rozbioru Polski. Rokowania, pełne wzajemnych przetargów, trwały cały rok, aż do lata 1772 r. i zakończone zostały podpisaniem w Petersburgu (5 sierpnia) trzech traktatów.

Wymuszona ratyfikacja rozbioru ze strony polskiej nastąpiła w przeszło rok później, 30 września 1773 r., gdy już na zaanektowanych terenach działały władze obce. Działania zaborcze Prus w sposób najbardziej widoczny wyprzedzały wszelkie uregulowania traktatowe. Prusy w pierwszym rzędzie szybko zaczęły rozszerzać „„kordon sanitarny”” posuwając się na południe Wielkopolski; taki rozkaz wydał już 21 marca 1772 r., a więc na początku pertraktacji petersburskich, Fryderyk II gen. Bellingowi. Belling nie tylko panoszył się w Wielkopolsce, lecz wkroczył nawet do Poznania. Grabiono najechane ziemie. „„Chwytano całe rodziny, chwytano i dziewczęta z przypisaną liczba piernatów – pisze W. Konopczyński – które później rozdawano jako żony kolonistom pruskim””. Poznań zmuszono do dostaw żywności i obłożono kontrybucją pieniężną. Po Bellingu, zbyt skompromitowanym okrucieństwami, dowództwo nad „„kordonem sanitarnym”” otrzymał gen. von Lossov; Bellingowi natomiast zlecono zajmowanie się „„zakupem”” zboża (metoda kontrybucji).”

„Zajmowanie tzw. okręgu nadnoteckiego, ułatwione stacjonowaniem w niektórych miejscowościach załóg „„kordonu sanitarnego””, trwało zaledwie dziewięć dni: od 13 do 21 września 1772 r.”

„W zagarniętej prowincji wprowadzono odrębną administrację. Władza powierzona została (po pewnych próbach innych rozwiązań) kolegium, które nosiło nazwę „„Königlich westpreusseische Kriegs- und Domänen Kammer – Deputation in den Distrikten an der Netze””. Organizatorem władz był głównie Brenckenhoff, dyrektorem kolegium został von Gaudi. Ustalono podział na cztery powiaty: bydgoski, inowrocławski, kamieński i wałecki z landratami (podległymi kamerze kwidzyńskiej) na czele. Powiaty dzieliły się na tzw. urzędy (Amt). Wprowadzono dość istotne zmiany w sądownictwie; m. in. ograniczono władzę sądową pana nad chłopem przez obowiązek ustanowienia przez panów znających prawo tzw. justycjariuszy. Jednakże zniesienie w 1772 r. zaostrzonego poddaństwa osobistego nie przyniosło praktycznie wielkiej zmiany, bowiem chłopów o takim typie poddaństwa w Wielkopolsce prawie nie było. Sądy grodzkie i ziemskie (dla szlachty) zostały zamknięte. Wprowadzono w zamian tzw. sądy landwójtowskie (w Bydgoszczy i Pile), a potem sąd dworski (tzw. Hofgericht) w Bydgoszczy oraz pruski Landrecht. Pruski system podatkowy przewidywał, że 1/3 dochodów musieli płacić chłopi, 1/4 szlachta polska i 1/5 szlachta niemiecka. Ustalenia podatków dokonano w oparciu o wyniki prac komisji klasyfikacyjnych, które dokładnie zlustrowały całość zasobów kraju i ustaliły wysokość dochodów.”„Obwód nadnotecki od początku włączenia go do państwa pruskiego (a nawet wcześniej) traktowany był jako teren ściągania dochodów (obliczonych już przed rozbiorem na 1,6 miliona talarów rocznie)  oraz – prowadzonej zresztą dość nieudolnie – kolonizacji, mającej zwiększyć siłę słabego dotąd żywiołu niemieckiego. W latach 1775 – 1786 zdołano mimo usilnych zabiegów, osadzić w wielkopolskich częściach prowincji nadnoteckiej zaledwie około 120 rodzin (głównie jako olędrów lub na prawach tzw. wsi sołeckich). Ze szczególną wrogością odniósł się rząd pruski do Żydów. Na bogatszych nałożono wysokie podatki, zaś biedniejszych (w liczbie kilku tysięcy) usunięto z kraju przemocą.”„Po zdławieniu konfederacji barskiej i zagarnięciu części polskich terenów zaborcy domagali się ratyfikacji traktatów rozbiorowych przez sejm.

Grozili zniszczeniem Warszawy, a następnie całego kraju w przypadku, gdyby ich plany nie miały zostać spełnione. Zażądano sejmu pod węzłem konfederacji, który (tak jak to było na sejmie 1767 –1768) wyłoniłby delegację dla przygotowania projektów ustaw. Konfederację taką udało się sklecić, przy czym głównym spiritus movens był tu zrazu Suldern, a potem Stackelberg, którzy uaktywnili (także za pośrednictwem, jak to było wówczas w zwyczaju, podarków pieniężnych) przeciwników barskich, dawnych zwolenników Rosji i Sasów. W organizowaniu tej konfederacji jak i w toku całego sejmu lat 1773 – 1775 dużą rolę odegrali Wielkopolanie (szczególnie A. Poniński).”

„Tymczasem w Wielkopolsce coraz bardziej gospodarczo umacniająca się i bardziej niż gdzie indziej oświecona szlachta, która była tu – jak wiemy – głównie tzw. średnią szlachtą, stwarzała naturalne podłoże dla rodzących się projektów reform w kraju.

Na swym terenie radziła na sejmikach, na terenie sejmu ustami swych ziomków popierała lub zgłaszała postulaty zmian. Na podkreślenie zasługuje w szczególności aktywność Wielkopolan na sejmie 1767/68 r. (powołanie Komisji Dobrego Porządku), na wspomnianym już sejmie rozbiorowym, na sejmie 1778 r. (sprawy Rady Nieustającej), a następnie na sejmie 1784 r. (sprawy unowocześnienia gospodarki, projekt Akademii Wielkopolskiej), na którym rozwijał żywą działalność m.in. Józef Wybicki.”

„Jak w całym kraju, również w Wielkopolsce było wśród szlachty wielu przeciwników reform; w sumie jednak Wielkopolska należała do terenów, gdzie działalność reformatorska, znajdująca swe ówczesne apogeum w Sejmie Czteroletnim, miała bardzo szerokie poparcie.

Poza tym poparciem ważną rolę w walkach o reformy odegrała grupa Wielkopolan ze Stanisławem Staszicem, mieszczaninem z Piły, na czele. Staszic w swych „„Uwagach nad życiem Jana Zamojskiego”” (1787) zarysował szeroki program reform ekonomicznych, społecznych i politycznych.

W zakresie gospodarki domagał się rozwoju przemysłu i ograniczenia luksusowej konsumpcji towarów zagranicznych, w zakresie społecznym – praw dla mieszczan i przejścia od systemu pańszczyźnianego do czynszowego, w sferze życia politycznego – zniesienia liberum veto i wolnej elekcji oraz pozbawienia praw politycznych szlachty nieposesjonackiej. Przestrzegał przed grożącym Polsce upadkiem. Dzieło to, które wywołało szeroką dyskusję, stało się jednym z podstawowych czynników krystalizacji obozu postępowego.

Wśród działaczy Sejmu na jedno z czołowych miejsc wybił się znany nam już Ignacy Wysogota Zakrzewski, umiejący w sposób właściwy łączyć sprawy wyzyskiwanej nadal przez Prusy prowincji wielkopolskiej z problemami ogólnopaństwowymi.

W sposób jak najbardziej trzeźwy, patrząc na zdarzenia historycznie i przewidując przyszłe wypadki, oceniał politykę pruską, co nie zawsze udawało się dążącym do wyswobodzenia spod upokarzającej kurateli carskiej posłom sejmowym. Zakrzewski szczególnie aktywnie działał w sprawie miejskiej, domagając się przywrócenia należnych miastu i mieszczanom praw. Zwolennikami reform było poza tym sporo posłów wielkopolskich. Był nim np. Ignacy Działyński, wychowany przez Melchiora Gurowskiego. Fakt dość charakterystyczny, bowiem obrazuje zmiany w poglądach politycznych ostatnich przedrozbiorowych pokoleń, a jednocześnie mówi o procesie dojrzewania starej generacji (procarskiej czy procesarskiej) do zrozumienia konieczności reform, choćby miały to być reformy administracyjno – finansowe, gospodarcze czy wojskowe, nie naruszające starego układu klasowo – stanowego. Za Konstytucją 3 Maja stali spośród posłów wielkopolskich poza tym m. in. Eugeniusz Nałęcz-Gorzeński, Ksawery Chłapowski. Do przeciwników konstytucji i reform zaliczyć można jedynie osławionego Jana Suchorzewskiego, zaś z senatorów Józefa Mielżyńskiego.”

„Ze szczególnym zainteresowaniem oraz dużymi nadziejami prace Sejmu Czteroletniego śledzili mieszczanie wielkopolscy; brali zresztą również bezpośredni udział w prawach Sejmu.”

„Po uchwaleniu Konstytucji 3 Maja (oraz praw o miastach) powszechnie w Poznaniu cieszono się z uzyskanych swobód i praw. Warto przypomnieć, że władze miejskie nie zezwoliły na wydrukowanie przeciwstawiającej się Konstytucji 3 Maja mowy Jana Suchorzewskiego.”

„O powszechnie panującej przychylnej atmosferze dla Konstytucji 3 Maja świadczy także niechęć Wielkopolski do Targowicy, do której Wielkopolska przystąpiła najpóźniej i bez szerszego oddźwięku w społeczności szlacheckiej. Początkowo wypowiedziano się gremialnie przeciw Targowicy, zgłaszając „„gotowość bronienia swobód i wolności narodu, jako też Konstytucji 3 Maja””.

Jednak historia Wielkopolski biegła w rytmie całej Rzeczypospolitej i wraz z nią zmierzała do nieuchronnej katastrofy, której nie mogły już w żaden sposób zatrzymać rozpaczliwe próby reform, dokonywane przez niestety będącą w mniejszości, światlejszą część – z królem na czele - społeczności szlacheckiej. Gdy czyta się określenia kolejnej konfederacji – tym razem targowickiej, używane w odniesieniu do bezwolnego i sparaliżowanego decyzyjnie przez ambasadora Rosji i rodzimą magnaterię - króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, jako okrutnego tyrana, to podziw nad obłudą, podłością i zakłamaniem jej przywódców, przewyższa nawet obrzydzenie do tych kreatur frymarczących Polską w imię swoich nędznych, egoistycznych interesików. Jedynym, który mógł z nimi śmiało współzawodniczyć w cynizmie i obłudzie był król pruski.

Tyle tylko, że on mógł sobie na to pozwolić, posiadając liczną i dobrze wyszkoloną armię. Znana jest jego uwaga, którą wypowiedział po rozpatrzeniu skierowanego na jego ręce manifestu polskiej szlachty, zawierającego protest wobec kolejnego rozbioru, „że zawarta w nim argumentacja godna byłaby rozpatrzenia, gdyby za protestującymi stała 200. tyś. armia”.

Koniec samodzielnego bytu państwowego był, więc nieunikniony, a dla Wielkopolski nastał już w 1793. roku. „DZIEJE WIELKOPOLSKI  mówią o tym następująco:

„Gdy Targowica opanowała cały kraj, musiał ostygnąć i zapał Wielkopolski. Głowę podnieśli nieliczni zwolennicy Szczęsnego Potockiego i jego kliki. Nie znajdując dostatecznego oparcia w poszczególnych województwach wielkopolskich, postanowili oni zawiązać jedną ogólną konfederację wielkopolską. Zwołano 20 sierpnia 1792 r. zjazd w Środzie wybierając marszałkiem Łukasza Bnińskiego, a sekretarzem Jakuba Bilińskiego. Urzędowano w Poznaniu. Były to w sumie jednak rządy spokojne, nie dręczące, jak gdzie indziej, współobywateli innych przekonań. Odnosi się wrażenie, iż skoro nie udało się uniknąć konfederacji – trzeba było ją zorganizować przynajmniej dla zabezpieczenia spokoju. Wyraźnie taki cel miała wojewódzka konfederacja w Gnieźnie (23 sierpnia 1792) – jedyna z konfederacji lokalnych w Wielkopolsce. Rządy konfederackie nie trwały długo. Następca Fryderyka II – Fryderyk Wilhelm II – w deklaracji z 16 stycznia 1793 r. oświadczył, że Wielkopolska jest tak zarażona „„jadem demokratyzmu””, iż zagraża całości państwa pruskiego. Nie czekając więc na dalszy bieg wypadków wprowadził do Wielkopolski swoje wojska. Już 31 stycznia Prusacy wkroczyli do Poznania, usuwając stopniowo władze polskie. Skompromitowany Łukasz Bniński opuścił rodzinną Wielkopolskę i przeniósł się na Wołyń. Jakub Biliński, zamykając prowadzoną przez siebie księgę grodu poznańskiego, zapisał: „„Regni Poloniae finis””.

Pokolenie VI. liczyło ogółem 10. przedstawicieli, których indywidualne losy znane są niestety jedynie fragmentarycznie. Część z nich - głównie potomstwo Jana Krystiana i Ludwiki Barbary, które przeniosło się do środkowej Wielkopolski - nie doczekało drugiego rozbioru Polski i zmarło przed 1793. rokiem, natomiast części - spośród pozostałych na Krajnie - udało się dotrwać do epoki napoleońskiej i doczekać u schyłku życia złudnej nadziei niepodległości związanej z satelitarnym Księstwem Warszawskim, o ile oczywiście jej wypatrywali, przy czym zarówno Radawnica, jak i Zamarte pozostały poza jego granicami w Prusach.

Wydaje się jednak, że przyjęcie dla tego pokolenia cezury roku 1793. jest właściwe, bowiem kolejne rozbiory, okres wojen napoleońskich, Kongres Wiedeński i utworzone w jego wyniku Królestwo Polskie, zwane w historiografii Królestwem Kongresowym, przypadają na schyłek części pokolenia VI., a okres dojrzałości - pokolenia VII, w związku, z czym tam też zostaną skrótowo omówione.

DOROTA                                                                                                                           KOD: VI.1.

éok. 1748. - 22.06.1798.

Dorota, która imię otrzymała z pewnością na cześć swej babki, była córką Egidiusza (Idziego) Kazimierza i jego żony Konradyny Krystiany z domu von der Goltz i urodziła się przypuszczalnie około roku 1748., z całą pewnością w Radawnicy. Rok jej urodzenia wynika – wobec omawianego już braku z tego okresu ksiąg metrykalnych Radawnicy – wyłącznie z wieku podanego w akcie zgonu i jest rzecz jasna jedynie orientacyjny, nie odbiega jednak z pewnością od daty rzeczywistej o więcej aniżeli dwa lata.

Na temat jej dzieciństwa i młodości nie dochowały się do naszych czasów żadne wiadomości. Można jedynie przypuszczać, że tocząca się wojna siedmioletnia odbiła się na życiu mieszkańców Radawnicy, w tym szczególnie na rodzinie jej dziedziców, w sposób opisany przez autorów (proboszcza ks. Ignacego Gepperta i burmistrza nakielskiego Teodora Bobowskiego) w zbiorowej pracy wydanej w 1926., pt. „Krajna i Nakło”, która ten epizod historii opisuje następująco:

„Siedmioletnia wojna (1756 – 1763) sprowadziła w nasze strony ponownie Moskali, którzy poprzez Krajnę maszerowali w stronę Brandenburgii i z powrotem.

W Bydgoszczy dla nich założony magazyn żywnościowy dał powód pruskiemu generałowi nazwiskiem Dohna, aby wkroczyć do powiatu nakielskiego celem zniszczenia bydgoskich zapasów. Bezkarność tak zuchwałego kroku sprawiła, że Prusacy usadowili się w Łobżenicy, skupując na Krajnie dla armji Fryderyka II zboże, za które płacili fałszywą monetą, bitą w Dreźnie, co oznaczało dalsze zubożenie mieszkańców Krajny. Pozatem dowódcy pruscy namową a także gwałtem zabierali chłopów polskich do pułków pruskich. W ślad zatem poszło, że na Krajnie i w pobliskich powiatach werbował żołnierzy każdy, kto chciał i mógł.”

Ojciec Doroty, Egidiusz Kazimierz zmarł w roku poprzedzającym wybuch tej wojny. Radawnicą zarządzała, więc matka Doroty, wdowa Konradyna Krystiana z trójką nieletnich dzieci. W stosunku do grasujących na tym terenie wojsk pruskich, pomocne w uniknięciu z ich strony represji, mogły być ewentualnie jej koneksje rodzinne z poddanymi króla pruskiego, mieszkającymi po sąsiedzku za Gwdą, a można przypuszczać, że i również jej wyznanie ewangelickie, silnie akcentowane przez genealogów niemieckich. Przed wojskami rosyjskimi natomiast chronić ją mogło jedynie położenie Radawnicy. Szlak przemarszu oddziałów Moskali musiał wieść istniejącą już wówczas drogą: Chojnice – Jastrowie – Wałcz, po północnej stronie Gwdy. Zarówno rzeka, przez którą już od wieków funkcjonował wygodny i ogólnie znany bród w Grudnej, jak i stosunkowo wąski pas nawet najgęstszych lasów, nie stanowił z pewnością wystarczającej osłony, lecz samo położenie na poboczu nakazanego kierunku marszu, jak i miejscowości zlokalizowane wokół oraz na samej linii tego traktu, mogły powodować, że niedaleką Radawnicę nawiedzały w owym czasie jedynie sporadycznie oddziały aprowizacyjne przemieszczającej się armii. Dotkliwsze mogły być jedynie zarządzenia władz polskich w Wałczu, zmuszanych przez dowództwa wojskowe obu stron, do wyznaczania kontyngentów dostaw – głównie żywności. Były to jednak kłopoty jej matki i odbijały się, co najwyżej na beztrosce oraz dostatku jej dzieciństwa i wczesnej młodości.

Z kroniki rodzinnej oraz herbarzy polskich wiadomo, że Dorota wyszła za mąż - w bliżej nieznanym roku - za dziedzica Grylewa, Stanisława Goetzendorf – Grabowskiego. Ślub ten miał z pewnością miejsce w jej siedzibie rodzinnej, a więc w domu i kościele, w Radawnicy, a jego termin musiał mieć miejsce najpóźniej przed końcem 1774., co wynika z „Tek Dworzaczka” mówiących o śmierci w wieku 1,5 roku syna tej pary - Franciszka, w dniu 15.03.1777. {C:/REGESTY/METRYKI/M1.X:; 4447 Grylewo}. Data roczna tego ślubu, jest o tyle istotna, że determinuje państwo, w którym po ślubie wypadło zamieszkać młodej parze, bowiem po dniu 21.09.1772. zarówno Radawnica, jak i Grylewo w wyniku pierwszego rozbioru, znalazły się w Królestwie Pruskim, a do tej daty ich mieszkańcy byli poddanymi króla polskiego. Nie mamy żadnych wiadomości o posagu Doroty, ale należy sądzić, że mimo nadzwyczaj trudnych czasów, był on znaczny. O rodzinie Grabowskich pisze w części I., tomu VII., na stronach 19-23., wydany w 1904. roku, najbardziej miarodajny wśród krajowych opracowań genealogicznych, „HERBARZ POLSKI” Adama Bonieckiego:

„Grabowscy h. Zbiświcz przydomku Goetzendorf, z Grabowa, w powiecie człuchowskim. Pieczęć biskupa warmińskiego, Adama Stanisława Grabowskiego z 1741 r. przedstawia: na tarczy przećwiartowanej, w po­lu pierwszym księżyc z mieczem, jak obok [rysunek herbu], w drugiej – Gryzimę, w trzeciem – trzy włócznie, w czwartym – dwa księżyce rogami do siebie, nad nimi dwie gwiazdy (Bibl. Kras. Dypl.). Grabowscy Goetzendorfowie otrzymali tytuł hrabiowski pruski 1786 i 1840 r. Herb ich odpowiednio zmieniony podaje Ostrowski Nr. 894, 895, 896 i 897.

Autentyczny dokument drukowany przez p. Żychlińskiego (Zł. Ks. XXIII f.49) dowodzi, że Paweł z Grabowa, biskup chełmski należał do tego rodu. Długosz, który go musiał znać dobrze osobiście, po kilka razy pisze o nim, że był z rodu Powałów, a Długosz zwykle się nie myli, podając herby znanych mu osób. Należy zatem przypuścić, iż herb Zbiświcz, nieznany wcale Długoszowi, a służący tylko tej jednej rodzinie, powstał później. W 1554 r. otrzymał Gotz od Wielkiego Mistrza Krzyżaków, 15 włók ziemi we wsi Gotzendorf w lenno, na prawie chełmińskim. W 1374 r, Stefan z Gotzendorfu i brat jego stryjeczny Jeszko, dostali od Wielkie­go Mistrza 60 włók gruntu w Grabowie, w powiecie człuchowskim, w lenno.

Za ich potomków uważając się Grabowscy, przybrali przydomek Goetzendorf, czyli z Goczkowic, która to wieś 1570 r. należała do Franciszka Gockowskiego (Sł. Geogr.). W 1479 r. Paweł, biskup chełmski, Maciej i Franci­szek Grabowscy, dziedzice Grabowa i lenni posiadacze wsi Goeczen, vel Goczkowieś, okazali w grodzie Starogardzkim oryginalne przywileje krzyżackie i zeznali pod przysięgą, że te od przodków posiadana Goczkowieś ma 15 włók magd.”

Z kolei „ZŁOTA KSIĘGA SZLACHTY POLSKIEJ” opracowana przez Teodora Żychlińskiego, w roczniku XXII., wydanym w Poznaniu w 1900. roku, na stronie 14., pisze o Grabowskich z przydomkiem Goetzendorf, herbu Zbiświcz i wśród najstarszej linii Łukowskiej i wełnieńskiej, na stronie 23/24 wymienia:

„Stanisław Goetzendorf Grabowski_(IX pok.) pisarz aktowy gnieź­nieński, podkomorzy Jkról. Mci  pan na Grylewie ożeniony z Dorotą von Osten – Sacken (Akta Wąwelna w Król. Archiwum w Poznaniu, Ks. III fol.1) zmarły dnia 12 listopada 1811 roku. Jego syn:

Hrabia Józef Goetzendorf Grabowski (X pok.) pan na Grylewie, mianowany pruskim hrabią dnia 10 września 1840 roku, zaślubił An­toninę Nieżychowską herbu Pomian, córkę Marcelego, sekretarza Konfederacyi wielkopolskiej w r. 1766 i Magdaleny Wilkońskiej herbu Odrowąż, kasztelanki Krzywińskiej, a siostrę Ludwiki Walentowej Rogalińskiej (zob. R. XI str. 118 do 119), zmarłą w Grylewie dnia 1 listopada 1873 r. Hr. Józef zakończył życie dnia 8 marca 1857 r. (A.H. Wąwelna III, 87), pozostawiając syna hr. Edwarda, młodszy bo­wiem Stanisław umarł młodo przed r. 1862, oraz trzy córki: hr. Emilią zaślubioną Heliodorowi Skórzewskiemu z Próchnowa, zmarłą dnia 21 stycznia 1875 r. w Jeziorach pod Zaniemyślem, hr. Izabellę, wdowę po Wincentym hr. Tyszkiewiczu i hr. Leokadyą, wdowę po Bolesławie Ponińskim.

Hr. Edward Goetzendorf Grabowski (XI pok.), oficer z r. 1831, członek pruskiej Izby Panów, pan na Grylewie i Radawnicy, ożenio­ny był z Józefą Kościelską herbu Ogończyk (zob. R. IV str. 132), córką Józefa, szambelana dworu pruskiego i Konstancyi Rokitnickiej herbu Prawdzic, zmarłą dnia 17 kwietnia 1850 r.”

Niewątpliwie była to dla Doroty o ile nie świetna partia, to w każdym bądź razie bardzo dobra. Linia Grabowskich, z której pochodził Stanisław, należała do bardzo majętnej rodziny na Krajnie, władała dobrami porównywalnymi z posiadanymi przez takich magnatów wielkopolskich jak Małachowscy, Potuliccy, czy Sułkowscy, a niewiele ustępującymi obszarem majątkom Działyńskich. Państwo młodzi po ślubie zamieszkali z całą pewnością w Grylewie – siedzibie Stanisława. Rodzinna Radawnica należała przecież do owdowiałej matki Doroty, Konradyny i miała przejść dopiero w 1783. roku na braci Doroty, a w konsekwencji perypetii spadkowo – majątkowych, na starszego brata Doroty – Franciszka. Grylewo natomiast leżące 9. km na północ od Wągrowca, położone niewątpliwie uroczo na wysokim brzegu Jeziora Grylewskiego, sąsiadowało z ruinami zamku – siedziby potężnej niegdyś rodziny Danaborskich. Wiadomości o Grylewie zawarte są w opisie zabytków województwa poznańskiego w tomie V., zeszyt 27. „KATALOGU ZABYTKÓW SZTUKI W POLSCE”, wydanym przez Instytut Sztuki PAN i brzmią następująco:

„GRYLEWO

 KOŚCIÓŁ PAR. p.w. św. Katarzyny. Fundowany zapewne w XIII/XIV przez cystersów z Łekna, właścicieli wsi. Wzmiankowany 1361. Poprzedni kościół drewniany wzniesiony 1747 staraniem proboszcza Jana Jaśkowskiego. Obecny murowany, neogotycki zbudowany 1861-6 wg projektu arch. Wiktora Stabrowskiego z Kcyni, z fundacji Antoniny z Nieżychowskich Grabowskiej, właścicielki wsi. Położony na wzniesieniu nad jeziorem Grylewskim.”

DWÓR. Wzniesiony w końcu w XVIII dla Grabowskich. Położony na wysokim brzegu jeziora. Późnobarokowy. Frontem zwrócony na wschód. Murowany, otynkowany. Parterowy, dziewięcioosiowy z trzyosiowym niewielkim ryzalitem w fasadzie frontowej i wystawką od ogrodu. Od pd. nowsza przybudówka. Wnętrze dwutraktowe z obszerną sienią pośrodku, za którą salon. W salonie na suficie rozeta i skromna dekoracja ramowa z bukietem kwiatów w narożach, gzyms z wolimi oczkami i kimationem. Zewnętrzne elewacje rozczłonkowane pilastrami, w ryzalicie frontowym w wielkim porządku. Pilastry ryzalitu i wystawki podkreślone skromną dekoracją stiukową. Okna w opaskach tynkowych z kluczami. Dach czterospadowy, mansardowy, kryty dachówką. Ryzalit i wystawka zwieńczone trójkątnymi frontami.

  OFICYNY. Wzniesione zapewne współcześnie z dworem, ujmujące symetrycznie dziedziniec zajazdowy otoczony lipami. Murowane, otynkowane. Parterowe. Narożniki i otwory wejściowe podkreślone boniowaniem. Dachy dwuspadowe, na oficynie pn. z naczółkami. Oficyna pd. przebudowana 1962.

  PARK. Z końca w XVIII. krajobrazowy, z grupami starych lip, dębów, kasztanów. Położony na stoku opadającym stromo na pd. ku jezioru. Z regularnego założenia zachowane: pięciorzędowa aleja grabowa na osi poprzecznej dworu wiodąca do jeziora oraz aleja kasztanowa.”

Towarzysząca opisowi ilustracja dworu, prezentuje budynek raczej skromny, z fasadą nieodbiegającą wizerunkiem od siedzib średnio zamożnej szlachty. Zaprojektowany, jako wygodna siedziba rodzinna, z ewentualnymi nielicznymi pokojami gościnnymi, w żadnym wypadku nie może być zaliczany do założeń pałacowych, o których pisze Żychliński. Nie sądzę, aby opisywane, a nieuwidocznione na zdjęciu w przewodniku, oficyny mogły cały kompleks awansować do tej rangi. Należy podkreślić, że miejscowy kościół w okresie życia Doroty i jej męża był drewniany, obiekt murowany został wzniesiony dopiero w latach 1861– 66., z tego też względu wszelkie pochówki rodziny Grabowskich dokonywane były w murowanym kościele leżącym na terenie innych ich dóbr – w Wąwelnie, który według tego samego KATALOGU wzniesiony został przez Stanisława Wałdowskiego w 1758. roku. Domniemana data ich ślubu i przeniesienia się młodej pary do Grylewa wypadała raczej po dniu aneksji przez Prusy okręgu nadnoteckiego, czyli I. rozbioru Polski w trakcie, którego miejscowość ta znalazła się we władaniu Fryderyka II. z przydomkiem - Wielki, a w takim razie zaoszczędzone jej tam były wszelkie opisane uprzednio niegodziwości Prusaków dokonywane w okręgu nadnoteckim. Należy w tego typu rozważaniach uwzględnić również pierwszy – typowo niemiecki człon nazwiska męża Doroty – Goetzendorf, który mógł stanowić pewnego rodzaju tarczę ochronną przed szykanami zaborcy. Jeżeli bowiem jego brzmienie chroniło w 1939. przed zbezczeszczeniem pochówków przedstawicieli tej rodziny w podziemiach kościoła w Zamartem – o czym będzie mowa w opisie historii życia brata Doroty, Jana Kazimierza – tym bardziej chroniło w 1772. roku i latach następnych. Rodzina ta dawała sobie całkiem dobrze radę w realiach królestwa pruskiego, o czym zaświadcza tytuł hrabiowski syna Doroty i Stanisława, Józefa.

Natomiast z pewnością ucierpiało Grylewo w okresie Insurekcji Kościuszkowskiej w 1794. roku, bowiem leżało w połowie drogi pomiędzy Wągrowcem, a Gołańczą, które to obie miejscowości należały do zajętych przejściowo przez powstańców {patrz mapa zamieszczona na str. 19, tomu II. „Dziejów Wielkopolski”}, przy czym w pobliżu Gołańczy miała miejsce – według oznaczeń wspomnianej mapy – ważniejsza akcja powstańcza, przez co należy rozumieć bitwę.

„Teki Dworzaczka” oraz kwerenda ksiąg metrykalnych Grylewa, przynoszą wiadomości o licznie urodzonych i przedwcześnie zmarłych dzieciach tej pary. Uwzględniając nawet ówczesną wysoką śmiertelność niemowląt i dzieci, to żywotność potomstwa Doroty i Stanisława kształtowała się zdecydowanie poniżej ówczesnych norm. Przy czym poniższy wykaz dotyczy wyłącznie dzieci odnotowanych w aktach metrykalnych, a z pewnością Dorota, tak jak prawie wszystkie współcześnie jej żyjące kobiety rodziła o wiele częściej.

Z udokumentowanych w księgach metrykalnych Grylewa narodzin i zgonów znamy:

-         wspomniany już zgon w dniu 15.03.1777., ich syna Franciszka {„Teki Dworzaczka”, METRYKI, 4447 Grylewo},

-         urodzenie w dniu 04.11.1777. i chrzest 11.bm. córki – Karoliny, Konradyny Katarzyny {„Teki Dworzaczka”, METRYKI, 4443 Grylewo},

-         jej zgon w dniu 12.11.1778. {„Teki Dworzaczka”, METRYKI, 4448 Grylewo},

-         urodzenie w dniu 13.03.1779. i chrzest 27.bm. syna – Józefa Jerzego Egidiusza {„Teki Dworzaczka”, METRYKI, 4444 Grylewo},

-         urodzenie w dniu 17.05 1783. i chrzest 24.bm. syna Aleksandra Feliksa {„Teki Dworzaczka”, METRYKI, 4429 Grylewo},

-         zgon 17.06.1783. syna Stanisława Celestyna w wieku 2. lat i 30. dni {Arch. Archid. w Gnieźnie, akta parafii w Grylewie, sygnatura 168/6},

-         zgon w dniu 03.07.1783. syna Aleksandra Feliksa {Arch. Archid. w Gnieźnie, j.w.}.

Urodzony w dniu 13.03.1779. i ochrzczony 27. tegoż miesiąca – Józef Jerzy Egidiusz, rówieśnik VII. pokolenia naszej polskiej linii - był prawdopodobnie jedynym dzieckiem Doroty i Stanisława, które osiągnęło wiek dojrzały i przejęło schedę po rodzicach. Ani on, ani też syn Józefa, a wnuk Doroty – Edward, rówieśnik z kolei VIII. pokolenia, nie zapisali się dobrze w lokalnej pamięci. O Józefie pisał przed II. wojną światową, krajeński działacz patriotyczny, Andrzej Krajna-Wielatowski w książce pt. „ZIEMIA ZŁOTOWSKA” {wyjątki w zbiorze „Materiały”} , wydanej w Poznaniu w 1928. roku:

„Podanie ludowe mówi, że ojciec ostatniego dziedzica na Radawnicy, Józef Grabowski, który jako syn Doroty, jedynej siostry ostatnich Osten – Sackenów, Franciszka Egidiusza i Jana Kazimierza, odziedziczył dobra radawnickie, otrzymał razem z niemi 12 beczek złota.

Hultaj, o którym pisze niemiecki kronikarz, że oddawał się rozkoszom tego świata, zmarnował odziedziczone pieniądze tak, że pod koniec życia sprzedano mu drogą przymusowego przetargu cenną bibljotekę, składającą się z przeszło dwóch tysięcy tomów książek polskich, niemieckich i francuskich (a były między niemi bardzo stare i rzadkie), wspaniałą oranżerię, konie, a nawet meble i łóżka. Gdyby choć tylko Radawnica z okolicznemi dworami i folwarkami pozostała była w ręku polskich dziedziców, napewnoby granica między Polską a Niemcami w rejonie ziemi złotowskiej dziś inaczej się przedstawiała. Wspaniały pałac po Grabowskich w Radawnicy do dziś świadczy o świetnej przeszłości minionych czasów.”

Wtóruje mu powojenna pisarka Maria Zientara-Malewska w swej książce „ZŁOTOWSZCZYZ-NA” {wyjątki w zbiorze „Materiały”} wydanej przez Wydawnictwo Łódzkie w 1971. pisząc na ten sam temat, na stronie 186:

„Józef Grabowski, podług opowiadań jego kucharza Kazimierza Sławińskiego i siostry jego Pelagii, odziedziczył po ojcu 12 beczek złota. Sławiński nieraz musiał mu towarzyszyć do piwnic, skąd wynosił duże wory złota. Grabowski mało przebywał w Radawnicy. Zabierał ze sobą złoto i kucharza i jeździł do Francji i do Włoch, gdzie trwonił pieniądze i szalał. Najwięcej złota przegrał w kasynie gry w Monte Carlo.

Do Radawnicy wracał tylko po to, by nabrać złota i znowu wyjechać. Jak lekkomyślnie szafował majątkiem, niech świadczy następujące zdarzenie (opowiadane przez Pelagię Sławińską).

Pewnego razu namówił żonę, ażeby wyjechała do Paryża, Grabowski pożegnał się z żoną na dworcu w Berlinie. Skoro tylko pociąg ruszył do Paryża, Grabowski wynajął specjalny pociąg pośpieszny, którym przyjechał wcześniej do Paryża, aby tu przywitać zdziwioną żonę bukietem kwiatów.”

„Józef Grabowski zmarł w nędzy i ubóstwie w roku 1858. Zadłużone dobra odziedziczył syn jego Edward, ale już 25 października 1866 roku sprzedał je sławnemu „„królowi kolei żelaznych”” dr. Straussbergowi.”

W oddzielnym zbiorze pt. „Opis miejscowości” – „Radawnica”, to stare z pewnością, lokalne podanie, zostało szczegółowo omówione. Warto, co najwyżej powtórzyć, że majętności Grabowskich choć pokaźne nie mogły przynosić, tak niebotycznych dochodów, a rzekome beczki złota z całą pewnością zostały wymyślone, a już w żadnym wypadku nie pochodziły ze spadku po Osten’ach. Nasuwa się tu analogia z anegdotą, o radziwiłowskim dukacie, podana przez Dionizego Sidorskiego w jego książce „Panie Kochanku”, którą warto przytoczyć, jako ilustrację do opisu trwoniących fortuny utracjuszy:

„Potrzebując pewnego czasu zaciągnąć pożyczkę, wezwał królewskiego kupca Saturgusa do układu. Kupiec ten, czyli jak by dzisiaj powiedziano bankier, twardy był do interesu. Lubo znał ogromną fortunę wojewody, wzdragał się na niepewne pożyczać większych pieniędzy. Książę nie mógł pojąć, ażeby dla niego, Radziwiłła, kredyt mógł być trudnym, rzekł więc zniecierpliwiony:

-         Widzę, panie kochanku, że waszmość Radziwiłła masz już za bankruta, zatem mniejsza o to, zróbże mi asan tylko jedną grzeczność.

-         Co książę pan rozkażesz? – spytał Saturgus.

-         Zamienisz mi waszmość, panie kochanku, dukata.

Milionowy kupiec uśmiechnął się nieco szyderczo, odrzekł wszelako z miną uniżoną:

-         U najmniejszego kupczyka może wasza książęca mość taka rzecz kazać załatwić.

-         O, nie. Jabym u waszmości, panie kochanku, chciał go zmienić.

-         Jeśli taka wola waszej książęcej mości – odrzekł Saturgus – mogę to uczynić – i sięgnął po sakiewkę.

-         Zaczekaj, asan – rzekł książę, odwracając się zawołał – przynieście tu radziwiłłowskiego dukata.

Niebawem dwóch sążnistych hajduków wniosło płaską a okrągłą skrzynię, pąsowym kurdybanem obitą. Otworzono: leżał w niej na aksamicie dukat do zwykłych holenderskich podobny, z tą tylko różnicą, że miał około dwóch stóp średnicy, a prawie półcalowej był grubości [ob. 60 cm. średnicy i grubości 1,24 cm.].

Na ten widok Saturgus osłupiał, stał z oczami i ustami nawet otwartemi, sam nie wiedząc co miał mówić. Dalejże więc w przeprosiny i tłumaczenia, zrobił się jak wosk miękki i już bez targów wszelkich kredyt wojewodzie otworzył.”

Nie można wykluczyć, że tego rodzaju opowieści wymyślali sami ich bohaterowie mając na celu podbudowanie nadszarpniętej, albo wręcz zbudowanie na nowo swej wiarygodności finansowej. Wracając zaś do Józefa Grabowskiego, to wątpliwe jest, aby najbardziej zaufanymi powiernikami właściciela 12. beczek złota był jego kucharz z siostrą, natomiast bardzo prawdopodobna jest ich konfabulacja na ten temat, mająca na celu przydanie sobie znaczenia wśród miejscowej ludności, jako osób będących szczególnie zaufanymi i spoufalonymi z panem dziedzicem. Doskonale wiedzieli przecież, że nikt ich opowieści nie skonfrontuje z właścicielem tych rzekomych beczek. Natomiast przypisywanie synowi Doroty, Józefowi ekstrawaganckiej podróży specjalnie wynajętym pociągiem do Paryża jest oczywistym zmyśleniem, jako że linia kolejowa Berlin – Paryż powstała dopiero w drugiej połowie XIX wieku, czyli już po śmierci 78. letniego Józefa Grabowskiego, która miała miejsce w dniu 08. marca 1857. roku. Niewątpliwie jednak Józef utrzymywał kontakty z królewskim dworem w Berlinie i musiał zasłużyć się w służbie króla pruskiego gdyż ten mianował go w dniu 10. września 1840. pruskim hrabią. Generalnie wydaje się, że zła sława jego syna rozciągnęła się na ojca, bowiem istnieją poważne przesłanki pozwalające sądzić, że Józef wręcz dbał o odziedziczony zespół majątków i poprawnie – na owe czasy - nimi zarządzał, a w każdym razie pewne jest, że dwór w Radawnicy jemu zawdzięcza modernizację i przebudowę na pałac o udanej i zgrabnej sylwetce.

Niewątpliwie hulaką winnym roztrwonienia rodzinnego majątku był syn Józefa - Edward, o którym Teodor Żychliński w XXIII roczniku swej „ZŁOTEJ KSIĘGI SZLACHTY POLSKIEJ”, pisze:

„Grabowski Goetzendorf  h r a b i a  E d w a r d   b. czło­nek pruskiej Izby Panów, weteran z r. 1831, niegdyś właściciel bar­dzo znacznych majątków rodzinnych, jak Wąwelna z ozdobnym pałacem (ob. 8.000 m.m.), dalej Grylewa, kluczy Sypniewskiego i majętności Radawnica, które dziś wszystkie są już w rękach niemieckich, o s t a t ­n i  h r a b i a  z domu Goetzendorf Grabowskich, w młodości swej słynny z piękności męzkiej i nadzwyczajnego powodzenia w świecie, zwłaszcza niewieścim, oraz z bajecznej niemal rozrzutności, zmarł w 91 roku życia dnia 6 czerwca 1900 r. w grylewskim pałacu, gdzie przy sprzedaży zastrzegł sobie wolne do śmierci pomieszkanie, na rę­kach jedynej pozostałej córki Maryi owdowiałej hrabiny Kaźmierzowej Czapskiej. Na nim wygasła  m ł o d s z a   g a ł ą ź  znakomitego, prastarego i senatorskiego domu.”

Nie wiadomo, w jaki sposób przedstawiał Teodor Żychliński majątki innych opisywanych rodzin, w wypadku jednak linii Goetzendorf – Grabowskich zdecydowanie ubarwiał rzeczywistość. Jak wyżej przedstawiono w Grylewie istniał wyłącznie parterowy dwór z centralnym piętrowym pozornym ryzalitem, który nawet przy dobrej woli trudno nazwać pałacem, natomiast o rzekomo obszernym, bo posiadającym kubaturę aż 8. tyś m3 pałacu w Wąwelnie, nie wspominają żadne źródła.

Jedynie „SŁOWNIK GEOGRAFICZNY” pisze w haśle Wąwelno:

„Dwór z Toninkiem i leśniczówką tworzą okrąg dworski mający 25 dymów, 333 mk. i 1342 ha ...”

O ile dla Doroty i jej męża stałą siedzibą było Grylewo, o tyle dla ich syna Józefa, Radawnica mogła stać się po jej testamentowym przejęciu, o ile nie główną siedzibą, to w każdym bądź razie równorzędną z Grylewem czy Wąwelnem, wynika to zarówno z przebudowy dworu jak z opisu licytowanych po jego śmierci dóbr ruchomych, jednak dla hulającego Edwarda stanowiła prawdopodobnie jedynie peryferyjny majątek, który pierwszy poszedł na zaspokojenie wierzycieli.

To w zasadzie wszystko, co w wyniku kwerendy udało się zebrać na temat osoby Doroty, jej rodziny i jej potomków. Zmarła przedwcześnie w wieku lat 50. w Grylewie, w południe 22. czerwca 1798. roku; akt jej zgonu znajduje się w aktach parafii Grylewo, na str. 131. Liber mortuorum”, przechowywanej w Archiwum Archidiecezjalnym w Gnieźnie pod sygnaturą: 168/6.

Jako przyczynę śmierci zapis podaje: „Morbo spastico”, której to nazwy użyto prawdopodobnie dla określenia choroby objawiającej się w swej końcowej fazie - skurczami lub konwulsjami, bowiem tak właśnie wyraz „spasticus” tłumaczy autorytatywny „Słownik łacińsko-polski” M. Plezi. Jej ciało zostało przewiezione do kościoła parafialnego w Wąwelnie, gdzie ceremonii pogrzebowych dokonał proboszcz Ignacy Krygier.

Istotne jest, że skutkiem bezpotomnej śmierci obu jej braci: młodszego Jana Kazimierza dziedzica Zamartego, Batorowa i Buki oraz starszego Franciszka Wiganda, dziedzica Radawnicy, oba te zespoły majątków, przeszły testamentami na syna Doroty i Stanisława - Józefa.

Stanisław Goetzendorf – Grabowski przeżył żonę o 13. lat i jak wynika z aktu jego zgonu, ożenił się po raz wtóry, w nieznanym roku, z Teresą Stapecką [Stąpecką-?]. Akt jego zgonu znajduje się w Archiwum Państwowym w Poznaniu w aktach parafii rzymsko-katolickiej Grylewo, sygnatura: 1, w poz. 159 (stara numeracja: 66) i jego treść jest następująca:

„ Roku Tysięcznego Osiemsetnego iedenastego dnia trzynastego Miesiąca Listopada przed Nami iako wyżey. Stawili się Szl–tny Jan Matuszewski Posesor Wsi części Kopaszyna tamże Zamieszkały a Szwagier Zmarłego i Franciszek Wagner Ekonom w Wsi Grylewie zamieszkały i Oświadczyli Nam iż dnia dwunastego tegoż Miesiąca roku bieżącego o godzinie dru­giej po południu Umarł Wielmożny Jaśnie Pan Stanisław Grabowski Szambelan JKMci Dziedzic Dóbr Grylewa y innych liczący lat Sześćdziesiąt Ośm Mąż Teresy z Stapeckich w Grylewie Zamieszkały pod Numerem pier­wszym. Po czem Oświadczaiący podpisali Z Nami Akt ninieyszy po prze­czytaniu Onegoż. Xiądz Jan Grzegorzewski Kommendarz Grylewski Sprawiący Obowiązki Urzędnik Stanu Cywilnego. Jan Matuszeski Jako Świa­dek.

O ile wymieniony Jan Matuszewski „szwagier zmarłego” nie był ożeniony z siostrą Stanisława, w co należy raczej wątpić, bowiem niezmiernie rzadko zdarzały się związki dzierżawcy – na dodatek tylko części – wsi, z rodziną uważającą się za starożytną szlachtę magnacką, to prawdopodobnie był bratem Teresy Stapeckiej, z czego by z kolei wynikało, że wychodząc za Stanisława Grabowskiego była ona wdową, jako że rozwód był wówczas w tej sferze – chudopacholskiej szlachty – niemożliwy.

JAN KAZIMIERZ                                                                                           KOD: VI.2.

éok. 1750. - 02.01.1813.

Jan Kazimierz, brat uprzednio opisanej Doroty, był z pewnością młodszym synem Egidiusza Kazimierza i Konradyny Krystiany, jednak z uwagi na brak zapisów metrykalnych zarówno jego jak i siostry Doroty, problemu starszeństwa między nimi nie można rozstrzygnąć. Natomiast z faktu dziedziczenia Radawnicy przez jego brata Franciszka należy wysnuć wniosek, że z pewnością ustępował mu wiekiem. Zgodnie z aktem zgonu winien się urodzić w tym samym roku, co jego siostra Dorota, a mianowicie w 1748. roku, ale rzecz jasna i w tym wypadku datę tę należy traktować wyłącznie jako orientacyjną, zakładając możliwość odchyłek w granicach do dwóch lat.

Z kolei z zapisu w tabeli wasali, sporządzonej po pierwszym rozbiorze Polski w 1773 {Vassalen Tabelle, sygn. 96 w zespole Kriegs- und Domänenkammer w Archiwum Państwowym w Bydgoszczy}, w którym wymieniona jest Konradyna wraz z synami, wynika, że urodził się w 1750., bowiem jego wiek jest tam określony na 23. lata, i ta data jest z pewnością najbliższa rzeczywistej.

Mimo niezbędnej ostrożności przy uwzględnianiu wieku podanego w innych dokumentach aniżeli zapisy metrykalne, w tym wypadku można założyć, że jest on zbliżony do prawdy.

Podobnie jak cały pas nadgraniczny Wielkopolski i miejscowość Radawnica odczuwała skutki – opisanej we wstępie – agresywnej polityki króla pruskiego, i chcąc nie chcąc musiała współuczestniczyć w charakterze bazy zaopatrzeniowej i mimowolnej ofiary wrogich wojsk, w prowadzonych przez tego króla wojnach. Stąd też należy przypuszczać, że i Jan Kazimierz w dzieciństwie, które wypadło na czas trwania wojny siedmioletniej, był świadkiem przemarszów różnych oddziałów wojskowych, w tym głównie armii rosyjskiej oraz rekwizycji, konfiskat, kontrybucji i całego związanego z tą wojną bezprawia.

Sytuacja wkrótce po zakończeniu wojny musiała jednak ulec normalizacji na tyle, że instytucje kościelne bez obaw przystąpiły do swoich statutowych czynności, bowiem w Archiwum Kapituły Metropolitarnej w Gnieźnie pod sygnaturą E 42 znajduje się spisane w języku łacińskim sprawozdanie z wizytacji archidiakonatu kamieńskiego, na terenie którego w drugim dekanacie łobżenickim w pozycji 10. wizytowana była w dniu 25.01.1766. parafia w Radawnicy. Wizytatorzy w sprawozdaniu zaznaczyli, że w czasie ich bytności:

„Jus Patronatus – Est Gnosorum Francisci Aegidii et Joannis Casimiri ab Osten Sakin Fratruminter

Segermanorum”

co tłumaczę: „prawo patronatu (nad kościołem) sprawują rodzeni bracia (dobrze) urodzeni Franciszek Egidiusz i Jan Kazimierz von Osten Sakin”.

Zapis ten nie zaświadcza jednoznacznie o jego fizycznej obecności w trakcie tej wizytacji w Radawnicy, bowiem z pewnością przebywał wówczas – mając około 16. lat – zwyczajem młodych szlachciców poza domem, w którejś z przyjętych w jego środowisku szkół, względnie na dworze królewskim. Mimo zapisu kroniki rodzinnej o treści:

„Jan Kazimierz drugi syn Egidjusza służył zamłodu w gwardyi pruskiej i był ozdobiony krzyżem wojskowym pour le merite ...”

lata młodzieńcze spędził z dużym prawdopodobieństwem w Dreźnie. Mówi o tym wymieniona tabela wasali {Vasallen Tabelle} z 1773. wymieniając go, jako „pełniącego służbę na dworze saksońskim w charakterze porucznika”. Jest to niewątpliwie informacja „ z drugiej ręki”, ale na tyle prawdopodobna, że można ją przyjąć za prawdziwą.

Świadczy ona o pójściu śladami ojca, przy czym niestety nieznany jest rok, w którym opuścił rodzinny dom. Nie jest natomiast wykluczone jego przejście - po dacie sporządzenia tej tabeli - w służbę króla pruskiego, ale mimo długotrwałych poszukiwań w literaturze niemieckiej omawiającej historię Prus w latach 1765. – 1785., szczególnie w zakresie organizacji i składu armii, nie udało się znaleźć potwierdzenia jego służby, ani w tej elitarnej gwardyjskiej jednostce Fryderyka II, ani też w żadnej innej.

W każdym bądź razie w świetle w pełni miarodajnej książki Gustawa Lehmann’a, wydanej w Berlinie w 1913., pt. „Die Ritter des Ordens pour le merite”, Erster Band: 1740 – 1811. (jedyny w kraju jej egzemplarz znajduje się w Bibliotece Narodowej w Warszawie), jest oczywiste, że nigdy nie był kawalerem tego orderu, ustanowionego przez Fryderyka II. Książka wymienia według szarż z imienia i nazwiska ogółem 2576. odznaczonych, wśród których dopiero w drugim rozdziale: „Verleihungen durch König Friedrich Wilhelm II 1786 bis 1797”, na pozycji 264. wymieniony jest pierwszy „:Osten”, w osobie: Christof Friedrich von der Osten, Major im Regt. Schmettau=Dragon, odznaczony w dniu 06.01.1793., co pomijając imiona, również datą w sposób oczywisty wyklucza osobę Jana Kazimierza. Pod znakiem zapytania stoi również dobrowolne wstąpienie przez Jana Kazimierza do zawodowej pruskiej służby wojskowej.

Armia ta słynęła w Europie ze swego bezmyślnego drylu i okrucieństwa, o czym pisze Stanisław Salmonowicz w swej książce „Prusy. Dzieje państwa i społeczeństwa” (Książka i Wiedza, W-wa 1998) następująco:

„„Zawód wojskowy w Prusach uważano za największe nieszczęście, jakie człowiekowi mającemu wykształcenie i nieco uczucia przydarzyć się mogło. Każdy, kto tylko mógł, starał się siebie i dzieci swoje od niego uwolnić.””

„Młodzi ludzie ratowali się ucieczkami za granicę, m. in. do Rzeczypospolitej, na terytorium sąsiedniej Saksonii, a nawet do dalekich krajów, w których mogli być naprawdę bezpieczni. Jeżeli ogromny procent żołnierzy służył w wojsku wbrew swej woli, to nic dziwnego, że problem dezercji, a nawet samobójstw należał do zasadniczych. Wystarczy przypomnieć, iż według oficjalnych danych w latach 1713 – 1763 armia pruska wykryła ponad 70 tyś. przypadków dezercji.”

Co prawda według tego samego autora:

„Szlachta była zmuszana przez Fryderyka Wilhelma I do oddawania dzieci na wychowanie do korpusu kadetów. To samo robił następnie Fryderyk II, germanizując polską szlachtę przymusem oddawania dzieci do szkoły kadetów założonej w Chełmnie”. 

Jednak Jan Kazimierz został poddanym króla pruskiego już, jako dorosły mężczyzna, bowiem w 1772. miał około 22. lat w związku, z czym – posiadając z pewnością wykształcenie – mógł być, co najwyżej zaliczony i ewentualnie wcielony do korpusu oficerskiego. O ile oczywiście z tego obowiązku po prostu się nie wykupił. Posiadany przez Jana Kazimierza tytuł szambelana króla pruskiego, – o czym dalej będzie jeszcze mowa – wskazuje, że swoją przyszłość, jeżeli nie związał, to w każdym bądź razie ułożył w ramach monarchii pruskiej, bowiem ten honorowy tytuł musiał być niewątpliwie przyznany mu za zasługi wyświadczone dworowi. Nominację otrzymał z pewnością w latach późniejszych już, jako właściciel znacznych posiadłości ziemskich, ale byłaby ona wątpliwa gdyby po wcieleniu Radawnicy do królestwa pruskiego w dalszym ciągu pozostawał w służbie króla polskiego, a przede wszystkim gdyby nie odbył koniecznego stażu na dworze berlińskim.

Wracając zaś do orderu pour le merite, to w okresie od I.-szego rozbioru do śmierci Fryderyka Wielkiego w 1786. nie było wiele okazji do wykazania się wybitnymi zasługami wojennymi, bowiem Prusy prowadziły w tym okresie wyłącznie jedną wojnę i to raczej mało krwawą, przez historyków zaś potraktowaną z zabarwieniem humorystycznym. Opisuje ją Salmonowicz następująco:

„W czasie kiedy rozpoczynały się wydarzenia północnoamerykańskie, które na długie lata miały zaabsorbować główną uwagę nie tylko Wielkiej Brytanii, ale i Francji, Józef II podejmował różne kroki ekspansywne: w 1775 r. Austria anektowała Bukowinę, w 1776 Fiume. Fryderyk II pragnął w tym okresie nade wszystko pokoju, ale pod warunkiem, iż równowaga sił w Europie Środkowo – Wschodniej nie zostanie zwichnięta na jego niekorzyść, co wiązał z nieuchronnym zagrożeniem utraty Śląska. Taka nowa, groźna dla Prus sytuacja powstała w 1777 r., kiedy to zmarł elektor bawarski Maksymilian Józef, na którym wygasała bawarska linia Wittelsbachów. Plany Józefa II i dyplomatyczne układy z ostatnim Wittelsbachem prowadziły do przejęcia przez Austrię w znacznej mierze spadku po bawarskich Wittelsbachach. W oparciu o owe pretensje austriackie Józef II w styczniu 1778 r. obsadził wojskami austriackimi terytorium Bawarii. W prowadzone rokowania dyplomatyczne w kancelariach europejskich co do przyjęcia zakresu proponowanych nabytków austriackich w Bawarii i ewentualnych rekompensat dla innych zainteresowanych stron, z całą siłą włączyła się dyplomacja Fryderykowa, której główny cel był jednoznaczny: niedopuszczenie do wzmocnienia sił austriackich. Tak doszło raz jeszcze do wojny. Zgromadzone naprzeciw siebie dwie armie nieprzyjacielskie na pograniczu czeskim podjęły w lecie 1778 r. działania wojenne. Fryderyk II raz jeszcze okazał się mistrzem mobilizacji i koncentracji wojsk, jak i umiejętności kwatermistrzowskich, wyprowadzając w pole aż 154 tys., podczas gdy pospiesznie i z opóźnieniem koncentrowani Austriacy osiągnęli jedynie około 142 tys. żołnierzy w polu. Jeżeli Fryderyk mógł liczyć na pośrednie poparcie Rosji, to Austriacy zawiedli się w nadziejach na aktywność francuską.

Obie strony w tej kampanii, wyczerpane krwawymi bojami wojny siedmioletniej, manewrowały pracowicie według wszelkich reguł strategii klasycznej.

Wygłodzone oddziały ratowały tylko kopce kartoflane. W rezultacie głównym problemem kampanii stało się zaopatrzenie i wojna przeszła do historii jako „„wojna kartoflana””. Prusacy po wyczerpaniu zasobów aprowizacyjnych pogranicznych terytoriów czeskich przeprowadzili na jesieni odwrót na poprzednie swe pozycje nad granicą. Był to w sumie sukces militarny Austriaków, pozostających w defensywie.”

Nie można wykluczyć, że Jan Kazimierz brał udział w tej kampanii, odbywając wielokilometrowe taktyczne marsze i kontrmarsze, ale należy wątpić żeby można było uzyskać wysoko ceniony order wyłącznie na podstawie samego maszerowania, a już zupełnym niepodobieństwem byłoby otrzymanie tego odznaczenia bez adnotacji w annałach królewskich.

Reasumując, wobec braku dokumentów źródłowych nie można stwierdzić, jakie były rzeczywiste losy Jana Kazimierza w okresie lat 1773 – 1783., niemniej w świetle opisanych wydarzeń można wysnuć przypuszczenie o jego pobycie w tym okresie w służbie króla Fryderyka II.

Sytuacja uległa diametralnej zmianie – jak o tym pisze na str. 624/625 Otto Goerke w swej wydanej w 1918. roku książce pt. „Der Kreis Flatow” – w dniu 15. stycznia 1783. roku, kiedy Konradyna Krystiana zrzekła się w zamian za dożywocie, własności dóbr radawnickich na rzecz swoich synów.

Niewątpliwie od tego dnia, Jan Kazimierz – brał względnie winien brać – wraz z bratem udział w zarządzaniu nimi. Bezpośrednim świadectwem tych współrządów jest fakt sprzedaży przez obu braci posiadłości Lędyczka Szlacheckiego i Grodny [Bergelau]  w dniu 10.02.1783.- a więc prawie nazajutrz po przejęciu od matki zarządu nad majątkiem – swoim braciom stryjecznym Karolowi i Ludwikowi Osten – Sacken.

Pośrednio świadczy o tym również proces wytoczony obu zarządzającym braciom przez radawnickich chłopów, dzierżawców gruntów pańskich, o zmniejszenie wymiaru czynszu, co zostało szerzej omówione w próbie rekonstrukcji życia jego starszego brata, Franciszka Wiganda.

Wobec braku źródłowej daty rocznej tego procesu, należy ten termin wydedukować. Otóż ze stron 602-605 wymienionej książki wiadomo, że 29.10.1783. ich matka odziedziczyła po śmierci swego brata Karola Henryka, dobra Batorowa i Buczka, nad którymi według podziału majątku z dnia 10.10.1784. sądownie potwierdzonego 08.03.1785. (strony 613.-615. tej samej książki) objął zarząd Jan Kazimierz, pozostawiając Radawnicę w wyłącznym władaniu starszego brata. W takim razie wspomniany proces musiał mieć miejsce w okresie lat 1783 – 1784, co oczywiście poświadcza bytność Jana Kazimierza w owym okresie w domu rodzinnym i jego udział w zarządzaniu dobrami.

Otrzymanie w zarząd dóbr Batorowa i Buczka zmuszało rzecz jasna do przeniesienia się na ich teren. Dalej wiadomo z ustępu zamieszczonego na stronach 602-605 opracowania Goerke’go – cytowanego w pełnej wersji w historii życia Egidiusza Kazimierza i jego żony Konradyny, że Jan Kazimierz objął wspomniane dobra o wartości 29.000 talarów w wyłączne posiadanie dopiero w wyniku objęciu spadku po śmierci swej matki, na podstawie ugody z rodzeństwem zawartej 25.07.1792. przed Komisją Sądową. Odnośny akapit w książce Goerke’go, brzmi:

„Stosownie do tej umowy został przeniesiony tytuł własności na szambelana Jana Kazimierz von der Osten – Sacken, według rozprawy z dnia 17. sierpnia 1792. potwierdzonej przed Sądem Grodzkim w Bydgoszczy w dniu 02. sierpnia 1794.”

Tymczasem w 1785. Jan Kazimierz dobijał do czterdziestu lat, będąc dotychczas z całą pewnością kawalerem. Na temat jego małżeńskich perypetii, kronika rodzinna pisze:

„ ...miał się podobno żenić z księżniczką Osten – Sacken córką ministra lecz ponieważ panna mu się nie podobała, porzucił służbę i powróciwszy w ojczyste strony ożenił się z Anną Pruszakówną córką pułkownika wojsk polskich Pruszaka i był właścicielem Zamartego, Batorowa z ośmiu jeszcze folwarkami.”

Na ogół mało wiarygodna „Polska Encyklopedia Szlachecka”, wydana w Warszawie w 1937. w tomie I., na stronie 241., wyjątkowo w tym szczególe potwierdzona – niestety z pominięciem daty nominacji książęcej – przez wydaną w Lipsku w 1867 „Neues allgemeines Deutsches Adels-Lexicon”, autorstwa ob. dr. Ernst’a Heinrich’a Kneschke, podaje:

„Osten – Sacken, herbu własnego

Karol von der Osten – Saken otrzymał w r. 1786 tytuł książęcy od Fryderyka Wilhelma III, króla pruskiego. Przyznanie tytułu książęcego w Rosji 1833 r. Indygenat w Polsce 1726 r.”

Gwoli ścisłości należy zaznaczyć, że w 1786. objął rządy w Prusach – po śmierci Fryderyka II. w dniu 17. sierpnia – jego syn, Fryderyk Wilhelm II. tak, więc wymieniona nominacja była prawdopodobnie wykonaniem woli zmarłego króla. O ile, więc doniesienia rodzinnej kroniki nie są konfabulacją – to do niedoszłych układów małżeńskich Jana Kazimierza z daleką kuzynką, księżniczką, córką ówczesnego właściciela Płotów, mogło dojść najwcześniej pod koniec roku 1786.

Wspomniane fiasko planów małżeńskich nie wstrzymało jednak chęci Jana Kazimierza do zawarcia mariażu; kolejne, więc lata spędził prawdopodobnie na poszukiwaniu w najbliższej okolicy właściwej kandydatki. Znalazł ją wreszcie w Żalnie, a była nią Anna Konkordia Kunegunda Pruszak, córka Józefa Pruszaka kasztelana gdańskiego i Justyny Elżbiety z Grabowskich.

„POLSKI SŁOWNIK BIOGRAFICZNY” wydawany przez Instytut Historii P.A.N., w tomie XXVIII, zawiera biogram Józefa Pruszaka, którego streszczenie w istotnych dla historii Jana Kazimierza i jego żony Anny fragmentach, przytaczam:

„Pruszak Józef herbu Leliwa (zmarł 1774), kasztelan gdański. Był synem Aleksandra, pisarza ziemskiego pomorskiego i Marianny z Trzcińskich (zmarła 1762). Gorący zwolennik Augusta III, na którego w trakcie elekcji głosował, mimo że na sejmiku generalnym przed elekcyjnym w Grudziądzu (20.07.1733.) obiecał szlachcie głosować na „Piasta”. W czasie oblężenia Gdańska w r. 1733/4 przebywał w tym mieście i został tam na krótko aresztowany jako podejrzany o szpiegostwo na rzecz Sasów.”

„Już w r. 1765 rozważano w sferach dworskich kandydaturę Pruszaka na jedną z kasztelanii pruskich. Sprawa była o tyle ważna, iż Stanisław August pragnął wówczas pozyskać dla swoich planów osadzenia na biskupstwie warmińskim Ignacego Krasickiego aktualnego bpa Adama Stanisława Grabowskiego, z którego siostrą ożeniony był Pruszak. Ostatecznie 30.08.1766. Pruszak został kasztelanem gdańskim. Na sejmiku generalnym w Malborku złożył 09. września przysięgę senatorską.”

„W konfederacji barskiej początkowo się nie angażował, choć jego synowie Józef i Wojciech czynnie w niej działali, obaj jako rotmistrze województwa pomorskiego. Podobno dopiero w r. 1771 złożył Pruszak cichy akces do konfederacji barskiej na ręce wysłannika Generalności do Prus Królewskich, Kazimierza Jezierskiego.”

„Z początkiem 1772 r., wraz z innymi senatorami z Prus Królewskich, wysłał pismo do Fryderyka II, skarżąc się na postępowanie wojsk pruskich”.

„Pruszak posiadał m. in. Żalno (8. km na pn.-wschód od Tucholi), Słupy i Tuchółkę w powiecie tucholskim. W swoim dworze w Żalnie urządził piękną kaplicę, konsekrowaną w r. 1765 przez sufragana chełmińskiego Franciszka Pląskowskiego. W Warszawie miał pałac przy ul. Marszałkowskiej zbudowany wkrótce po r. 1759 w stylu baroku sasko-francuskiego. Podczas pierwszego rozbioru przebywał w swoim Żalnie i 27.IX.1772. złożył w Malborku hołd Fryderykowi II przez syna Józefa. Wycofał się wówczas z czynnego życia politycznego.”

„Pruszak żonaty był dwukrotnie: przed r. 1724. z Elżbietą z Pląskowskich, córką Mikołaja, sędziego ziemskiego świeckiego, i przed r. 1740. z Justyną Elżbietą z Grabowskich (ob. 1704. – 10.07.1796.), córką Andrzeja Teodora, kasztelana chełmińskiego. Z pierwszą żoną miał synów: Tomasza, Jakuba oraz córki: Józefinę, Mariannę i Antoninę. Z drugą żoną miał synów: Wojciecha (ur. ob. 1745), porucznika wojsk koronnych, konfederata barskiego, Kajetana, Jędrzeja (?) oraz córki: Teklę, Annę i Zofię.”

Gdyby nie wiek panny, która według ilości lat – podanych w akcie zgonu, była o 5. lat starsza od Jana Kazimierza, koligacja byłaby świetna, bowiem kasztelan gdański z tytułu pełnienia swej funkcji zasiadał w senacie Rzeczypospolitej, jako kasztelan większy a więc taki, któremu przysługiwało tam osobne krzesło, w przeciwieństwie do kasztelanów mniejszych tzw. drążkowych zasiadających na wspólnych z innymi posłami ławach, a senatorskie koneksje przechodziły na potomków i liczyły się jeszcze długo po śmierci senatora.

O położonym o niecałe 30. km. od Batorowa, Żalnie pisze „SŁOWNIK GEOGRAFICZNY” w tomie XIV., wydanym w 1885., na stronie 732/733, co następuje:

„ ... Żalno dawna siedziba Żalińskich jest stara osadą.” „R. 1574 zaczął tu Maciej Żaliński, starosta tucholski, podkomorzy pomorski i kasztelan gdański, stawiać pałac piękny, który dokończył dopiero syn jego Samuel, późniejszy wojewoda pomorski. Tenże około r. 1620 przybudował do kościoła w Tucholi piękną murowaną kaplicę. W połowie XVIII w. posiadał Żalno Józef Pruszak, kasztelan gdański, który we dworze urządził kaplicę. W ołtarzu znajduje się obraz Matki B. i św. Krzyża. Portatyl konsekrował r. 1765 ks. Fabian Pląskowski, sufragan chełmiński. Indult na odprawianie mszy św. uzyskał sam dziedzic ze Rzymu r. 1744. W topografii Golbecka z r. 1789 jest Żalno zapisane jako wieś szlachecka i folwark z 30 dymami w ręku Pruszaka (str. 263).”

Zapis o ślubie Jana Kazimierza znajduje się w LIBER COPULATORUM  stanowiącej część księgi metrykalnej parafii Raciąż, do której należało Żalno, przechowywanej w ARCHIWUM ARCHIDIECEZJALNYM w Pelplinie, pod sygnaturą W 1282. Księga ta została w ostatnich latach rewindykowana z Republiki Federalnej Niemiec w związku, z czym jest pieczołowicie zakonserwowana i w przeważającej części dobrze czytelna. Niestety charakter pisma księdza dokonującego wpisu o ślubie Jana i Anny, jest zbyt nieczytelny, aby można było zacytować nawet niepełny jego tekst.

Wątpliwe, aby „państwo młodzi” czuli do siebie namiętną miłość zważywszy, że w dniu ślubu tj. 06. marca 1791. „panna młoda” legitymowała się wiekiem około 48. lat, zaś pan młody około 43. Należy również odrzucić polowanie przez Jana Kazimierza na posag, bowiem był on wystarczająco szczodrze uposażony w dobra przez matkę; pozostaje, zatem przypuszczenie o jego zamiarze spędzenia reszty dojrzałego życia i nadchodzącej starości w towarzystwie osoby, z którą się najpewniej dobrze czuł i rozumiał. Niewykluczone również, że związek ten w świetle bardzo dojrzałego wieku obojga małżonków był – pamiętając o fakcie przynależności matki jego żony, do klanu Goetzendorf – Grabowskich – również wynikiem uzgodnień majątkowo – koligacyjnych zawartych pomiędzy Ostenami, Goltzami, Pruszakami i Grabowskimi. Tym bardziej, że szwagierka Jana Kazimierza, żona jego starszego brata Franciszka wywodząca się jak i ich matka również z domu Goltz’ów, zapisała na rzecz siostrzeńca swego męża, Józefa Goetzendorf-Grabowskiego wszystkie dobra zgromadzone pod koniec życia przez VI. pokolenie radawnickich Ostenów. Z pewnością w wyniku bliżej nieznanych ustaleń rodzin Goetzendorf-Grabowskich i Pruszaków, Zamarte stanowiło posag Anny, można się tego domyślać w oparciu o cytowane teksty; wieś ta uprzednio stanowiła prawdopodobnie wiano jej matki Justyny Elżbiety Goetzendorf – Grabowskiej przy jej zamążpójściu za Józefa Pruszaka. Po ślubie zaś Anny z Janem Kazimierzem, stała się ich główną siedzibą. Ze względu na to, że miejscowość ta odgrywa istotną rolę w życiu omawianej pary, godzi się bliżej scharakteryzować istniejący tam zespół klasztorny. W tym celu warto przytoczyć fragmenty z karty ewidencyjnej obiektu zabytkowego zawarte w dokumentacji „Pobernardyńskiego Zespołu Klasztornego – OB. Karmelitów Bosych” w Zamartem, przechowywanej w biurze Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Bydgoszczy (Jezuicka 2), a mianowicie:

 „Wieś wzmiankowana w 1354 r. pod nazwą Jacobsdorf stanowiła własność rycerską w komturstwie człuchowskim. W XIV w. należała do rodziny Trebniców herbu Poraj. W 1446 r. źródła historyczne wymieniają jako właścicieli Zamartego Mikołaja Żelisławskiego z Lutomia i Macieja z Goręcina. W I. poł. XVII w. Zamarte należało do rodziny Żalińskich, a następnie do Potulickich. Od początku XVIII w. dobra stanowiły własność rodziny Goetzendorf – Grabowskich.

 

W 1722 r. Andrzej Teodor Grabowski, sędzia ziemski w Człuchowie, przekazał Zamarte (wraz z Grabowem, Niwami i Ogorzelinami) najmłodszemu synowi Janowi Michałowi, kasztelanowi elbląskiemu i podkomorzemu pomorskiemu. Od końca XVIII w. do 1813 r. właścicielem dóbr zamarckich był Jan Kazimierz von der Osten – Sacken, a następnie rodzina Liwoniusów”.

Nawiązując zaś do kolejnej informacji zawartej w kronice rodzinnej, jakoby Jan Kazimierz z Anną wybudowali miejscowy kościół, należy przytoczyć wyjątki z dalszej części cytowanego wyżej opisu:

„W 1744 r. dziedzic Zamartego Jan Michał Grabowski rozpoczął starania o sprowadzenie bernardynów i ufundowanie klasztoru przy sanktuarium. W 1745 r. rozpoczęto gromadzenie dokumentacji wstępnej koniecznej dla przeprowadzenia fundacji. 12 marca 1745 r. komisja do której powołano oficjała kamieńskiego Józefa Chylińskiego oraz plebana ogorzelińskiego, Mateusza Pachowskiego, przeprowadziła lustrację terenu przeznaczonego pod zabudowę klasztoru. W czerwcu tego roku generał zakonu bernardynów Rafał a Lugagno przyjął i zatwierdził fundację. W czerwcu 1747 r. Jan Michał Grabowski przekazał na rzecz nowo zakładanego konwentu plac („osiemdziesiąt prętów długi i osiemnaście szeroki”), prawo do połowu ryb oraz ogród. Przeznaczył też fundusz siedmiuset złotych, z którego proboszczowie Ogorzelin mieli otrzymywać 49 złotych w zamian za zrzeczenie się praw do kaplicy w Zamartem. W październiku 1747 r. prymas Krzysztof Szembek wydał zezwolenie na fundację klasztoru, który wydzielić się miał z konwentu bernardynów we Wschowie. Nie jest znana dokładna data przybycia zakonników do Za­martego. W listopadzie 1747 r. oficjał kamieniecki Józef Chyliński przejął kaplicę oraz teren przeznaczony pod klasztor. Jednak obecność zakonników w Zamartem odnotowano dopiero w pięć lat później. Początko­wo bernardyni tworzyli tu tylko rezydencję, która liczyła 11 ojców i 5 braci. Pierwszym gwardianem był Wawrzyniec Estka, wikarym Wejersmiller. Ponadto w skład konwentu wchodzili: Mikołaj Mastewicz, Jan Radzimski, Bonawentura Dreher, Donat Roch i Wawrzyniec Nonsell oraz bra­cia laiccy – Salvator Malechiński, Bock, Dezydery Kamiński, Feliks Steffen, Damazy Baal. Funkcję spowiednika pełnił kapelan emeryt przy dworze Michała Grabowskiego – Felicyssym Kipper.”

„W 1752 r. Wawrzyniec Estka polożył kamień węgielny pod budowę klasztoru. Robotami kierował brat Mikołaj Mastewicz.”

„27 września 1762 r. w Zamartem dobyła się kongregacja międzykapitulna wielkopolskiej prowincji zakonnej. W miesiąc później zmarł gwardian Wawrzyniec Estka a jego miejsce zajął Antoni Czarnowski, który zaczął gromadzić fundusze na budowę kościoła. Nowa okazała świątynia miała zastąpić małą kaplicę, która dotychczas służyła duszpasterskiej dzia­łalności bernardynów, koszty budowy ponosił głównie fundator ale wśród ofiarodawców odnotowano również biskupa Adama Stanisława Grabowskiego, Elżbietę Grabowską, Ignacego Grabowskiego, Stanisława Wałdowskiego – skarbnika wschowskiego, z Grabowskich Bleszyńską – kasztelanową bydgoską, Józefa Czapskiego – kasztelanica gdańskiego, generała Stanisła­wa Skórzewskiego, Jana Rolbieckiego – rejenta pyzdrskiego, kamień wę­gielny pod nowy kościół położono 20 czerwca 1766.”

„Od czerwca do września 1810 r. bracia Franciszek i Wojciech Kaliccy remontowali hełm wieży. Usunięto zmurszałe belki, pomalowano na czerwono miedziany dach, a kulę i krzyż pozłocono. Pieniądze na remont ofiarował dziedzic dóbr zamarckich Jan Kazimierz von Osten-Sacken – syn­dyk apostolski konwentu oraz jego żona Anna Konkordia Kunegunda z Pruszaków.(podkreślenie moje)

„W zachodniej części nawy głównej w posadzce zejście do obszernej krypty z wydzieloną w części wschodniej, pod prezbiterium, kaplicą grobowa fundatora.”

W kościele na ścianie empory – dawnym chórze zakonnym - mieszczącym się nad głównym ołtarzem i zasłoniętej przez jego górną część konstrukcji, wiszą – z pewnością mocno odmłodzone i wyidealizowane – portrety Jana Kazimierza i Anny. „KATALOG ZABYTKÓW SZTUKI W POLSCE”, tom XI, zeszyt 5. określa te portrety jako „klasycystyczne” datując ich powstanie na 1798. rok. Na portrecie Jana Kazimierza, w lewym górnym rogu, napis:

                                                      

                                                                 „Joannes Casimirus

                                                             Osten – Sacken

                                                       Succamerarius S.M.K.P

                                                        Syndicus Apostolicum

                                                         Bonorum Zamarte et

                                                             Batorowo poss.

                                                               1740 – 1817”

Napis ten został prawdopodobnie naniesiony na portrecie w okresie dużo późniejszym niż jego namalowanie i to z całą pewnością dopiero po śmierci Anny, bowiem zawiera nie tylko błędny rok jego urodzenia, co byłoby w owych czasach zrozumiałe, ale również całkowicie błędną datę śmierci, do czego by oczywiście żyjąca Anna nie dopuściła. Należy podkreślić, że na stroju Jana, ubranego prawdopodobnie w mundur pruskiego szambelana, malarz nie uwidocznił żadnego orderu, co byłoby rzecz jasna nie do pomyślenia, gdyby portretowany go posiadał. Autor kroniki rodzinnej Kazimierz korespondował w końcu XIX. wieku z ówczesnym księdzem – administratorem tego kościoła i stąd wiadomo, że zmarli pozostawili pokaźny fundusz 7.000 talarów, z którego procenty były w dalszym ciągu pobierane przez proboszcza i służyły do opłacenia mszy odprawianych ku ich pamięci.

Można przypuszczać, że któryś z kolejnych księży korzystających z tego funduszu, postanowił opisać bezimienne portrety w czasie, kiedy jeszcze było wiadomo, kogo przedstawiają, ale nie starczyło w tym zamierzeniu już skrupulatności, aby sprawdzić rzeczywistą datę śmierci Jana w łatwo dostępnych księgach parafialnych Ogorzelin.

Z zamieszczonego napisu jednoznacznie wynika, że Jan Kazimierz był zarówno syndykiem apostolskim jak i szambelanem króla pruskiego, o tym ostatnim świadczy skrót „S.M.K.P.” Nieoczekiwane potwierdzenie tego ostatniego tytułu znajduje się w tej samej księdze metrykalnej, w której zapisano akty zgonu Jana i Anny, bowiem na numerowanej ołówkiem karcie 432, zamieszczony jest następujący tekst:

„Jacobsdorf 1815 die 21 Xbris hora media octava de Vesp: Obiit Generosus Dominus Joannes Nepomuc Breis Comisarius in Aula Zamarth opud Mfcum Joan: Casimir de Osten Sakinn Succamerarius Sua Majestatis Regis Prussiae  ex debilitate virium aetatis 76 Annorum omnibus Sacramentis moribundorum munitus et die 24 in Cemeteris Zamarthensi Sepultus.”

W swobodnym tłumaczeniu znaczy to, że 21.12.1815., po południu o 8. godzinie zmarł szlachetny pan Jan Nepomucen Breis, pełnomocnik (komisarz, zarządca) dworu (pałacu) w Zamartem (z ramienia) wielmożnego Jana Kazimierza de Osten Sakinn, szambelana Jego Królewskiej Mości króla Prus, w wieku 76. lat, opatrzony wszystkimi sakramentami świętymi i został pochowany w dniu 24. na cmentarzu w Zamartem.

Należy zaznaczyć, że na wykresie rodowodu zawartym - w wydanej w Bremie w 1977. książce pt. „Geschichte des Geschlechtes von der Osten”, przy osobie Jana Kazimierza widnieją następujące tytuły: szambelan króla polskiego i landrat [odpowiednik polskiego starosty] okręgu Wałcza. Kwestia godności szambelana została wyżej wyjaśniona, natomiast zapis o pełnionej funkcji landrata wymaga wyjaśnienia. Otóż istotnie w książce dr. Fr. Schultza pt.  „Geschichte des Kreises Deutsch = Krone”,  wydanej w Wałczu w 1902.  na stronie 153., w wykazie: „Die Königlichen Landräthe des „„Kronschen Kreises““ [królewscy landraci okręgu wałeckiego] widnieje zapis:

„1. Landrath v.d. Osten auf Klausdorf 1773 – 1775 (Schwiegersohn der Frau v.d. Goltz auf Klausdorf).“ [1773-1775 landrat v.d. Osten, (dziedzic) na Kłębowcu, zięć pani v.d. Goltz na Kłębowcu]

Wiadomo jednak, że Jan Kazimierz, mający nawiasem mówiąc w owym czasie najwyżej 25 – 27 lat, ani nie był właścicielem Klausdorf - Kłębowca (miejscowość leżąca 5 kilometrów na północ od Wałcza), ani też nie był zięciem pani v.d. Goltz. Tym bardziej, że w dalszej części autor opisuje postać tej spadkobierczyni rodu Goltz’ów, Zofii urodzonej Torche de la Serre, od 1744. wdowy po generale poruczniku v.d. Goltz’u, co automatycznie wyklucza wszelkie koneksje na poziomie tego pokolenia, tym bardziej, że osoba żony Jana Kazimierza jest znana.

Drugą materialną pamiątką, ale już tylko po Annie, znajdującą się w kościele w Zamartem – jak podaje wymieniony KATALOG jest zestaw 23. masywnych i dużych – prawie metrowych, o barokowych cechach, lichtarzy cynowych, z których 6. stoi  na głównym ołtarzu. Na ich dolnej części wygrawerowane nazwisko „Osten – Saken”. Brak w drugim członie nazwiska litery „c”, uprzednio już od lat stosowanej, wynikł prawdopodobnie z niedopatrzenia odlewnika-grawera.

Z opisanego przebiegu, a przynajmniej ze znanych fragmentów życia Jana Kazimierza, można odnieść wrażenie, że dramatyczne wypadki związane z rozbiorami Polski, nie miały większego wpływu na jego losy. Z monarchią pruską potrafił ułożyć sobie życie, uzyskując od króla pruskiego za bliżej nieznane zasługi honorowy dworski tytuł szambelana; Stolica Apostolska mianowała go swoim syndykiem; przez nieżyjącego teścia, na którego jednak zawsze mógł się powołać, miał koneksje z najpierwszymi dostojnikami dworu polskiego, wątpliwe, aby jego majątki położone z dala od głównych traktów i centrów miejskich zostały spustoszone czy choćby nadwerężone w czasie Insurekcji Kościuszkowskiej, a i droga wojsk napoleońskich wiodła innymi szlakami. Zamarte nie weszło w skład Księstwa Warszawskiego, więc można stwierdzić, że całe jego dojrzałe życie upłynęło w ramach monarchii pruskiej. Jedynie fakt jego późnego i nazywając rzeczy po imieniu – raczej rozpaczliwego ożenku, może budzić refleksje i ewentualnie prowokować domysły kryjącej się za tym jakiejś tajemnicy rozwikłania, której nie należy się jednak spodziewać. Rzecz jasna małżeństwo to było bezdzietne i wszystkie zdobyte – można powiedzieć, że nadzwyczaj lekką ręką – dobra, po śmierci obojga małżonków przeszły na rzecz rodziny Grabowskich, wyspecjalizowanej w zdobywania spadków, przynajmniej ze strony rodziny Osten’ów.

Jan Kazimierz, ostatni męski przedstawiciel pierworodnych potomków Jana Wiganda urodzonych w Radawnicy oraz jej ostatni według testamentu starszego brata Franciszka - współdziedzic, zmarł w dniu 02. stycznia 1813. roku w Zamartem. Akt jego zgonu znajduje się w Archiwum Archidiecezjalnym w Pelplinie w aktach parafii Ogorzeliny pod sygnaturą W 324, na karcie o wpisanym ołówkiem numerze 426 i brzmi:

                                   „Incipit Annus Millesimus Octigentisimus

                                                      Decimus Tertius

Jacobsdorff. Anno 1813 die 2 da Januarii obiit Camerarius Casimirus de Osten Sacken Haeres Bonorum Zamartensium etc Aliorum, aetatis suae 65 Annorum morbo vulgo Nerven Schlag, qui octava ejusdem sepuitus est.”

po przetłumaczeniu:

                                             „Nastaje rok tysiąc osiemset trzynasty

Zamarte. W dniu 2. stycznia zmarł szambelan Kazimierz de Osten Sacken, dziedzic dóbr Zamarte i innych, w wieku 65 lat, na chorobę zwana popularnie Nerven Schlag [prawdopodobnie w ten sposób dokonujący wpisu określił zawał serca, lub udar mózgu] , i który ósmego został pochowany.”

 Z powyższego aktu zgonu wynika, że Jan Kazimierz zmarł nagle pozostawiając samotną, starszą od siebie Annę, która przeżyła męża aż o 9. lat. Z całą pewnością mieszkała w dalszym ciągu w ich dworze w Zamartem i tam też zmarła w dniu 09. stycznia 1822. roku.

Jej akt zgonu wpisany jest na numerowanej ołówkiem stronie 438, również w tej samej księdze, w której zanotowana została śmierć Jana Kazimierza i brzmi:

                                             „Incipit Annus 1822 Januarius

Jakobsdorff. Anno ut die supra hujus obiit Magnifica Dna Anna de Osten Sacken Vidua Haeredissa Bonor Zamarthen: aetatis 79 sepulta 18 morbus prae senectute.”

co po przetłumaczeniu znaczy:

                                                        „Nastaje rok 1822. Styczeń

Zamarte. Tego samego, jak wyżej dnia i roku [rok zaczyna się jednym wpisem dokonanym w dniu 09. stycznia] zmarła Wielmożna Pani Anna de Osten Sacken, wdowa, dziedziczka dóbr Zamarte, w wieku 79. lat, pochowana została w dniu 18.; przyczyna śmierci: ze starości.” 

Oboje małżonkowie pochowani zostali w podziemiach kościoła w Zamartem. KATALOG ZBYTKÓW na stronie 80. podaje:

„- W krypcie trumny drewniane fundatorów i dobrodziejów klasztoru: 1. Jana Michała Grabowskiego (zm. 1770); 2. Anny Siedleckiej (?) (zm. 1786) z blaszanymi okuciami i kartuszem na którym inicjał A S; 3. z herbem Księżyc (Prądzyńskich), literami W P i data 1799; 4. analogiczna z literami S. T. w. XVIII/XIX; 5. Jana Kazimierza Osten – Sacken (zm. 1813) z kartuszem herbowym.” (podkreślenie moje)

 Tak, więc syndyk papieski i szambelan króla pruskiego Jan Kazimierz spoczywa w dalszym ciągu w podziemiach kościoła w Zamartem, natomiast los trumny Anny Konkordii Kunegundy z Pruszaków stanowi niewiadomą. Niewyliczona w KATALOGU trumna z jej zwłokami, podzieliła przypuszczalnie los innych trumien – jako pozbawiona już w tym czasie kartusza herbowego, a możliwe, że i nazwiska, - które na polecenie Wermachtu robiącego miejsce na tymczasowe zamknięcie jeńców polskiego wojska – zostały we wrześniu 1939. wywleczone z podziemi i niedbale pochowanych na przykościelnym cmentarzu. Relację o tym wydarzeniu w latach 60. XIX. wieku opowiadał autorowi opracowania, uczestnik tych wydarzeń, żołnierz polskiego wojska z okresu II. wojny światowej, którego tam więziono.

W latach 90. XX, wieku w podziemiach kościoła, istniała wydzielona krypta zamknięta żelazną kratą, w której znajdowała się wyłącznie trumna fundatora kościoła, Jana Michała Goetzendorf – Grabowskiego, pozostałe zaś trumny stały w ogólnie dostępnych pomieszczeniach.

Dobra zarówno Batorowa i Buki, jak i Zamartego wróciły do Grabowskich na podstawie testamentu Jana Kazimierza, który cały swój majątek zapisał swemu siostrzeńcowi, Józefowi Grafowskiemu i jego żonie Antoninie z Nieżychowskich {Otto Goerke, „Die Kres Flatow” str. 605}, których zobowiązał do corocznego dostarczania 16. klastrów [?] drzewa na potrzeby klasztoru. 

Należy przypuszczać, że zarząd majątkiem sprawował wówczas z ramienia Józefa Grabowskiego zaufany zarządca, a Anna – wdowa po Janie Kazimierzu, miała prawo do zajmowania dworu i czerpania wszystkich jej potrzebnych korzyści z dochodów majątku. Z kolei Grabowscy sprzedali majątek rodzinie Liwoniusów, od których z kolei w latach 70. XIX. wieku został zakupiony za 555.000 marek przez szambelana Franza von Parpat. Nowy właściciel wkrótce zmienił nazwę wsi na Bonstetten upamiętniając nazwisko swojej krewnej i dobrodziejki z dalszej rodziny. W posiadaniu rodziny Parpat’ów przetrwało Zamarte do 1945.

Folwark i zbudowany w drugiej połowie XVIII. wieku przez Grabowskich, piętrowy, murowany, wielokrotnie przebudowywany dwór, obecnie bezstylowy o skromnych, częściowo zatartych cechach eklektycznych przetrwał i po II. wojnie światowej stał się bazą założonej tam doświadczalnej fermy Instytutu Ziemniaka.

FRANCISZEK WIGAND EGIDIUSZ (Idzi)                                                  KOD: VI.3.

éok. 1746. - 27.09.1812.

Wnuk nabywcy Radawnicy i jej ostatni wśród polskiej gałęzi rodziny - dziedzic, Franciszek Wigand Egidiusz był synem Egidiusza Kazimierza i Konradyny Krystiany z von der Goltz’ów, a starszym bratem omówionego uprzednio Jana Kazimierza. Urodził się prawdopodobnie około 1746., który to rok wynika z jego wieku podanego w przytoczonej wyżej „Vasallen Tabelle” sporządzonej w 1773., jednak rzeczywista data jego urodzenia, wobec wielokrotnie uprzednio wspominanego zaginięcia akt metrykalnych Radawnicy, nie jest możliwa do ustalenia. Drugie imię „Wigand”, poświadczone przez almanachy niemieckie - otrzymał z pewnością na cześć dziadka Jana Wiganda, zaś trzecie „Egidiusza (Idziego)”, poświadczone z kolei przez dokument wizytacji kościelnej - na cześć ojca.

Gdy miał około 10. lat zmarł jego ojciec, pozostawiając troje nieletnich dzieci i młodą wdowę w rozległym, wymagającym wyjątkowo sprawnego zarządzania majątku. Na domiar złego w rok po śmierci Egidiusza wybuchła wojna siedmioletnia (1756-1763), która dała się mocno we znaki powiatowi nakielskiemu, o czym była mowa w historii rodzeństwa Franciszka.

Leżąca na peryferiach Wielkopolski Radawnica, przylegająca swymi ziemiami na ich granicy północno - zachodniej do królestwa pruskiego, była szczególnie narażona na samowolę dowódców wojskowych Fryderyka II. i jego służb aprowizacyjnych, a jednocześnie podlegała urzędnikom administracyjnym Rzeczypospolitej, której zobowiązana była świadczyć podatki (pogłówne). Stali mieszkańcy tego terenu musieli z pewnością przez dłuższy okres czasu lawirować między przedstawicielami dwu państw: jednego bezsilnego militarnie, do którego byli przypisani posiadanym majątkiem i ościennego, drapieżnie militarystycznego. Trudno dziś dociec, jaki w tej sytuacji modus vivendi obrała matka Franciszka - Konradyna, o ile oczywiście mogła cokolwiek wybierać; należy jednak uwzględnić jej ewangelickie wyznanie i pochodzenie z terenów poddanych władzy króla pruskiego oraz co pewnie było najcenniejsze – fakt czynnych ówcześnie i z pewnością przychylnych z uwagi na rodzinne koneksje - licznych pruskich wojskowych z rodzin Osten – Sacken’ów i Goltz’ów. Można również przypuszczać, że reakcją mieszkańców Radawnicy na wojenne rekwizycje i z pewnością często stosowany pospolity rabunek, było ukrywanie zapasów żywności, co zresztą nie musiało być zbyt trudne w tak rozległym majątku, zaś odpowiedzią na pruskie restrykcje celne mógł być wyłącznie przemyt, szczególnie zbóż lub mąki - przez od wieków używany bród na Gwdzie, w należącej do klucza radawnickiego wiosce Grudna, gdzie zresztą znajdował się jedyny w majątku młyn. Rzeka ta, a raczej rzeczka o bystrym prądzie i licznych meandrach koryta, nie nadawała się do spławiania towarowego, zaś oddalenie Radawnicy od znaczniejszych ośrodków miejskich przy ówczesnej mizernej sieci drogowej tego rejonu - o charakterze traktów polnych - wykluczało transport zbóż na większe odległości, dokonywanych jedynym wówczas możliwym środkiem lokomocji, tj. wozami ciągniętymi przez woły. Pozostawało, więc przemycanie go do wiecznie potrzebujących żywności Prus. Natomiast bardzo prawdopodobne są dostawy takim właśnie transportem, runa owczego lub wełny do ośrodków sukiennictwa w Jastrowiu, Trzciance lub Łobżenicy oraz wyrobów z drzewa na czynne w okolicy targowiska. Nie można jednak ocenić rzeczywistej kondycji ekonomicznej gospodarujących w tym rejonie właścicieli ziemskich, bowiem na przestrzeni 15. lat poprzedzających pierwszy rozbiór Polski, sytuacja musiała się wielokrotnie zmieniać i dziś trudno byłoby ustalić średnie warunki ekonomiczne istniejące w dłuższych okresach czasowych.

O młodości i wykształceniu Franciszka nie dotarły do naszych czasów żadne informacje. Wiadomo jedynie z zapisu w aktach metrykalnych parafii w Białężynie przechowywanych w Archiwum Archidiecezjalnym w Poznaniu {mikrofilm 2262}, że w dniu 11. grudnia 1762. w Nieszawie był on ojcem chrzestnym Teodora Franciszka Ksawerego (patrz pokolenie VII.4.), syna swego stryjecznego brata Ignacego.

Miał wówczas około 16 lat. Jest to jedyny, potwierdzony w tym pokoleniu wypadek bezpośrednich kontaktów rodziny zamieszkałej w Radawnicy, z potomkami Jana Krystiana i Ludwiki z Rydzyńskich, którzy po sprzedaży Górzny i Nowego Dworu, przenieśli się do środkowej Wielkopolski.

Pamiętając o uprzednio sugerowanych przy omawianiu historii V. pokolenia rodzinnych zadrażnieniach, na tle ociągania się ze spłatą zaciągniętych przez zmarłego Jana Krystiana długów przez wdowę po nim - Ludwikę Barbarę, a wierzycielem - jej szwagrem Franciszkiem Jakubem i jego rodzeństwem, czego skutkiem było przypuszczalnie znaczne oziębienie wzajemnych kontaktów - nie rozstrzygniemy dziś, która ze stron była inicjatorem ponownego nawiązania rodzinnych więzów i na ile one były autentycznie serdeczne i częste. Można przypuszczać z uwagi na młody wiek Franciszka Wiganda i jego brata Jana Kazimierza, że w tych kontaktach sprawy majątkowo - spadkowe nie mogły wówczas odgrywać żadnej roli, jako że kwestia dziedziczenia klucza radawnickiego była w owych latach - pozornie - jednoznacznie przesądzona i nie mogła budzić najmniejszych wątpliwości. Z czego ewentualnie dalej może wynikać, że ubożsi wielkopolscy krewni chcieli przypomnieć swoje istnienie, albo po prostu ożywić, uprzednio zawieszone rodzinne związki. Jest też oczywiście możliwe, że tamte wydarzenia nie pozostawiły żadnych trwałych urazów, a spotkania obu części rodzin odbywały się z regularną częstotliwością, na którą pozwalało oddalenie ich siedzib, lecz nie pozostawiały po sobie żadnych dokumentów wobec braku wzajemnych transakcji oblatowanych względnie roborowanych w urzędach grodzkich.

Kolejny dokument {Archiwum Kapituły Metropolitarnej w Gnieźnie, sygnatura E 42} dotyczący życia Franciszka Egidiusza, odnosi się do uprzednio krótko scharakteryzowanej w dziejach Jana Kazimierza – wizytacji parafii w Radawnicy. Odbyła się ona w dniu 25.01.1766. w ramach generalnej wizytacji Archidiakonatu Kamieńskiego, na którego terenie w drugim dekanacie łobżenickiem położona była Radawnica. Wizytatorzy w sprawozdaniu zaznaczyli, że w czasie ich bytności:

„Jus Patronatus – est Gnosorum Francisco Aegidii et Joannis Casimiri ab Osten Sakin Fratruminter Segermanorum”

co można przetłumaczyć następująco: „Prawo patronatu [nad kościołem] sprawują rodzeni bracia – szlachetnie urodzeni Franciszek Egidiusz i Jan Kazimierz von Osten Sakin”.

Interesujący nas w omawianych czasach rozdział, nosi tytuł:

„Radawnica – Ibidem Filiales In Krzywawieś, Grudna et Kamień, de Hospitale Pauperum, et Oratori um Privatt In Gurzna.”

z czego wynika, że tak jak nam współcześnie, filiami parafii w Radawnicy były kościoły w Krzywej Wsi i Kamieniu oraz nie istniejącej dziś wsi Grudna. Znamienne, że radawnickiemu proboszczowi podlegała również prywatna kaplica w Górznej wraz z mieszczącym się tam przytułkiem, mimo, że wieś ta wraz z folwarkiem Nowy Dwór zostały jeszcze w 1752. roku sprzedane przez synów Jana Krystiana, Augustynowi Działyńskiemu. W następnym 1767. roku zarząd majątku przeszedł, albo w ręce obu braci, albo – co jest bardziej prawdopodobne - wyłącznie na starszego, Franciszka Wiganda. Świadczy o tym informacja z „Tek Dworzaczka”{tekst oryginału w Archiwum Państwowym w Poznaniu, sygn. Nakło Gr. 96, k. 222v}  o następującej treści:

„Konradyna z Golczów córka zmarłego Franciszka Golcza i zmarłej Idy z Gulczów, wdowa po Idzim Kaź. [Egidiuszu Kazimierzu] Ostenie, podkomorzym J.K.Mci, dzie­dzicu wsi Radownica, Kamień w powiecie N. [nakielskim], dożywocie dane sobie w grodzie wałeckim w sobotę po Nawiedzeniu N.M.P. w 1752 roku [08.07.1752.] kasuje (f. 222v).”

Według  tomu XV.„WIELKIEJ ENCYKLOPEDII POWSZECHNEJ ILUSTROWANEJ” wydanej w 1895. w Warszawie (cytaty istotnych wyjątków):

Dożywocie jest to prawo użytkowania przez ciąg całego życia z rzeczy, będących cudzą własnością, w taki sam sposób, jak to służy samemu właścicielowi, pod warunkiem wszakże zachowania istoty rzeczy. …Według Tadeusza Czackiego (Dzieła zebrane i wydane przez Hr. Edwarda Raczyńskiego, t. II, str. 7) początek zapisom na przeżycie dała „oprawa”, jako fundusz dożywotni, od męża dla żony przeznaczony, stosownie do wysokości jej posagu. …

Dożywocie musiało być wzajemnem, jednostronne bowiem nie miało znaczenia; mogło być czynione po ślubie w ciągu małżeństwa, obejmowało i majątek przyszły; otrzymywał je ten z małżonków, który przeżył drugiego. …”   

W 1767. roku Konradyna Krystiana osiągnęła przypuszczalnie wiek około 56. lat, a od dwunastu – w wyjątkowo niespokojnych czasach - samotnie zarządzała obszernym majątkiem. Jednocześnie, można przypuszczać, że dorosłych synów rozpierała energia młodości i chcieli pilnie osiągnąć jak najdalej idącą samodzielność, więc skasowanie tej umowy było jednoznaczne z dobrowolnym odsunięciem się Konradyny na drugi plan i przejęciem władzy przez młodsze pokolenie ze wszystkimi takiego stanu rzeczy konsekwencjami. Równocześnie zaświadcza również o pełnym wzajemnym zaufaniu i przykładnych więzach między matką, a synami. Dalej, nie wymieniając daty zapisu, kronika rodzinna wspomina, że Franciszek podpisywał się: „aulae iudex t.j. członek sądu assesorskiego”, co mogłoby – oczywiście tylko pośrednio - świadczyć o jego prawniczym przygotowaniu. Sądy asesorskie według książki Zbigniewa Góralskiego pt. „URZĘDY I GODNOŚCI W DAWNEJ POLSCE”, wydanej w Warszawie w 1983. objaśnione są następująco:

„Obecność przy królu mogła narzucić kanclerzom pewne obowiąz­ki dworskie. Zastępowali więc marszałków, niosąc w czasie ich nieobec­ności laskę przed królem. Kanclerze posiadali poza tym władzę sądowni­czą. Jeżeli byli księżmi, mieli jurysdykcję nad duchowieństwem dworu królewskiego.

W pierwszym jednak rzędzie, od końca XVI w. prowadzili sądy asesorskie, inaczej zwane zadwornymi. Sądy te, odrębne dla Koro­ny i Litwy, były najwyższą instancją apelacyjną dla miast królewskich. Prowadziły też sprawy o rozgraniczenie między dobrami królewskimi i prywatnymi, a także niektóre skarbowe. Kanclerz był ich przewodniczą­cym, on też wydawał i podpisywał wyroki.

Wprawdzie uchwała sejmu ko­ronacyjnego 1575 roku żądała, by sesje odbywały się w obecności tak­że podkanclerzego, w praktyce jednak nie stosowano tego - podkanclerzy przewodniczył tylko w nieobecności kanclerza. Gdyby jednak zeszli się razem, dysponowali wtedy tylko jednym głosem.

Początkowo kanclerze prowadzili sądy sami, mając do pomocy sekretarza, referendarza i pisarza. W XVII w. doszło do nich czterech asesorów z głosem decydującym. Wreszcie w 1775 r. wprowadzono do ase­sorii regensów i metrykantów kancelarii kanclerskiej, mieli oni w niej głos doradczy.

W zasadzie sądy asesorskie urzędowały przy królu. W czasie jednak jego pobytu za granicą, kanclerz zwoływał je w wyznaczonym przez siebie miejscu. Dopiero w 1776 r. sejm ustalił jako siedzibę asesorii koronnej Warszawę, określając jednocześnie czas trwania ka­dencji na czas od 1 listopada do 30 kwietnia.”

Nie wiadomo skąd nasz rodzinny kronikarz uzyskał wiadomość o takim właśnie tytule użytym w treści podpisu Franciszka Wiganda, ani na jakim ewentualnie dokumencie oparł swoje stwierdzenie. Zważywszy jednak na ogólnopaństwową rangę godności asesorskiej, odpowiadającą obecnej godności sędziego Sądu Najwyższego, nie wydaje się możliwe, aby Franciszek Wigand urodzony około 1746. roku, mógł w okresie przed pierwszym rozbiorem, a więc w wieku około 26. lat być członkiem takiego sądu, choć nie jest to oczywiście wykluczone. Dla ścisłości należy jednak zaznaczyć, że „Kalendarze Polityczne” z lat 1771. i 1772. wydawane w Warszawie i zwierające spisy personalne urzędników koronnych, jego osoby nie wymieniają. Bardziej prawdopodobne jest jednak mianowanie go dużo później – po objęciu przez niego Radawnicy, już w państwie pruskim, tzw. „justycjariuszem”, o czym była mowa we wstępie do tego opracowania, a co upoważniało do wykonywania władzy sądowniczej nad podległymi chłopami. Podpisywanie się natomiast przez Franciszka w sposób wymieniony w kronice, można ewentualnie traktować, jako świadomie przez niego stosowaną analogię do znanej mu godności asesorskiej z czasów Rzeczypospolitej. Niewątpliwie, wyjaśnienie tego mało istotnego w istocie problemu wymagałoby odrębnej kwerendy archiwalnej, o ile i w tej kwestii kronikarza Kazimierza nie poniosła kolejny raz fantazja w gołosłownym obdarzaniu przodków nienależnymi tytułami. Można również domniemywać możliwość dalekowzrocznej i świadomej działalności jego matki Konradyny Krystiany, która starając się zabezpieczyć pozycję swej rodziny na obie strony, starszego syna Franciszka postanowiła wychować w Rzeczypospolitej, zaś młodszego Jana Kazimierza posłała do szkół saskich, a później w służbę dworu niemieckiego. Wiadomo, że znajomości i koneksje nabyte w trakcie młodzieńczej edukacji zazwyczaj procentują w dorosłym życiu.

Z uwagi na zaszeregowanie radawnickiej rodziny do grona bogatszych „posesjonatów”, ale jednak niezaliczającej się do wąskiego grona najbogatszych ziemian oraz ze względu na szczupłość materiałów dotyczących szkolnictwa tego okresu, nie wydaje się, aby rozstrzygnięcie tych domysłów mogło obecnie znaleźć potwierdzenie. W 1768. roku rozwój Wielkopolski zakłóciła i zdezorganizowała konfederacja barska, która dała się we znaki i Krajnie, a więc przypuszczalnie odczuli jej działanie również mieszkańcy Radawnicy. Pisze o tym Wacław Szczygielski w swej książce pt. „Konfederacja barska w Wielkopolsce. 1768 – 1770”, z której odnośny ustęp ze strony 90., brzmi:

„Malczewski wysłał najpierw przodem ok. 20 listopada rtm. Hieronima Roszkowskiego na Pomorze, celem forsowania szlachty i miast pruskich do wiązania konfederacji.”

„Tymczasem Hieronim Roszkowski po przekroczeniu Noteci zatrzymał się na Krajnie. Roszkowski był zawodowym oficerem. Służył najpierw w husarii polskiej a następnie u ks. Piotra Sapiehy jako rotmistrz jego chorągwi nadwornej w Wieleniu. Może nie bez cichej zgody swego zwierzchnika przeszedł wraz z całym oddziałem, 40 husarów, do konfederacji. Mówiono o nim, że nosił jeden but czarny, a drugi czerwony; pierwszy oznaczać miał śmierć, a drugi ogień dla tych, co się jego woli sprzeciwiali.”

„Cały oddział liczył 160 osób, …”

„Roszkowski 24 listopada w grodzie nakielskim oblatował palet w którym groził surową egzekucją tym wszystkim, co ociągali się z wydawaniem podatków i pocztów wojskowych. Srożył się w Łobżenicy, miasto bowiem odmówiło konfederatom przysięgi. Dwóch panów von der Osten w Wałeckiem, którzy niby przystąpili do konfederacji i zaciągnęli się do szeregów, a następnie uciekli za granicę, ukarał spaleniem ich wsi Tarnówka i Osówka. A rektora ewangelickiego Fryderyka Beniamina Wiellicha z Jastrowia skazał na śmierć za szkalowanie konfederatów w kazaniach i podjudzanie przeciwko nim wiernych.”

Radawnica położona niedaleko Jastrowia, lecz na poboczu głównego szlaku i to wśród lasów, mogła ewentualnie uniknąć zajadłości oddziału Roszkowskiego, choć z incydentu z wymienionymi „panami von der Osten” - o czym będzie dalej mowa w historii synów Franciszka Jakuba, Karola i Ludwika – wynikałoby, że oddział ten grasował na terenie całej Krajny i nie przepuszczał żadnemu dworowi. Jan Kazimierz przebywał wówczas na szczęście w Dreźnie, a Franciszka mogła matka wysłać do kuzynów w Prusach, co byłoby wyjściem najrozsądniejszym, ona sama zaś po prostu opłaciła się konfederatom, co niewątpliwie uratowało zabudowania dworu i folwarku.

Wracając zaś do sytuacji pogranicza Wielkopolski i istniejących tam stosunków polityczno gospodarczych w czasach młodości Franciszka Wiganda, warto je zilustrować pamiętnikiem z epoki przytoczonym w wymienionej już uprzednio książce „Krajna i Nakło” (całość wypisów w rozdziale „Materiały”), której fragment z części opracowanej przez Teodora Bobowskiego, burmistrza nakielskiego cytuję:

„Mąż niemiecki Mateusz Redman, osadnik w Folsztynie nad Notecią, który wiele lat przed Fryderykiem z Niemiec przybył do Polski, osiadł nad Notecią i miał się bardzo dobrze tak długo, aż nie przyszli do Krajny żołdacy pruscy w 1770 roku po zakup zboża polskiego dla króla pruskiego, napisał pamiętnik o pobycie nieproszonych gości i popełnionych bezprawiach (Historische Monatsblätter, rocznik 1-szy, st. 53).

Pomiędzy innemi pisze on wyraźnie:

„„W jesieni 1770 roku otrzymaliśmy Prusaków (die Preussen) na kwatery, musieliśmy ich żywić i codziennie dawać 15 groszy na osobę na piwo (birgeld) i co 24 godziny 3 berlińskie miary owsa, siana i sieczki. Kwaterowali u nas do 1 maja 1771 r. drudzy do św. Michała 1771 r. Mieli oni własny chleb (z polskiej mąki), ale musieliśmy im dawać mleko, piwo i warzywa. Był w tym roku nieurodzaj, susza wielka panowała, bo na wiosnę przez 12 tygodni deszcz nie padał, zaś latem każdego dnia przepadywało. Prusacy zbierali żniwo i gromadzili w swych magazynach, przez to powstała taka nędza, że  l u d z i e  n i e   m i e l i   k a w a ł k a  c h l e b a,  nawet za pieniądze dostać go nie było można.

W grudniu 1771 r. musieliśmy dostarczyć z każdej huby [włoki = 16,8 ha] dwie ćwiercie owsa i ćwierć żyta. W lutym 1772 r. każda huba pod grozą ostrej egzekucji dać musiała 10 talarów, ćwierć żyta, trzy ćwiercie owsa i wóz siana i dziennie 8 florenów [pamiętnikarz miał prawdopodobnie na myśli - w tym okresie mocno już zdewaluowane tymfy = złote polskie] na jedzenie i picie.

W kwietniu i maju musieliśmy z zapełnionych magazynów pruskich odwozić zboże do Noteci na szkuty, poczem je Prusacy  w y w o z i l i  d o   k r a j u  b r a n d e n b u r s k i e g o (ins brandenburgische Land). W tym czasie bardzo dużo wycierpieliśmy, tem więcej, że  P r u s a c y  katowali biednych ludzi. Przez całe lato szwadron dragonów majora Zabelitza musieliśmy żywić i podczas tej drożyzny chleb im dostarczać i paszę dla koni. Dnia 16 sierpnia 1772 roku kraj polski nad Notecią przerobiono na pruski. W 1773 r. nałożono nam królewską kontrybucję (pruską) z huby po 6 talarów” ... itd.””

Posłuchajmy jakiemi słowy sam Fryderyk, władca pruski, usiłuje przed światem oczyścić się z haniebnego postępowania wobec Polski. Pisze on w rozkazie z dnia 25 marca 1772 roku (Czasopismo niemieckiego towarzystwa historycznego, rocznik 1-szy, st. 51):

„„Jest ogólnie wiadomem, że naród polski nie zaprzestał sąsiednim mocarstwom, zwłaszcza państwu pruskiemu, dawać częstych powodów do słusznego niezadowolenia.

Wbrew wszelkim regułom dobrego sąsiedztwa  u r z ą d z a  n a p a d y  n a  k r a j  p r u s k i,     n i e p o k o i  i  m a l t r e t u je  p o d d a n y c h    p r u s k i c h , odmawia im należnej satysfakcji; naród polski zajmuje się bezustannie szkodliwemi planami (przygotowaniem konstytucji – uwaga autora), któremi drażni sąsiednie mocarstwo.

Pozostawać biernym widzem znaczyłoby sprzeciwić się regułom zdrowej dyplomacji państwowej.”„Po załatwieniu skrytych przygotowań wystosował Fryderyk 1 sierpnia 1772 roku rozkaz gabinetowy, polecający Brenckenhoffowi zajęcie Krajny 13 września 1772 roku i wytknięcie nowej granicy pomiędzy Polską a Prusami. Ponownie rozkazem z dnia 7 września 1772 roku nakazał temu zausznikowi zająć obszary nad Notecią na rzecz Prus i zlecił mu administrację finansową tak nazwanego „dystryktu noteckiego”.

Zawarty w Petersburgu 15 stycznia 1772 roku traktat między Fryderykiem pruskim a carycą Katarzyną iure caduco przysądził Krajnę Prusakom w następujący sposób:

Artykuł II. „ ... król pruski otrzymuje także obszar Wielkopolski po swej stronie Noteci (tj. poprawym brzegu – uwaga autora) wzdłuż tej rzeki od granicy Nowej marchii (brandenburskiej) do Wisły przy Fordonie i Solcu w tem zrozumieniu, że Noteć tworzyć będzie granicę państwa króla pruskiego i rzeka ta ma zupełnie (t.j. w szerokości koryta) należeć do niego.”

„Rok później, dnia 18 września 1773 roku, haniebny traktat o pierwszym rozbiorze Polski, wymyślony dla nadania aktowi bezprawia formy prawnej, podpisany został w Warszawie przez pełnomocnika pruskiego Benoita i przez 95 dygnitarzy i posłów polskich. Wymiana dokumentów ratyfikacyjnych między królem polskim Stanisławem Augustem Poniatowskim a królem pruskim Fryderykiem II nastąpiła w Warszawie 19 listopada1773 roku.

Jak Niemcy w ogóle po wszystkie czasy do dni dzisiejszych, tak Prusacy szczególnie drwili sobie z wszelkich traktatów i podpisywali je bez skrupułu dla otumanienia świata cywilizowanego i uspokojenia głosu sumienia mocarstw neutralnych. Chociaż z góry mieli postanowienie niedotrzymania żadnych zobowiązań zagwarantowanych w onych traktatach lub umowach międzynarodowych.

Nie przemawia z tych słów antagonizm narodowy lub uprzedzenie do Niemców recte Prusaków, bynajmniej, raczej głos mają ich własne niemieckie dokumenty rządowe, reskrypty królewskie, rozkazy gabinetowe i instrukcje ministerialne, w których znajdujemy dostateczne świadectwa wiarołomstwa, nienawiści i eksterminacyjnej polityki germańskiej.

Linją graniczną w myśl traktatu miała być Noteć od granicy brandenburskiej przez Nakło do Rynarzewa, stamtąd prosto do Solca nad Wisłą. Słuszność przysłowia, że przy jedzeniu przychodzi apetyt, znalazła pełne zastosowanie u Prusaków, gdy zabierali Krajnę.

Jeszcze nie zdążył uschnąć atrament na traktacie Fryderyka i Katarzyny, a już minister pruski Hertzberg dawał instrukcję Brenckenhoffowi, jak daleko ma posunąć granicę poza Noteć bez zważania na linję wytkniętą w cyrografie petersburskim.

„T r z e b a  b y ć  b e z c z e l n y m  i  b r a ć  j a k  n a j w i ę c e j” – pisał Hertzberg do Bren- ckenhoffa i zalecał mu zabrać miasta Wieleń, Czarnków, Ujście, Łabiszyn z szerokiemi okolicami po lewej stronie Noteci.”

Uzasadnione jest przypuszczenie, że Radawnica leżąca nad samą granicą pruską, jako jedna z pierwszych została wcielona do monarchii pruskiej w połowie września 1772. roku, o ile nie dokonał tego już w marcu tego roku generał Belling, zgodnie z rozkazem królewskim Fryderyka II. z  21.03.1772. Rozkaz ten dotyczył jednak obszarów tzw. „kordonu sanitarnego”, a nie wiadomo czy Radawnica w skład tego kordonu wchodziła. Oficjalny traktat rozbiorowy, a właściwie trzy traktaty, zostały podpisane w Petersburgu dnia 05.08.1772., natomiast wymuszona na stronie polskiej ich ratyfikacja nastąpiła dopiero rok później w dniu 30.09.1773, gdy już na zaanektowanych terenach działały obce władze. Formalne zajęcie okręgu nadnoteckiego nastąpiło w ciągu tygodnia pomiędzy 13. – 21. wrześniem1772. Prawdopodobnie po tej dacie zakończyły się najjaskrawsze gwałty i nadużycia pruskie, a nowe władze - nawiasem mówiąc o wyjątkowo lichych kwalifikacjach – przystąpiły do tworzenia porządku prawnego i warunków życia dla nowych poddanych pruskiej monarchii. Organizację tej nowej władzy opisuje przywołana uprzednio książka „Krajna i Nakło” w rozdziale „URZĘDY PRUSKIE I URZĘDNICY W KRAJNIE” , następująco:

„Po oderwaniu Krajny od Rzeczypospolitej Polskiej Prusacy najpierw utworzyli 3 powiaty administracyjne: nakielski, wałecki i bydgoski. W nakielskim rządził radca Zillmer, w wałeckim radca Spalding, w bydgoskim radca Schönborn.

Nad nimi panowali wyższy radca Baltazar Brenckenhoff i jego zastępca radca Gaudi. Wszyscy oni nosili tytuły „„Kgl. preuss. Kriegs- und Domänenräte””.

Radcowie powiatowi na podstawie instrukcji królewsko - pruskiej rozpoczęli lustrację powierzonych sobie obwodów, zwłaszcza po miastach i wsiach rejestrowali mieszkańców i ich inwentarz, rolę, budynki, dobra starościńskie, skarbowe, kościelne, klasztorne miejskie, gospodarstwa włościańskie, łanowe i gracjalne (panes bene merentium), proklamowali rządy i prawa pruskie, rozszerzali odezwy Fryderyka II „„do nowych poddanych””, przybijali w każdej miejscowości orły pruskie, nakazując respekt dla nich, zamykali starostwa, magistraty i sądy, zabierali ich akta, dokumenty i archiwa, usuwali burmistrzów, sędziów, asesorów, senatorów i innych urzędników polskich, wprowadzając w ich miejsce Niemców więcej jak potrzeba, jednem słowem gorączkowo pracowali nad spuszczeniem Krajny po myśli i woli króla pruskiego.”

„Krajna obejmowała wówczas po prawej stronie Noteci 27 miast, 1081 wsi i obszarów dworskich.  K o n t r y b u c y j  w 1773 roku wyciśnięto z dóbr duchownych 13 524 talary, z dóbr szlacheckich, miast i wsi 78 935 talarów, z innych źródeł 14 080 talarów, razem 106 539 talarów, na owe czasy ogromne sumy, dzisiejsze miljony, prócz tego zagarnął Fryderyk całe dochody z dóbr koronnych i starościńskich, tak zwanej królewszczyzny. Dalsze wielkie sumy przyniosły akcyzy i podatki o różnych nazwach. Statystyka ta czerpana z źródeł niemieckich, kłam zadaje twierdzeniom Niemców, że Fryderyk oderwał od Polski ziemię zniszczoną, biedną i nic nie wartą.

Podział Krajny na obwody administracyjne uległ w następnych latach kilku zmianom. Otóż powiaty bydgoski, inowrocławski, kamieński i wałecki w całości doczekały się Księstwa Warszawskiego, utworzonego na podstawie traktatu tyłżyckiego z dnia 9 lipca 1807 roku. Traktat tyłżycki części powiatu kamieńskiego i wałeckiego z miastem Kamieniem i Wałczem pozostawił Prusakom, jednakże okrojone powiaty kamieński i wałecki, oraz bydgoski i inowrocławski podporządkowano bez zmiany nazw prefekturze departamentu bydgoskiego, zaś dla poszczególnych powiatów wyznaczono polskich podprefektów w miejsce dotychczasowych pruskich radców ziemskich albo landratów.

Po niespełna ośmiu latach istnienia Księstwa Warszawskiego gdy gwiazda Napoleona zgasła pod Lipskiem, kongres wiedeński w 1815 r. znów przyznał Prusakom całą Krajnę, wtedy też oni zorganizowali tak zwany obwód regencyjny bydgoski, podzielony na 6 powiatów: wyrzyski, bydgoski, czarnkowski, wągrowiecki, inowrocławski i gnieźnieński. Powiaty kamieński i wałecki przydzielono do obwodu regencyjnego kwidzyńskiego.”

Tego samego dnia, w którym Prusy rozpoczęły zajmowanie obszaru nadnoteckiego, czyli 13. września 1772. król pruski, nienawidzący Polski i Polaków, postanowił ukorzyć nowych poddanych wydając manifest o obowiązku dokonaniu przez nich przysięgi na wierność nowemu monarsze. Na miejsce tej uroczystości wyznaczono Malbork, w którym przysięga miała być składana przez nowych poddanych przed jego tronem i portretem, z pewnością w Wielkim Refektarzu zamkowym.

Mimo, że szlachta wielkopolska i pomorska była wyjątkowo umiarkowana w swojej niechęci wobec Stanisława Augusta Poniatowskiego i jak to opisano we wstępie, jej poparcie dla Konfederacji Barskiej było, jeżeli nie chłodne, to w każdym bądź razie mało entuzjastyczne oraz pozbawione akcentów antykrólewskich, to jednak wychowana od pokoleń w tradycji „złotej wolności” przy praktykowaniu zasady „szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie”, musiała ten obowiązek odebrać, jako policzek w swoje stanowe przywileje. Uroczystość ta według książki „Krajna i Nakło” miała następujący przebieg:

„Manifestem z 13 września 1772 roku Fryderyk II wezwał wszystkie stany polskie: duchowieństwo, szlachtę, mieszczan i włościan na ziemiach codopiero oderwanych od Rzeczypospolitej i wcielonych do Prus do złożenia przysięgi homagjalnej, czyli hołdu wiernopoddańczego i wyznaczył ku temu dzień 27 września 1772 roku w Malborgu na zamku krzyżackim. Później gdy zdołał dla siebie urwać część Kujaw i Pałuk, wyznaczył drugi termin na 22 maja 1775 roku w Inowrocławiu, dokąd zwoływał nowo zdobytych wasali i tych, co do Malborga nie poszli. Dwie intencje miał Fryderyk gdy wpadł na pomysł wymuszenia homagjum od przedstawicieli duchowieństwa, szlachty, miast i wiosek, najpierw chciał wysondować sentyment ludności polskiej do nowego rządu, następnie i to było celem głównym, spodziewał się znaleść pretekst do  k o n f i s k a t y  d ó b r  koronnych, szlacheckich i duchownych, gdyż sprytnie przypuszczał, że przeważna część duchowieństwa i szlachty nie uderzy czołem przed jego obrazem na zamku krzyżackim w Malborgu.

(Na sali hołdowniczej w zamku malborskim ustawiono tron z obrazem Fryderyka II i przed tem obliczem królewskiem odbierano „homagjum”)

Jak wielkim mistrzem intrygi był Fryderyk II wykazuje jego instrukcja gabinetowa z 6 czerwca 1772 roku, w której prezydentowi Domhardowi poleca  s k r y t ą  a g i t a c j ę  wśród wojewodów i starostów dla nakłonienia ich do opozycji i wstrzymania się od udziału w imprezie malborskiej, bo objaw taki – jak się bez ogródki wyrażał – stworzy uprawnienie natychmiastowej konfiskaty dóbr wojewódzkich i starościńskich (Publikationen aus den preuss. Staatsarchiven, tom 83, str. 41). Napływające do Malborga stany, głównie z biskupstwa warmińskiego, biskupstwa chełmińskiego, województwa malborskiego, ziemi pomorskiej i kaszubskiej, podzielono na oddziały duchowne i świeckie, katolickie i luterskie. Małą liczbę hołdowników dostarczyła Krajna, bo samej szlachty brakło około 40, kilkanaście miast nie wysłało delegatów z powodu braku pieniędzy na podróż, duchowieństwo katolickie wysłało po jednym dolegacie z każdego dekanatu. To też wysoki komisarz pruski na Krajnie Baltazar Bren-  ckenhoff, wysłał do Berlina 19 listopada 1772 roku zażalenie na  n i e p o s ł u s z e ń s t w o  i  k r n ą- b r n o ś ć  s z l a c h t y  i  d u c h o w i e ń s t w a  obwodu nadnoteckiego. Polecał zastosowanie konfiskaty dóbr i innych represalij wobec opornych patrjotów polskich.”

„Szlachta kraińska, jak już wyżej wspomniano, urządziła wielki afront Fryderykowi, gdyż kilku tylko miała reprezentantów w Malborgu.

Osobiście hołdowali: M a c i e j  M i e l ż y ń s k i, starosta wałecki, J a n  Ł a k i ń s k i, dziedzic na Prusinowie, J a n  G u z o w s k i, syn rejenta grodzkiego z Nakła w zastępstwie P i o t r a  T r ą m- p c z y ń s k i e g o, burgrabiego nakielskiego i  T o m a s z a  W r ó b l e w s k i e g o, sędziego grodzkiego w Nakle,  J a n  G r a b o w s k i  z Wyrzy, P i o t r  G r a b o w s k i  z  Wąwelna.

Tabela „wasalów” kraińskich, sporządzona w Malborgu podczas imprezy homagjalnej, zawiera jeszcze kilkanaście nazwisk ziemian, za których rzekomo różni zastępcy załatwili sprawę hołdu, co „liberalny” Fryderyk II łaskawie raczył przyjąć do wystarczającej wiadomości.”

Piszący w języku niemieckim Polak, Emilian von Żernicki Szeliga, autor niezmiernie rzetelny, wydał w 1905. w Hamburgu książkę pt. „Geschichte des Polnischen Adels”, w której w suplemencie zamieścił „Listę wasalną polskiej zachodniopruskiej szlachty, która złożyła w 1772 hołd Prusom” {„Anhang. Vasallen-Liste des im Jahre 1772 Preussen huldigenden polnischen Adels im Westpreussen}]. Jak podano uprzednio, w części II. wśród świeckiej katolickiej szlachty województwa kaliskiego figuruje w pozycji 5. z miejscowości Lędyczek [Landeck], podpułkownik Franciszek Jakub von der Osten –Sacken, stryj opisywanego tutaj Franciszka Wiganda, zaś w pozycji 20. istnieje następujący zapis: „von Osten, Kamerherr, auf Radawiecz (odsyłacz do opisu herbu)“

Tak sformułowany – z pominięciem imienia - zapis jest niezmiernie kłopotliwy do właściwego zinterpretowania.

Niemiecki kancelista nie znał prawdopodobnie nie tylko języka polskiego, geografii okręgu nadnoteckiego, ale również panujących tam stosunków, w przeciwnym wypadku nie popełniłby tylu uchybień w jednym zapisie. O ile Franciszek Jakub, w ceremonii hołdowniczej reprezentowany był przez Stanisława Zielenkiewicza, którego z pewnością pisemnie do tej czynności upoważnił, a dokument ten był podstawą wpisu na listę obecności przez królewskiego pisarza zajmującego się frekwencją na uroczystości, to w wypadku przedstawiciela Radawnicy, zapis ze względu na obecność Franciszka Wiganda - dokonany został na podstawie ustnego zgłoszenia. Żernicki Szeliga był zbyt sumiennym dokumentalistą, aby odpisując listę z oryginału, pominął imię hołdownika względnie przekręcił nazwę majątku; należy, więc przypuszczać, że wydrukował w swej książce wierną kopię, autentycznej listy. W takim wypadku należy rozpatrzyć wszelkie możliwe wersje tego zapisu. Otóż:

·   niewątpliwie „Radawiecz” to Radawnica. Innych Ostenów po polskiej stronie granicy w tym okręgu nie było, natomiast tak sformułowana nazwa miejscowości świadczy, że nie przepisano jej z dokumentu, a z ustnego zgłoszenia.

·   w roku hołdu szambelanową była na pewno wdowa po zmarłym podkomorzym Egidiuszu Kazimierzu, ale gdyby to ona składała hołd, pisarz użyłby w najlepszym przypadku określenia „Kammerherrin”, a najprawdopodobniej w ogóle by to określenie pominął, jako że moda tytułomanii rozciągającej się na całą rodzinę, była specyficznie polską tradycją. W świetle prawa polskiego Konradyna Krystiana po zrzeczeniu się dożywocia nie była ani właścicielką, ani zarządzającą majątku.

·   użyty w zapisie tytuł szambelana dotyczył godności nadanej przez króla polskiego. Szambelan z nominacji króla pruskiego, nie musiałby przecież kolejny raz składać hołdu swemu monarsze.

·   wiadomo, że Jan Kazimierz był szambelanem pruskim, mianowanym z pewnością jednak w dużo późniejszych czasach, którego hołd w 1772. roku nie może w żaden sposób dotyczyć.

·   pozostaje, więc jedynie Franciszek Wigand, jako składający hołd osobiście. Zgodnie ze zwyczajem polskim używał z pewnością określenia „szambelanic”- syn szambelana, a niemiecki pisarczyk obcy polskim tytułom, zapisał mu pełnego szambelana. W końcu dla Fryderyka II istotny był fakt hołdu, a nie polskie tytuły.

Istnieje jednak możliwość, że Franciszek mimo młodego wieku był rzeczywiście szambelanem króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. ENCYKLOPEDIA POWSZECHNA S. ORGELBRAN-D’A w tomie XXIV., wydanym w Warszawie w 1867. roku, tak określa procedurę przyznawania tej godności:

Szambelan, z francuzkiego, po polsku znaczył toż samo co podkomorzy. Godność na dworze królewskim, u nas pojawia się po raz pierwszy za czasów Stanisława Augusta. Takie zaś ich ten król mnóstwo mianował, że powstało przysłowie: „że kpów i szambelanów nigdy nie braknie”. Szambelanów obowiązkiem było służyć królowi tak przy stole, jak w czasie uroczystości dworskich. Mieli właściwy haftowany mundur, z kluczem złotym na lewym z tyłu biodrze: godło to służy i dzisiejszym szambelanom.”

Dla ścisłości należy zaznaczyć, że „Geschichte des Geschlechtes von der Osten”, książka wydana w 1977. roku w Bremie, określa „Franz’a Wedig’e Egidius’a”  jako „Kgl. poln. Kammeherr”, ale tak samo pisze o jego bracie, Janu Kazimierzu, o którym wiadomo, że był szambelanem króla pruskiego, w związku, z czym do jej wiarygodności należy podchodzić z rezerwą. Również Otto Goerke w swej książce „Der Kres Flatow” tytułuje Franciszka Wiganda podkomorzym, ale wydaje się, że obie te informacje potraktować należy, jako wtórne, to znaczy zaczerpnięte z dokumentacji wyżej omówionej ceremonii hołdowniczej w Malborku.

Wiadomo ze wszystkich uprzednio wymienionych źródeł, że Franciszek Wigand w bliżej nieznanym roku pojął za żonę Joannę z Goltz’ów. Była to na pewno jego powinowatą po kądzieli, ale niestety nie wiadomo w jak dalekim stopniu, niemniej można przypuszczać, że udział w kojarzeniu tego małżeństwa, jeżeli nie bezpośredni to z pewnością pośredni, miała jego matka. Z długości życia Joanny, której data śmierci jest znana z książki Otto Goerke’go oraz daty urodzenia Franciszka określonej na podstawie wspomnianej „Vasallen Tabelle” można sądzić, że Joanna urodziła się około 1750., albo raczej krótko po tym roku. O ile jednak w wypadku jej teściowej, Konradyny Krystiany również z domu von der Goltz, niemieckie wykazy genealogiczne podają jej siedzibę rodzinną – Klausdorf, czyli polski Kłębowiec, położony 5. km na północ od Wałcza, o tyle siedziba rodzinna Joanny jest nieznana.

Wracając zaś w kontekście koligacji Franciszka Wiganda z rodziną Goltz’ów, do poruszonego w historii Jana Kazimierza zapisu zawartego na stronie 153. w książce dr. Fr. Schultz’a, o treści:

 „Die Königlichen Landräthe des „„Kronschen Kreises”” waren:

  1. Landrath v.d. Osten auf Klausdorf 1773-75 (Schwiegersohn der Frau v.d. Goltz auf Klausdorf).“

należy z grona landratów okręgu wałeckiego wykluczyć wzorem Jana Kazimierza, również osobę Franciszka. Miał, jak wyżej powiedziano teściową o nazwisku Goltz, ale z przypuszczalnej daty urodzenia jego żony Joanny, należy wykluczyć opisaną w tekście Schultz’a, Zofię z domu Torche de la Serre, która już w 1744. była wdową po generale poruczniku v.d. Goltz’u, a przede wszystkim Franciszka Wiganda nie można określić, jako „siedzącego na Kłębowcu”.

Tym landratem musiał być inny Osten z pewnością kuzyn Franciszka, z rodziny pozostałej na pruskiej stronie. Jest natomiast możliwe, że zmarły generał był jego bliskim krewnym ze strony matki.

Niejednoznaczną, ale pomocniczą wskazówką do oznaczenia przypuszczalnego terminu ślubu Franciszka i Joanny jest rok zrzeczenia się przez Konradynę Krystianę dożywocia. Ten akt prawny, wprowadzający jej synów w pełną własność i zarząd nad ojcowskimi dobrami, stanowił uznanie ich dojrzałości, a jednocześnie pozwalał na samodzielne stanowienie - w oparciu o własną bazę materialną – ich dalszych losów. Warto podkreślić, że miało to miejsce na pięć lat przed pierwszym rozbiorem.

Wobec braku jakichkolwiek innych wskazówek, jest to z pewnością przesłanka ważka, ale mimo wszystko nierozstrzygająca, bowiem następnym wydarzeniem, które mogło decydować o realizacji planów matrymonialnych synów, lub tylko Franciszka Wiganda, było niejako powtórne zrzeczenie się przez Konradynę Krystianę praw własnościowych do całości majątku. Nastąpiło ono w dniu 15. stycznia 1783. roku, przy czym Goerke pisze, że Konradyna zrzekła się tych praw w zamian za dożywocie. Wyciągnąć należy z tego wniosek, o zasadniczej różnicy praw własnościowych pomiędzy Rzeczypospolitą i Królestwem Prus oraz o unieważnieniu przez pierwszy rozbiór prawomocności niektórych uprzednio podjętych decyzji majątkowych. O ile „dożywocie” w Królestwie Polskim gwarantowało pozostałemu przy życiu małżonkowi użytkowanie dóbr do końca życia, a więc i oczywisty zarząd nad nimi, o tyle w Prusach stanowiło przypuszczalnie wyłącznie prawo do mieszkania i pełnego utrzymania. W tej właśnie różnicy należy dostrzegać uzasadnienie komplikacji z dożywociem Konradyny Krystiany, którego się w 1767. roku zrzekła, aby je na powrót w 1783.nabyć. Stanu majątku z dnia jego wtórnego przejęcia przez synów w 1783. nie znamy. Na podstawie opisów z lat późniejszych można przypuszczać, że niewiele odbiegał on od spisu inwentaryzacyjnego dokonanego po pierwszym rozbiorze w dniu 18. marca 1773. przez urzędników króla pruskiego, sporządzających ocenę dochodów skarbu królewskiego. Oryginał tego spisu znajduje się prawdopodobnie w zasobach Archiwum Państwowego Państwowego Bydgoszczy w zespole Kriegs- und Domänenkammer, Deputation In Bromberg, Dział XVIII, nr. 210-241.

Dla zinterpretowania sytuacji warto zacytować i omówić część opisową tego dokumentu. Brzmi ona następująco:

„Actum Radawnitz  18  III  1773 r.

Podkomorzyna von der Osten wyznania ewangelickiego.

Do dóbr należą Krzywa Wieś, Strassforth - Grudna, Hohenfier – Kamień, przeszło 100 lat należą do rodziny.

Folwark szlachecki jest we wsi.

Chłopi mają pańskie wyposażenie (Hofwehr) na które składają się:

                 2 konie, 2 woły, 2. krowy, 2. owce i 2. świnie.

Łany nie były wymierzone.

Pleban ma 1,5 łana. Grunty są piaszczyste.

Karczmarz szynkuje rocznie 30 beczek piwa i 16 achteli gorzałki.

Pański młyn jest koło Grudnej.

Gospodarze pełni (Vollbauern) i pół chłopi (Halbbauern) płacą czynszu po 5 talarów. Chałupnicy (Cossathe) [Wydaje się, że słowo - „komornicy” będzie w tym wypadku właściwsze] po 1. talarze.

Gospodarze idą 3 dni tygodniowo na szarwark. Półchłopi nie idą na szarwark.

Dziesięcina od pełnych chłopów : 2 korce żyta i korzec owsa.

Dziesięcina od półchłopów         : 1 korzec żyta i ½  korca owsa

Dziesięcina od komorników       : ½ korca żyta i ¼ korca owsa.

Cała wieś dawała 52 tal. pogłównego.”                  

Dalej zamieszczony jest wykaz zależnej od dworu ludności, której liczebność wynosiła łącznie 275 osób. Analizując zacytowany zapis należy zauważyć:

·   potwierdza on tezę, że w świetle prawa pruskiego, partnerem dla królewskich kontrolerów w charakterze właścicielki majątku była Konradyna Krystiana. Można domniemywać, że gdyby rzeczywistymi posiadaczami ziemi byli nieobecni w czasie spisu synowie, to takie stwierdzenie zostałoby zawarte w protokóle.

·   wsie wchodzące w skład pomniejszonego – w stosunku do stanu z czasów Jana Wiganda - klucza radawnickiego, są zgodne ze stanem uprzednio opisanym, a mianowicie: Górzna i Nowy Dwór zostały sprzedane przez synów Jana Krystiana w 1752. roku Augustynowi Działyńskiemu, a Lędyczek Szlachecki i Grodno (Bergelau) należały w owym czasie do żyjącego jeszcze Franciszka Jakuba z pokolenia V.

·   folwark dworski, jak to do dzisiaj jest widoczne, mieścił się naprzeciw dworu, na skraju wsi.

·   wyposażenie chłopów należy zaliczyć – w świetle wówczas ogólnie stosowanych norm - do szczodrych, ale posiadali je wyłącznie pełni gospodarze [Vollbauern], których protokół wylicza jedynie 11. (wraz z rodzinami stanowili aż 75 osób).

·   pleban posiadał według dzisiejszej miary 25,2 hektara gruntów, przy których zaznaczono jednak, że jest to ziemia piaszczysta.

·   karczmarz szynkował 30 beczek piwa. Beczka od 1598. roku liczyła 62 garnce, tj. 134 – 140 litrów. Przyjmując średnio pojemność beczki piwa na 137 l., karczmarz sprzedawał ok. 4100 litrów piwa rocznie oraz w tym samym czasie również 16 achteli gorzałki (achtel czyli antałek równy był 9. garncom, z których każdy mieścił 3,77 l.), co daje ok. 543 l., nie najlepszej pewnie wódki. Rzecz jasna, że karczmarz miał obowiązek zaopatrywać się w oba te napitki we dworze tak, więc jego utarg w części stanowił dochody dworu.

·   po młynie, jak i po całej wsi Grudna nie ma dzisiaj prawie śladu, nie mniej warto przypomnieć, że młyn ten mieścił się w bezpośrednim sąsiedztwie wygodnego i od wieków używanego brodu przez rzekę na stronę Królestwa Prus.

·   ogółem roczny dochód dworu z czynszów chłopskich wynosił 199.- talarów (11. pełnych chłopów [Vollbauern] i 27. półchłopów [Halbbauern] po 5. tal. oraz 9. komorników [Cossathe] po 1. talarze rocznie). Rzecz jasna dochodem dziedziców były również dochody z karczmy, ze sprzedaży wytworzonych przez majątek produktów, z ceł mostowych, brodowych, drogowych i niezliczonych innych opłat.

·   na folwarku wykazanych jest stale do niego przypisanych - 13. osób. Oprócz tego pełnych chłopów obowiązywał w tygodniu 3. dniowy szarwark, czyli obowiązek obróbki posiadłości dworu (budowa, naprawa i konserwacja dróg, mostów i grobli oraz najwyżej 1. dzień w tygodniu obróbka dworskich pól uprawnych). Półchłopi nieposiadający sprzężaju - w szarwarku nie uczestniczyli, ale protokół nie wykazuje wymiaru obowiązującej pańszczyzny świadczonej przez półchłopów i komorników tak, że w konsekwencji nie znamy pełnych obciążeń ludności Radawnicy zależnej od dworu.

·   dziesięcina na rzecz kościoła (ściągana przez dziedzica, a konsumowana przez miejscowego proboszcza) była dość znaczna i po przeliczeniach wynosiła 53,5 korce żyta tj. około 2835 litrów (około 2. tony i 250 kg) oraz 26,75 korce owsa tj. ok. 1418 litrów (około 1. tony i 135 kg).

·   z całego klucza ściągano 52. talary pogłównego, które było jedynym stałym i powszechnie obowiązującym podatkiem w I. Rzeczypospolitej; nawiasem mówiąc jego windykacja w skali kraju oscylowała w granicach 85 %, co biorąc pod uwagę opisywaną sytuację polityczną było rzeczą zdumiewającą.

         Zaliczenie opisanego majątku w Radawnicy, do wyższych warstw średniej klasy posiadaczy szlacheckich owych czasów nie jest z pewnością zbytnim przewartościowaniem, innymi słowy jego właścicielka lub właściciele nie zaliczając się w żadnym wypadku do magnatów, mieścili się jednak w stosunkowo wąskim przedziale bogatszej szlachty.

         W międzyczasie, prawdopodobnie przed rokiem 1775. siostra obu braci, Dorota wyszła za mąż za Stanisława Goetzendorf - Grabowskiego i przeniosła się do posiadłości męża w Grylewie. Z pewnością też została obdarzona znacznym posagiem, zważywszy na pozycję rodziny Grabowskich na Krajnie, na terenie, której zaliczali się oni do najznaczniejszych rodzin, porównywalnej majątkami z Sułkowskimi, Małachowskimi i Potulickimi, a ustępującej jedynie Działyńskim (patrz kserokopia mapy obrazującej stan posiadania ziemi na Krajnie). Prawie bezpośrednio po przejęciu przez braci z rąk matki w dniu 15. stycznia 1783. roku własności klucza radawnickiego sprzedali oni w dniu 10. lutego 1783. roku swoim kuzynom, Ludwikowi i Karolowi miejscowości i dobra Lędyczka Szlacheckiego i Grodny.

Transakcja ta – obecnie nie w pełni przejrzysta - zostanie szczegółowo omówiona w historii życia wymienionych kuzynów. W tych też latach musiał się z pewnością toczyć proces radawnickich chłopów przeciwko dworowi, o którym opowiada Maria Zientara Malewska w swej popularyzatorskiej, wydanej w 1971. książce pt. „ZŁOTOWSZCZYZNA”. Wspomniane opowiadanie w odniesieniu do dziedziców Radawnicy jest nadzwyczaj bałamutne, rojące się od przekłamań i koloryzacji, ale ponieważ trudno przypuszczać, aby autorka fakt sprawy sądowej zmyśliła, należy przyjąć go za autentyczny. Proces toczył się - według wymienionej książki – przed sądem w Pile przeciwko właścicielom Radawnicy, o zmniejszenie obowiązkowych świadczeń chłopów na rzecz dworu i zakończył się wygraną powodów. Sprawa ta omówiona została w rozdziale „Materiały”- „Opis miejscowości - Kamień”, tutaj należy jedynie powtórzyć wyjątek z książki ST. Salmonowicza pt. „Prusy”, wydanej w 1998., w której autor na stronie 127 pisze:

         „Inne decyzje króla, które szły w kierunku polepszenia doli chłopa, bądź wchodziły z trudem w życie, bądź miały znaczenie lokalne lub marginesowe. Poważniejsze rezultaty osiągnięto jedynie na Śląsku i na dawnych terytoriach polskich zagarniętych w 1772 r. W tym ostatnim przypadku poprawiając los chłopa Fryderyk II realizował także określony cel polityczny: pognębienie polskiej szlachty i związanie chłopa z nową administracją pruską.”

O ile proces ten toczył się rzeczywiście przeciwko obu braciom, jako właścicielom Radawnicy, mógł on mieć miejsce jedynie w okresie ograniczonym datami: 15.01.1783. tj. dniem zrzeczenia się dóbr przez Konradynę Krystianę na rzecz synów {O. Goerke: „Der Kres Flatow” strona 624}, a 08.03.1785. tj. dniem sądowego przyznania dóbr Batorowa i Buki, Janowi Kazimierzowi {tamże, strona 615}.

Należy dla porządku zauważyć, że Goerke w swej książce jest niekonsekwentny i jego stwierdzenia ze strony 615 („Terytorium dawnego zespołu dóbr Radawnica”), różnią się w pewnych szczegółach ze stwierdzeniami ze strony 605 („Okręg Batorowo”) oraz stron 624/625 („Lędyczek Szlachecki” – patrz rozdział „Materiały” – „Opis Miejscowości”). Nie zmienia to jednak istoty rzeczy, że w drugim z wymienionych terminów, Franciszek Wigand stał się jedynym prawnym właścicielem Radawnicy. Omówiony rozdział majątków nastąpił na skutek otrzymanego przez ich matkę spadku po jej bezpotomnie zmarłym bracie, co zostało opisane w historii życia Egidiusza Kazimierza i Konradyny Krystiany w pokoleniu V (KODY: V.2. i V.2.A.).

O dalszym codziennym życiu - po objęciu przez Franciszka Radawnicy - brak jakichkolwiek wiadomości. Nawet gdyby Franciszek ożenił się dopiero po stwierdzonym nabyciu wyłącznych praw do majątku, to z wydedukowanej daty urodzenia Joanny wynika, że była ona jeszcze ciągle w wieku prokreacyjnym. Niestety ich małżeństwo było bezdzietne w związku, z czym naturalnym było – wobec ówczesnego stanu kawalerskiego jego brata Jana Kazimierza – szczególne związanie się z siostrą Dorotą i potomstwem zrodzonym z jej związku ze Stanisławem Grabowskim. Z licznych dzieci tej pary przychodzących na świat od połowy lat 70., dojrzałego wieku doczekał się jedynie urodzony w dniu 13.03.1779. Józef, przyszły dziedzic i spadkobierca fortun obu rodzin. Z realizacji wspomnianego w niemieckich źródłach testamentu Jana Kazimierza wynika, że stosunki między trojgiem rodzeństwa układały się nadzwyczaj harmonijnie, zaś po ślubie w marcu 1791. Jana Kazimierza z Anną z Pruszaków, gdy stało się oczywistym, że para ta nie jest zdolna do spłodzenia potomstwa, dzieci Doroty i Stanisława zostały jedyną nadzieją tej części rodziny. Można również przypuszczać, że w miarę dorastania Józefa Grabowskiego, bywał on częstym gościem w Radawnicy, zaś po śmierci swej matki w czerwcu 1798. i osiągnięciu przez niego lat dojrzałych, w miarę starzenia się stryjostwa w Radawnicy, był dla nich jedynym oparciem i służył, co najmniej pomocą w zarządzaniu ich obszernym majątkiem.

Z opisanej sytuacji wynika również dalszy wniosek, że kontakty ze stryjecznym bratem Ignacym i jego licznym potomstwem w Nieszawie koło Obornik, były sporadyczne i ograniczały się, co najwyżej do okazjonalnych wizyt. Rzecz jasna nie pozostał z nich żaden ślad w dokumentacji administracji pruskiej, bowiem wspomniałby o nich – gdyby dotyczyły istotnych spraw majątkowych - Otto Goerke.

Franciszek Wigand Egidiusz zmarł w Radawnicy w dniu 27. września 1812. roku i został pochowany w podziemiach kościoła w Radawnicy, przy swoich przodkach. Otto Goerke na stronie 615. swej książki, pisze:

„Siostra obu braci Dorota, wyszła za polskiego podkomorzego Stanisława von Grabowskiego z Grylewa i miała jedynego syna Józefa von Grabowskiego. Franciszek Egidiusz von der Osten – Sacken, właściciel Radawnicy był ożeniony z Joanna von der Goltz; małżeństwo to było jednak bezdzietne i gdy on zmarł 27. września 1812., dziedzicem dóbr Radawnica zostali w równej części wyżej wspomniany Józef Grabowski z Grylewa i jego wuj Jan Kazimierz von der Osten – Sacken z Batorowa jako jedyni naturalni spadkobiercy, a kiedy 2. stycznia 1813. roku zmarł również Jan Kazimierz, Józef Grabowski został jedynym właścicielem dóbr Radawnica.”

Należy wnosić z powyższego opisu, że Franciszek – z pewnością w porozumieniu z Joanną – pominął jej osobę w zapisie testamentowym i faktyczny zarząd majątku z dniem jego śmierci przeszedł na Józefa Grabowskiego. Rzecz jasna, Joanna pozostała we dworze radawnickim, ale jako osoba w zaawansowanym na owe czasy wieku pozostawała w nim na zasadzie wdowy z pełnymi prawami dożywocia, a niewykluczone, że otrzymywały stałą subwencję od Józefa, względnie partycypowała w zyskach z majątku, o czym świadczą dalsze wypadki. Otóż, jak podano wyżej, bracia Franciszek Wigand i Jan Kazimierz, bezpośrednio po przejęciu całości radawnickiego majątku, w dniu 10.02.1783. sprzedali swoim braciom stryjecznym, Karolowi i Ludwikowi, miejscowości Lędyczek Szlachecki i Grodnę (Bergelau). Dostępne szczegóły dotyczące tych braci i losów zakupionych dóbr zawarte są w innym miejscu historii tego pokolenia; w każdym bądź razie po bezpotomnej z kolei ich śmierci, oba te majątki przeszły na syna ich siostry Karoliny Radońskiej - Augustyna, który w dniu 23. stycznia 1816. roku został zarejestrowanym w sądzie ich pełnoprawnym właścicielem.

Owdowiała Joanna, czy to scalając majątek wzorem swego teścia, którego nawiasem mówiąc nie znała, czy z chęci przywrócenia stanu pierwotnego sprzed 1783. roku, zakupiła praktycznie w przeddzień swej śmierci, od Augustyna Radońskiego obydwie miejscowości za 19 664 talary według kontraktu z dnia 10. czerwca 1817. Tego samego roku, jej testamentem z dnia 15. grudnia 1817. roku, dobra te odziedziczył Józef Goetzendorf – Grabowski. Transakcja ta jednoznacznie świadczy jak bliską dla Joanny osobą był Józef Grabowski i jak serdeczne więzy łączyły obie te rodziny; w tym świetle pretensje naszego kronikarza rodzinnego o pozbawienie pozostałej części rodziny zamieszkałej w Wielkopolsce, należnego jej dziedzictwa, są całkowicie nieuzasadnione. Należy dodać, że według kroniki rodzinnej, Joanna zapisała Ignacemu, stryjecznemu bratu jej zmarłego męża 5.000 talarów na wychowanie dzieci, co według dzisiejszego stanu prawnego można by uznać za nadzwyczaj szczodry zachowek. Wiadomo również, że Joanna w dniu podpisania swego testamentu tj. 15. grudnia 1817. roku, opłaciła równocześnie w kościele radawnickim msze dla uczczenia swej i męża pamięci, bowiem wpis do księgi intencyjnej tego kościoła nosi tę samą datę i ma następujące brzmienie:

Radawnica: Tabela

        Nazwisko fundatora                               Dies et annus                              Numerus Missarum

                                                                         Fundationis                                      legendarum

 1)  M.G. Dominus Joannes                          1730                                                    56

Vigandus de Osten Saken                                                                pro anima Joanne Vigandi       

Haeres Bonorum Radawnicensium                                                           de Osten Saken

         2)  Duus Joannes Christianus                      1738                                                    28

            de Osten Saken                                                                                     pro anima

          Haeres in Gurzna

3)   Joanna de Osten Saken                 15 Decemb 1817                                         90

          uxor Francisci                                                                                   pro anima Joanne et                           de Osten Saken                                                                              Francisci de Osten Saken

                                                                                                                   Radawnicae 19 Januar 1842

                                                                                                             Parochus pro temporae

Należy sądzić, że wkrótce po tej dacie zmarła i z pewnością, jako ostatnia osoba nosząca nazwisko Osten – Sacken została złożona w krypcie rodzinnej tego kościoła. Krypta ta - według oświadczenia z połowy lat 90. XX. wieku, długoletniego kościelnego pana Biedrzyckiego - przykryta była płytą ozdobioną prawdopodobnie płaskorzeźbą herbu, a nie wykluczone, że i imionami spoczywających członków rodziny. Stała się niewidoczna w latach 60. XX. wieku, po położeniu przez ówczesnego proboszcza nowej – zresztą nie najpiękniejszej - posadzki w kościele, a zlokalizowana była przed ołtarzem na wysokości pierwszej ławki prawego rzędu w nawie głównej. Joanna była również ostatnią przedstawicielką pierworodnej części rodziny wywodzącej się od Jana Wiganda, zamieszkałą w Radawnicy i z jej śmiercią zakończył się 119. letni okres posiadania tej majętności.

 ELEONORA                                                                                                    KOD: VI.4.

éprzed 10.1738. - 30.09.1790.

W wypadku dzieci Jana Krystiana i Ludwiki Barbary z Rydzyńskich, których córką była Eleonora, należy wobec braku ksiąg metrykalnych z tego okresu, próbować ustalić ich daty urodzenia choćby w przybliżeniu, dokonując interpretacji faktów zawartych w dostępnych dokumentach. Przezorność wynikła z zasad genealogicznych wymaga jednak, aby stwierdzić, że Eleonora urodziła się najpóźniej przed końcem października 1738. roku (jej ojciec zmarł w dniu 18. stycznia tego roku).

Natomiast według dokumentów źródłowych cytowanych przez prof. W. Dworzaczka (patrz odpis jego pracy w rozdziale „Materiały”, str. 3.), według aktu sprzedaży Górzny i Nowego Dworu:

„Z nich Eleonora w r. 1752 jeszcze niezamężna … „

{Archiwum Państwowe w Poznaniu, sygn. Nakło Gr. 95, k. 81} oraz w oparciu o datowaną na 1756. rok notatkę w „Tekach Dworzaczka” o odebraniu przez Eleonorę posagu i oprawieniu jej tej kwoty przez męża {A.P. P-ń, Nakło Gr. 95, f. 211v i 212}, pozwala termin jej zamążpójścia ograniczyć do przedziału zamkniętego tymi latami. W takim razie przyjmując wiek jej zamążpójścia – w tej epoce wyjątkowo wczesny – na około 23 lata, można mniemać, że musiała być dzieckiem pierworodnym swych rodziców i przyjść na świat przed 1732. rokiem Urodziła się z całą pewnością w Górznej, miejscowości położonej 9 km. na południowy-wschód od Jastrowia, przy trakcie do Złotowa i tam też upłynąć musiało jej dzieciństwo w towarzystwie około 10. lat starszego przyrodniego brata Jana i kolejno przychodzącego na świat młodszego rodzeństwa. W dość izolowanej Górznej zdana była z pewnością na towarzystwo miejscowych dzieci wiejskich, gdyż pobliska Radawnica, należała wówczas do jej stryja – ciągle jeszcze kawalera - Egidiusza Kazimierza. Niewykluczone, że swoje imię otrzymała na cześć macochy swej matki, drugiej żony swego dziadka - Jana Rydzyńskiego, Eleonory z Bnińskich, przez co prawdopodobnie jej rodzice pragnęli zaskarbić sobie względy teściów; jest jednak również możliwe, że pasierbica niewiele młodsza od macochy, przypadła tej ostatniej do gustu i nadanie przez Jana Krystiana i Ludwikę Barbarę swej pierworodnej córce jej imienia, wynikało z autentycznej obopólnej sympatii.

Można założyć, że edukacja Eleonory - wobec braku w owych czasach szkół dla dziewcząt - opierała się wyłącznie na domowych naukach, jako że jest wątpliwe, aby jej borykającą się z trudnościami finansowymi matkę, stać było na specjalną guwernantkę czy też indywidualnego nauczyciela. Wielokrotnie uprzednio wymieniana książka Jana Bystronia w rozdziale „Szkoła i Nauka” przedstawia ówczesny system edukacji dziewcząt następująco:

„Do kształcenia dziewcząt nie przywiązywano większej wagi. Na wsi dopiero w drugiej połowie osiemnastego wieku zaczyna się myśleć o oddawaniu dziewcząt do szkółek; chłopców uczono służyć do mszy, ale uczenie dziewcząt nikomu nie było potrzebne. Zresztą i wśród szlachty przez bardzo długie czasy nikt nie myślał o zorganizowaniu nauczania dla panien; wymagano od nich umiejętności gospodarskich, a także nieco szycia, czego uczyły się praktycznie w życiu codziennym; pacierza i katechizmu uczyły się od starszych, chyba że czasem ksiądz nieco ogólnej nauki im udzielał; o czytaniu i pisaniu najczęściej mowy nie było.

Na większych dworach były ochmistrzynie, które kierowały instrukcją światową i dekoracyjną; uczono tu odpowiednich manier, tańca, niekiedy robót ręcznych lub gry na jakim instrumencie.”

Wspomnianą ochmistrzynię mogła posiadać lepiej sytuowana i około 16 lat młodsza kuzynka Eleonory, Dorota z Radawnicy, natomiast obie córki Ludwiki Barbary, zakończyły przypuszczalnie swoją edukację w sposób opisany przez Bystronia.

Nie długo przyszło jej cieszyć się atmosferą rodzinnego domu, w którym oboje rodzice zajmują się wychowaniem swego potomstwa. Jak powiedziano wyżej, w styczniu 1738. zmarł – prawdopodobnie dość nieoczekiwanie - jej ojciec. Z zarządzaniem majątkiem i wychowaniem czwórki dzieci musiała poradzić sobie samotnie młoda wdowa, na szczęście pełna energii i inwencji. W 1747. roku, przewidując konieczność przekazania mężowskiego majątku w ręce dorastających synów, zakupiła wieś Raczkowo {A.P. P-ń, Poznań stara sygn. 1288, f. 382v} położoną w centralnej Wielkopolsce ok. 8 km na wschód od miasteczka Skoki, a w 1748. wydzierżawiła Górznę na trzy lata Franciszkowi Krzyżanowskiemu {A.P.  P-ń, Wałcz Gr. 52, k 129v}. Jest oczywiste, że w tej sytuacji Ludwika Barbara wraz z dziećmi, po przekazaniu wydzierżawionej Górzny, przeniosła się na przełomie lat 1747/1748 do Raczkowa, przy czym wiadomo, że jej pasierb Jan Krzysztof służył wówczas w wojsku brandenburskim, natomiast o drugim - jej własnym synu – Ignacym, należy przypuszczać, że przebywał w bliżej nieznanej, ale przypuszczalnie niezbyt odległej szkole, odwiedzając dom w okresie wolnym od zajęć.

Z Ludwiką Barbarą przebywały, więc praktycznie tylko obie córki, z których niewątpliwie starsza Eleonora, a w jej imieniu oczywiście - matka, rozglądały się za odpowiednim kandydatem do małżeństwa. Zamieszkiwanie w Raczkowie pozwalało na częste odwiedziny okolicznych miasteczek, jak Skoki, Wągrowiec, Murowana Goślina, Janowiec Wlkp., a nawet Gniezno czy Poznań. W jakiej miej- scowości i w jakich okolicznościach Eleonora poznała swego przyszłego męża, oczywiście nie wiadomo, ale należy mieć na uwadze, że niespodziewane wizyty w dworach ziemiańskich nawet zupełnie obcych ludzi, nie wyłączając przejezdnych podróżnych, były sprawą ogólnie akceptowaną i niejednokrotnie pożądaną, więc mogli się oni spotkać zupełnie przypadkowo zarówno w Raczkowie, jak i w każdym z okolicznych dworów. Przy omawianiu spraw matrymolnianych jej córek warto zauważyć, że Ludwika Barbara potrafiła i chciała wyraźnie rozróżniać osobiste finanse, od kwot należnych dzieciom z majątku ojcowskiego. Taki wniosek należy wyciągnąć z zabezpieczenia Eleonorze posagu na dobrach Górzny i Nowego Dworu, jak to wynika z wymienionego uprzednio dokumentu sprzedaży tych dóbr. Bowiem w rok po zakończenia terminu trzyletniej dzierżawy, bracia sprzedali ojcowski majątek na podstawie kontraktu z 22.06.1752. za 109.000 tymfów, Augustynowi Działyńskiemu. Kontrakt ten zawierał przypuszczalnie odrębne klauzule dotyczące należnych siostrom udziałów, gdyż „Teki Dworzaczka” za 1756. rok zawierają następującą wiadomość:

„Eleonora Ostenówna córka zmarłego Jana de Sakkin Ostena z Ludwiki Rydzyńskiej, żona Stanisława Miniszewskiego, kwituje Augustyna Działyńskiego wojewodę kaliskiego z 13. 625 tymfów (f. 211v). Jej bracia rodzeni: Jan i Ignacy Ostenowie. Stanisław Miniszewski syn Andrzeja z Zofii Cywińskiej, dziedzic Kaszyc i Latowic w powiecie kaliskim, na ½ dóbr zapisuje żonie posag 13. 625 tymfów (f. 212).”

I znowu ostrożność wymaga, aby stwierdzić, że ślub Eleonory ze Stanisławem Miniszewskim miał miejsce przed 1756. rokiem, ale z wielokrotnie uprzednio opisywanych rozliczeń sum posagowych i ich oprawiania przez mężów, można przypuszczać, że wydarzenie to musiało mieć miejsce wcześniej i nie będzie błędne przypuszczenie o jego terminie w latach 1754/5.

Wypłata gotówki nawet w tak niewysokiej sumie musiała być przez służby finansowe Działyńskiego przygotowana na umówiony termin, zrealizowana i jego dokonanie oblatowane we właściwym urzędzie grodzkim; dalej kwota ta musiała zostać przekazana w ręce męża celem sporządzenia aktu oprawy i ten dokument również oblatowany. Mówi o tym powyższy zapis wskazując, że akt skwitowania Augustyna Działyńskiego przez Eleonorę dokonany jest na odwrocie karty 211, natomiast zapisanie oprawy przez Stanisława Miniszewskiego na karcie 212.

Prawdopodobnie dokonano obu tych czynności w krótkim odstępie czasowym w urzędzie grodzkim w Nakle, ale należy pamiętać, że Eleonora mieszkała, jako panna w Raczkowie, a po ślubie z mężem w Kaszycach lub Latowicach (miejscowość położona 9 km. na wschód od Ostrowa Wklp.), zaś wojewoda kaliski A. Działyński w którymś ze swoich licznych majątków. Świadkami tych transakcji byli jej bracia, z których Ignacy zamieszkiwał wówczas Nieszawę, Jan zaś przebywał w bliżej nieznanym miejscu, a niewykluczone, że w dalszym ciągu służył w wojsku brandenburskim; zebranie tych wszystkich osób w jednym czasie – przy ówczesnych możliwościach komunikacyjnych – nie było sprawą najprostszą..

Z pewnością ślub Eleonory ze Stanisławem Miniszewskim odbył się w ówczesnym domu rodzinnym panny młodej, czyli w Raczkowie. Księga metrykalna tej miejscowości znajduje się w Archiwum Archidiecezjalnym w Gnieźnie, sygn. 129.1. i ma wytłoczone na grzbiecie daty krańcowe: 1758 - 1804, ale niestety obecnie rozpoczyna się ona dopiero od zapisów z końca roku 1761. zaś pierwsze kilka kart, – przy czym trudno stwierdzić ile ich pierwotnie w rzeczywistości było - zostało z tej książki na skutek zużycia wyrwane i oddzielone, a przez miejscowych archiwistów zagubione, co oni bez żenady potwierdzają. Faktem bezspornym jest cytowanie, przez prof. W. Dworzaczka w jego monografii rodziny, „Osten”, zapisów z tej księgi odnoszących się do roku 1760. O ile, więc ślub Eleonory rzeczywiście odbył się w Raczkowie, a nieznane są żadne powody, aby mógł mieć miejsce gdzie indziej, to nie ma niestety żadnej nadziei na odnalezienie zapisu o tym fakcie.

Zdobycie bardziej szczegółowych wiadomości na temat rodziny Miniszewskich jest znacznie utrudnione; nie figurują oni w żadnym ze znanych polskich opracowań genealogicznych i o ile nie ma zastrzeżeń, co do ich szlacheckiego pochodzenia – w innym wypadku nie mogliby przecież w połowie XVIII. wieku być dziedzicami ziemskimi – to zdobycie na ich temat bliższych informacji wymagałoby specjalnej kwerendy. Jedynie kierując się indeksem nazwisk można w SŁOWNIKU GEOGRAFICZ-NYM KRÓLESTWA POLSKIEGO  znaleźć następujące wiadomości:

W tomie V.  na stronie 197:     „Leźnica Mała, powiat Łęczyca, par. własna. W 1784. dziedzicem i fundatorem kościoła był ksiądz Andrzej Miniszewski.”

W tomie VII. na stronie 384:     „Odolanów 14 km. na poł.-zach. od Ostrowa. Właścicielami w powiecie od czasu ustalenia się nazwisk rodowych byli: … Miniszewscy …”

W tomie VIII. na stronie 258: „Pleszew miasto powiatowe. Dziedzicami w powiecie od czasów ustalenia nazwisk rodowych byli: … Miniszewscy …”

Należy przypuszczać, że Stanisław pochodził z odłamu tej rodziny osiadłej w okolicach Ostrowa Wielkopolskiego, o czym mogą ewentualnie świadczyć jego dziedziczne majątki położone 9 km. na wschód od tego miasta.

Wiadomo z „Tek Dworzaczka”, że Ludwika Barbara w 1755. roku wydzierżawiła Raczkowo {A.P. P-ń, stara sygn. Poznań 1316, f. 134v} Ludwikowi Golańskiemu, zarządcy Wałcza, ale związek tej czynności z ewentualnym ślubem Eleonory jest bardzo wątpliwy. Trudno przypuszczać, aby oboje państwo młodzi dobrowolnie godzili się na stały nadzór ze strony matki-teściowej i siostry-szwagierki, zabierając je obie do swego domu. Najpewniej Ludwika Barbara wydzierżawiwszy folwark, zabudowania mieszkalne zatrzymała do swego prywatnego użytku.

Wiadomo również, że około 1754/55 założył rodzinę również brat Eleonory Ignacy, kupując majątek w niedaleko od Obornik położonej, Nieszawie. Niemniej i w wypadku jego młodej rodziny uwzględnić należy analogiczne argumenty tak, że wspomniana dzierżawa miała najpewniej na celu jedynie odciążenie Ludwiki od obowiązków zarządzania gospodarstwem, gdyż dla niej wydanie za mąż drugiej, dorastającej córki, stawało się przypuszczalnie zadaniem pierwszoplanowym.

Tymczasem Eleonora zamieszkała z całą pewnością wraz z mężem w jego dziedzicznych wioskach w pobliżu Ostrowa Wlkp., a więc w znacznym oddaleniu od matki i siostry oraz siedziby brata. Sytuacja taka nie trwała jednak zbyt długo, gdyż w bliżej nieznanym roku, ale przed kwietniem 1762. roku małżeństwo Miniszewskich nabyło wieś Przysiekę, położoną 3 km na wschód od Mieleszyna, dziedzicznego majątku Aleksandra Wierzchleyskiego, którego żoną już wówczas była siostra Eleonory, Antonina oraz 18 km w linii prostej na wschód od Raczkowa.

Wynika to z notatki w „Tekach Dworzaczka” przynależnej, co prawda do historii Antoniny, ale ważnej dla miejsca zamieszkania Eleonory. Notatka ta dotyczy chrztu Józefa Grzegorza, syna Piotra Wierzchleyskiego i Ewy z Miniszewskich, który odbył się w dniu 06.04.1762. roku w Kobylicach, należących do parafii Sokolniki k/Gniezna {Archiwum Archidiecezjalne w Gnieźnie}, przy której to uroczystości uczestniczyli w charakterze rodziców chrzestnych:             

„ …szlachetny Stanisław Miniszewskim, dziedzic Przysieki i szlachetna Antonina z Ostenów Wierzchleyska.”

Następna wiadomość o Eleonorze pochodzi także z „Tek Dworzaczka” i dotyczy tego samego 1762. roku {j.w. A.A. w Gnieźnie} i brzmi:

„(Sokolniki) W dniu 29.05.1762. w Kobylicach odbył się chrzest Marianny, córki szlachetnego Piotra i Ewy z Miniszewskich Zwierzchleyskich (Wierzchleyskich). Rodzice chrzestni szlachetny Aleksander Zwierzchleyski dziedzic tej wsi i brat rodzony oraz szlachetna Eleonora z Ostenów.”

Przypuszczalnie wymieniona wyżej Ewa z Miniszewskich to bliska krewna lub wręcz siostra Stanisława, a więc szwagierka Eleonory, natomiast zbieg terminów tych dwóch uroczystości chrztu w odstępie niespełna dwóch miesięcy jest zagadkowy. Jedynym wytłumaczeniem jednej z tych ceremonii jest uprzedni chrzest słabowitego dziecka - „z wody” zaraz po urodzeniu i uroczyste powtórzenie tego chrztu po dojściu dziecka do normy zdrowotnej, ale wówczas otwartą pozostaje kwestia, dlaczego tych dwóch uroczystości nie połączono w jedną podwójną.

Wyjaśnienie tej sprawy jest jednak bardzo wątpliwe, jako że w trakcie kwerendy w 2004. roku stwierdzono, że akta parafii Sokolniki rozpoczynają się dopiero od roku 1797., z czego należy wnioskować, że akta cytowane przez prof. Dworzaczka uległy w międzyczasie zagubieniu.

Z bliżej nieznanych przyczyn Stanisław z Eleonorą postanowili sprzedać Przysiekę i zrealizowali ten zamiar w 1769. roku; mówią o tym „Teki Dworzaczka”:

„Stanisław Miniszewski, dziedzic Przysieki w powiecie gnieźnieńskim z I [jednej strony] i Aleksander Przyłuski syn zmarłego Jakuba ze zmarłej Anny Marszewskiej (f. 95) z II [drugiej strony] [zawarli] kontrakt sprzedaży tej wsi s.v. [za kwotę] 55.000 złp. (f. 93v).  Stanisław Miniszewski syn zmarłego Andrzeja ze zmarłej Zofii z Cywińskich, zap. [zapisuje] żonie swej Eleonorze z Ostenów (f. 94) kwotę 17.250 złp. (f. 94v).”

Oryginał tego dokumentu znajduje się w Archiwum Państwowym w Poznaniu i nosi starą sygnaturę: „Poznań, Gr. 1346, f. 93, 94, 94v i 95”. Nie wiadomo, dokąd małżeństwo Miniszewskich przeniosło się z Przesieki. Wiadomo natomiast, że matka Eleonory, Ludwika Barbara cały czas posiadała niezbyt daleko położone Raczkowo, które sprzedała dopiero w 1779. roku; jest też oczywiste, że w miarę upływu lat, a można domniemywać, że w roku 1775. dobiegała 70. z jednej strony męczyło ją osobiste doglądanie gospodarstwa, choćby je nawet puściła w dzierżawę, a z drugiej strony doskwierała jej samotność, mimo że w zasięgu dnia jazdy końmi mieszkało co najmniej dwoje jej dzieci, Antonina Wierzchleyska w Mieleszynie i Ignacy w Nieszawie. Nie można wykluczyć sytuacji, że prawdopodobnie dotychczas bezdzietni Miniszewscy, przenieśli się do Raczkowa i wyręczali Ludwikę w zarządzaniu majątkiem. Według posiadanej dokumentacji – nad wyraz niestety ubogiej - nie można takiej wersji ani potwierdzić, ani jej zaprzeczyć, choć będąc świadomym znaczenie samodzielnego majątku dla ówczesnego szlachcica, jest to raczej hipoteza dyskusyjna. Z drugiej jednak strony pewne dalsze wydarzenia czynią taką tezę prawdopodobną.

Kolejna wiadomość pochodzi dopiero z okresu o 10 lat późniejszego i zawarta jest w notatce z „Tek Dworzaczka”:

„(Wysocko) 25 kwietnia 1779. w Wysocku odbył się chrzest Honoraty Józefaty, córki wielmożnego pana Feliksa Kostro i Ludwiki Wierzchleyskiej, posesorki dóbr Klonówek. Rodzice chrzestni: wielmożny pan Paweł Skórzewski dziedzic Parczewa i wielmożna pani Eleonora z Ostenów Miniszewska, dziedziczka Wysocka.”  

Oryginał tego dokumentu znajduje się na mikrofilmie nr 603 w Archiwum Archidiecezjalnym w Poznaniu i świadczy jednoznacznie, że w owym okresie małżeństwo Miniszewskich było właścicielami Wysocka Wielkiego, położonego obecnie na południowo- zachodnich peryferiach Ostrowa Wlkp.

Wynika z tego, że Stanisława ciągnęło na powrót w rodzinne strony i ten zamiar zrealizował, a wiadomość ta – niewykluczone, że przypadkiem – zbiega się z rokiem sprzedaży przez Ludwikę Barbarę, Raczkowa. Stanisława Miniszewskiego, a tym samym i Eleonorę musiały jednak z Raczkowem łączyć bardzo silne więzy, bowiem był fundatorem specjalnego legatu na budowę w tej miejscowości kościoła. Pisze o tym „LIBER BENEFICIORUM” opracowana przez Jana Łaskiego, arcybiskupa gnieźnieńskiego, która na stronie 74. w przypisie do miejscowości Raczkowo podaje:

„Kościół parafialny w wsi szlacheckiej Raczkowie wspomniany jest w aktach konsystorskich od początku XV wieku (Arch. Consist. Gnesn., akta luźne procesowe).

Z legatu Stanisława Miniszewskiego dziedziczka miejscowa Ludwika Osten rozpoczęła w roku 1780 w miejsce starożytnego upadkiem grożącego kościoła drewnianego budować nowy również drewniany, lecz śmierć dzieło przerwała. Dokonał go w dwa lata później dziedzic raczkowski Wawrzyniec Loga. Kościół ten dotąd nie jest konsekrowany (Acta Visit. Poniatovscianae 1791).”

Zważywszy, że jednowioskowego szlachcica z pewnością nie było stać na legat umożliwiający sfinansowanie budowy kościoła, choćby nawet drewnianego oraz, że legat ten został utworzony w rok po sprzedaży Raczkowa, należy przyjąć, że jakieś związki niechybnie między tymi dwoma zdarzeniami zachodziły, przy czym zastanawiające jest, w jaki sposób Ludwika Barbara kierowała tą budową po opuszczeniu Raczkowa. W każdym bądź razie można przyjąć, że Stanisław Miniszewski z cyklem samej budowy nie miał wiele do czynienia, o czym pośrednio mówi cytowana LIBER BENEFI-CIORUM. Tym bardziej, że gospodarzył wówczas w swoich stronach rodzinnych – jak uprzednio napisano w oddalonym majątku na peryferiach Ostrowa Wlkp., gdzie przypuszczalnie wykazywał inicjatywę gospodarczą, bowiem kolejne dwie informacje z „Tek Dworzaczka” – dotyczące niestety tylko jednego roku 1786., mówią o:

- skwitowaniu przez Eleonorę w towarzystwie brata Ignacego w urzędzie grodzkim kaliskim {A.P. P-ń, sygn. Kalisz Gr. 440, k. 370} męża, z oprawy 13.625 tymfów uprzednio odebranej z rąk wojewody kaliskiego, Augustyna Działyńskiego.

- przeniesienia przez Stanisława zapisu już wówczas podwojonego wiana Eleonory w kwocie 27.250 złp z majątku w Wysocku Wielkim, poprzez dzierżawiony przez niego prawdopodobnie w międzyczasie majątek Koryta (ok. 17. km na północny-zachód od Ostrowa Wlkp.), na posiadaną ówcześnie miejscowość Będzieszyn (ok. 10. km na północ od Ostrowa Wlkp.). {A.P. P-ń, Kalisz Gr. 440, f. 15 i f. 383}

Uprzednio jednak, w tymże Wysocku Wielkim, z całą pewnością nagle, w dniu 24.02.1782., zmarła przebywająca z wizytą u wujostwa, bratanica Eleonory, a wnuczka Ludwiki Barbary, Józefata, córka Ignacego. Była panną na wydaniu, liczącą według aktu zgonu 20. lat i prawdopodobnie ukochaną oraz preferowaną wśród licznego potomstwa Ignacego, wnuczką Ludwiki, która jej jeszcze w 1774. roku zapisała legat, odebrany później przez brata Józefaty, również jak ojciec - Ignacego. Józefatę, chyba, jako pierwszą z rodziny pochowano w podziemiach kościoła Reformatów w Kaliszu.

Wiadomo również, że w tym ostatnim z posiadanych przez zięcia i córkę majątku – Będzieszynie, zamieszkała – nie wiadomo jednak, w którym dokładnie roku, ale z pewnością przed 1782. również Ludwika Barbara z Rydzyńskich spędzając tam ostatnie lata swego życia, z czego należy wnosić, że Eleonora i Stanisław byli w jakimś sensie przez nią pośród jej dzieci – wyróżniani, gdyż z całą pewnością wiadomo, że równocześnie żyli jeszcze zarówno jej rodzony syn Ignacy, jak i pasierb Jan Krzysztof oraz druga córka Antonina. Ludwika Barbara zmarła w Będzieszynie w dniu 30.01.1789. – z pewnością w obecności Eleonory i została pochowana w ślad za wnuczką w podziemiach kościele Reformatów w Kaliszu. Eleonora przeżyła swą – długowieczną – matkę jedynie o nieco więcej aniżeli półtora roku.

Zmarła 30. września 1790. roku, który to fakt zapisany jest w księgach metrycznych parafii Szczury, dekanat Ołobok, na mikrofilmie 518 w Archiwum Archidiecezjalnym w Poznaniu, na którym w tekście wpisu bardzo uszkodzonej i niewyraźnej Liber Mortuorum na stronie 246 (numeracja ręczna, ołówkowa, mało widoczna), pod rokiem 1790, w drugiej pozycji od góry widnieje zapis, z którego można odczytać:

„Będzieszyn, tego samego roku w dniu 30 września, zmarła urodzona Eleonora Miniszeska, opatrzona świętymi sakramentami przez księdza Jana Przy(ł)uskiego i została pochowana w Kaliszu w kościele Reformatów.”

O Stanisławie Miniszewskim oprócz danych o jego rodzicach i kolejno posiadanych – z pewnością nie wszystkich – majątkach, nic innego praktycznie nie wiadomo. Nieznana jest zarówno data, jak i miejsce jego urodzin. Ostatnim dokumentem świadczącym o jego zażyłości z rodziną żony jest zawarta w „Tekach Dworzaczka”{A.P. P-ń, stara sygn. Kalisz Gr. 228, f. 160} – datowana w 1788. roku wiadomość:

„Panna Teodora Wierzchleyska, córka zmarłego Aleksandra Wierzchleyskiego ze zmarłej Antoniny z Ostenów, 2o voto zrodzona, w towarzystwie wuja Stanisława Miniszewskiego mianuje plenipotentem Aleksego Wierzchleyskiego, burgrabiego grodu kaliskiego, brata swego (f. 160).”

Świadczy ona o jego związkach z potomstwem swojej szwagierki, które nawiasem mówiąc – niewykluczone, że już za życia Eleonory - przeniosło się również z powiatu gnieźnieńskiego do kaliskiego.

 Księgi metryczne Będzieszyna na wymienionym wyżej mikrofilmie nr 518, w 3. rozdziale, na karcie o numeracji wtórnej 254., pod rokiem 1793. zawierają zapis o jego śmierci w wieku 75. lat w dniu 23. kwietnia i pogrzebie, który miał miejsce w dniu 29. tego samego miesiąca. Z uwagi na fakt, że zapis ten jest trudno czytelny i niewyraźny, przytoczenie jego treści było niemożliwe; wskazuje on jednak orientacyjną datę urodzenia Stanisława na rok 1718. Podkreślić jednak należy jego pozycję społeczną na terenie parafii, bowiem, jako jedyny wyróżniony został zapisem poprzedzonym nagłówkiem o treści: „G. Stan. Miniszewski”.

Wątpliwe, aby małżeństwa to doczekało się spadkobierców w prostej linii, w każdym bądź razie nie ma najmniejszych przesłanek mówiących o jakimkolwiek potomstwie tej pary i należy raczej uznać, że byli bezdzietni.

ANTONINA                                                                                                     KOD: VI.5.

éprzed 10.1738. - ok. 1788

Na temat daty urodzenia, dzieciństwa i młodości Antoniny – córki Jana Krystiana i Ludwiki Barbary - można w zasadzie przytoczyć wszystkie te same dociekania, które zostało wypowiedziane o jej siostrze Eleonorze. Także i w tym wypadku ostrożność wymaga, aby datę jej urodzenia określić, jako - „przed końcem października 1738”, choć z omówionego dalej terminu jej ślubu, zwyczajowego wychodzenia za mąż córek według kolejności starszeństwa oraz udokumentowanej w jej małżeństwie prokreacji, można by przypuszczać, że w rzeczywistości urodziła się około 1735/1736 roku, oczywiście również w Górznie. O ile przypuszczenia powyższe miały w rzeczywistości miejsce, to była najmłodszą z rodzeństwa i jak to wśród dzieci bywa jej starsza siostra, a pewnie i obaj starsi bracia byli dla niej jedynymi i niedościgłymi autorytetami i wzorami. Wraz z całą rodziną przenieść się musiała na przełomie lat 1747/1748 do Raczkowa i tam z dziecka przeistoczyła się w pannę na wydaniu, z pewnością już wówczas, gdy w połowie lat 50. uczestniczyła w ślubie swej siostry Eleonory.

Również wszystkie uwagi dotyczące edukacji Eleonory, automatycznie można odnieść do Antoniny. Ich matka Ludwika Barbara z Rydzyńskich, Osten – Sacken była niewątpliwie zaradną i dzielną kobieta oraz matką zdolną do wielu poświęceń na rzecz swoich dzieci, ale jako właścicielkę Raczkowa zaliczyć ją trzeba do kategorii szlachty „jednowioskowej”, poniżej której stała już tylko pozbawiona ziemi „gołota”.

Przychody takich majątków, czy raczej mająteczków, pozwalały na utrzymanie przyzwoitego poziomu życia na szczeblu lokalnym, ale każdy wyjazd do ośrodków miejskich był wydatkiem nadzwyczajnym, robiącym niewątpliwie uszczerbek w budżecie domowym, a więc życie wymagało surowego gospodarowania z ołówkiem w ręku. Mając jednak na wydaniu początkowo dwie córki, a później już tylko Antoninę, musiała Ludwika Barbara uczestniczyć w życiu towarzyskim okolicznych dworów i sama organizować zwyczajowe w tym środowisku, imprezy. Takie w miarę ożywione życie towarzyskie – realizowane zgodnie z cyklem życia wsi, głównie w okresie jesienno-zimowym trwać musiało z pewnością od około 1752. do 1761., bowiem w końcu tego ostatniego roku Antonina była już, co najmniej zaręczona.

O - przypuszczalnie jednym z pierwszych - jej oficjalnych wystąpień reprezentacyjnych na szczeblu lokalnym, informują „Teki Dworzaczka”, które w dziale REGESTY/METRYKI przynoszą z terenu Raczkowa {Archiwum Archidiecezjalne w Gnieźnie, akta parafii Raczkowo, sygn. 129.1., lecz w ostatnich latach XX. wieku, karta ta była już zagubiona} następującą wiadomość:

„W dniu 30.09.1761. w Bliżycach urodziny Tekli (?) Jadwigi (?) córki GD [szlachetnego pana] posesora Józefa Łubieńskiego i Franciszki de Odręgi. Rodzice chrzestni – rodzeństwo między sobą: Jan Osten i Antonina z Raczkowa. 1770. roku ten Józef Łubieński miecznik nowogrodzki.”

Bliżyce leżały około 5. km na południe od Raczkowa, a więc po sąsiedzku, przy czym w dobie praktycznej izolacji poszczególnych miejscowości od świata, braku prasy i komunikacji publicznej, nie wspominając o innych współczesnych nam środkach przekazu, każda taka uroczystość była okazją do spotkania towarzyskiego, wymiany poglądów, najnowszych wiadomości i nawiązania kolejnych znajomości. Była to, więc impreza dla najbliższej okolicy ważna, a jej przebieg oraz osoby wszystkich jej uczestników stanowili temat tasiemcowych rozmów prowadzonych do następnego takiego wydarzenia. Znamienne jest, że w tym chrzcie występuje w parze przyrodnie rodzeństwo, które dzieli różnica wieku około 16. lat oraz sam fakt uczestnictwa pierworodnego syna Jana Krystiana, a pasierba Ludwiki Barbary, którego obecność zaświadcza o poprawnych wzajemnych stosunkach z macochą i pozostałym rodzeństwem, a które jak to omówiono w historii pokolenia V., w przeszłości były ostrożnie określając – naprężone. Należy podkreślić, że chrzest ten odbył się w ostatnim dniu września 1761. roku i Antonina występuje na nim jeszcze w charakterze panny. Była już jednak z pewnością zaręczona, bowiem „Teki Dworzaczka” w tym samym roku odnotowują następującą wiadomość {A.P. P-ń, stara sygn. Gniezno Gr. 99, f. 360v, 375}:

„Aleksander Wierzchleyski, dziedzic Graboszewa Kościelnego w powiecie Pyzdry i Kobylic w powiecie gnieźnieńskim, syn zmarłego Jana Wierzchleyskiego i zmarłej Joanny z Olszewskich, przyszłej żonie Antoninie Ostenównie, córce zmarłego Jana Krystiana Ostena i Ludwiki z Rydzyńskich zap. [zapłacił-?] dług 8.000 złp (f. 360v). Wtorek w przeddzień św. Katarzyny  [24. XI.] zm. [zmarła-?] Joanna Olszewska 2o voto za Józefem Suchorskim (f. 375) [ostatnie zdanie niejasne]. Kasper Wierzchleyski, brat rodzony zeznającego.”

W notatce tej zawarte są informacje czytelne, z których dowiadujemy się, że:

·  Aleksander Wierzchleyski (zwany również w aktach grodzkich Zwierzchleyskim) był dziedzicem trudnej do zlokalizowania miejscowości - Graboszowa Kościelnego w powiecie Pyzdry oraz Kobylic, które stanowiły część składową Mieleszyna, położonego 17 km na północ od Gniezna,

·   był synem zmarłego w 1761. roku Jana Wierzchleyskiego i również wówczas już zmarłej Joanny z Olszewskich, o której dalej prof. Dworzaczek pisze niezbyt jasno, że zeszła z tego świata w przeddzień św. Katarzyny tj. 24.11.1761., a była po raz drugi zamężna za Józefem Suchorskim. Zważywszy, że z następnej informacji datowanej na  06.04.1762. wynika, że Aleksander i Antonina byli już małżeństwem, to można wyciągnąć wniosek, że Aleksander nie poczuwał się do obowiązku odczekania rocznego okresu żałoby po śmierci matki względnie przez fakt powtórnego jej zamążpójścia, poczuł się od tego obowiązku zwolniony.

·   Aleksander jest z całą pewnością w przeddzień ślubu z Antoniną i przekazuje jej 8.000 zł długu.

Natomiast do informacji niejasnych w tej notatce, należą następujące kwestie:

·   z jakiego tytułu Aleksander płaci, względnie zapisuje Antoninie tę kwotę, gdyż nie ma tu mowy o oprawie małżeńskiej,

·   od kogo Aleksander pożyczył tą kwotę i komu rzeczywiście zobowiązany był ją spłacić,

·   kiedy de facto zmarła matka Aleksandra, Joanna z Olszewskich, primo voto Wierzchleyska i secundo voto Suchorska?

·  Kolejna wiadomość zawarta w „Tekach Dworzaczka” zamieszczona na podstawie zapisów w księdze metrykalnej Sokolnik {Archiwum Archidiecezjalne w Gnieźnie, akta parafii Sokolniki}, o treści:

„06.04.1762. (Kobylica), chrzest Józefa Grzegorza, syna G. [szlachetnego] Piotra Zwierzchleyskiego [Wierzchleyskiego] i Ewy z Miniszewskich, posesorów części Kobylic. Rodzicami chrzestnymi G. [szlachetny] Stanisław Miniszewski, dziedzic Przysieki i G. [szlachetna] Antonina z Ostenów Zwierzchleyska.”

przynosi wiadomość – potwierdzoną w innym, także z terenu Sokolnik, tutaj nie cytowanym - zapisie metrykalnym z 29.05. t.r., w którym – nawiasem mówiąc - jako matka chrzestna występuje Eleonora z Ostenów Miniszewska, że Piotr był młodszym bratem Aleksandra, któremu wydzielono część majątku ojca oraz, że Ewa z Miniszewskich była siostrą rodzoną lub stryjeczną Stanisława. Bezsprzecznie jednak najistotniejszą informacją powyższej notatki jest stwierdzenie, że Antonina z Ostenów jest już w tym dniu żoną Aleksandra, co oczywiście dokumentuje ślub tej pary w okresie pomiędzy początkiem października 1761, a początkiem kwietnia 1762.

Wiadomości o rodzinie Wierzchleyskich lub jak niektóre dokumenty mówią, Zwierzchleyskich są nadzwyczaj skąpe. Według indeksu osobowego „SŁOWNIKA GEOGRAFICZNEGO KRÓLES-TWA POLSKIEGO” rodzina ta występuje jedynie na kresach, szczególnie w okolicach Lwowa, a jeden z nich był nawet arcybiskupem tego miasta. Nieco więcej danych zawiera:

                          M.Pawliszczew: „Herbarz rodzin szlacheckich

                                                             Królestwa Polskiego

                                                          Najwyżej zatwierdzony

                                                                    Część I

                                                                 Warszawa 

                                                                     1853

Herb Berszten 2: W polu czerwonem nad palisadą, dwa kółka płużne złote. W szczycie hełmu dwa orle skrzydła*.

* Dawne Herbarze obejmują jeszcze herb Berszten I; żadna atoli z rodzin herbu tego używających, szlachectwa swego przed Heroldyą Królestwa nie udowodniła..

Używają go: Wierzchleyscy, rodzina w dawnem Województwie Sieradzkim i Ziemi Wieluńskiej osiadła. Z tej Jan, Józef, Wawrzyniec, Mikołaj i Franciszek bracia między sobą rodzeni, wsie Krzeszów i Kraszkowice po ojcu Pawle odziedziczone, w roku 1724 sprzedali. Felicyan zaś Łowczy Dobrzyński, w roku 1761 wsie Kamocin, Wolę Kamocką i Ostrów w powiecie Piotrkowskim dziedziczył.”

Natomiast Bartosz Paprocki w swoich – według genealogów, mało wiarygodnych – „HERBACH RYCERSTWA POLSKIEGO” pisze:

O KLEJNOCIE BERSTEN, który tu przyniesion z Niemiec do Polski; mają być  t r z y  k ó ł k a        p ł u ż n e  w  p o l u  c z e r w o n e m , którego własność obaczywszy, czytać będziesz o przodkach i o potomstwie ich, o którem ja wiedzieć mogę wieku swego.

Od czasu dawnego jest tu w Polsce ten klejnot, którego przodkowie byli znacznie zasłużeni r.p., wszakoż przez niedbałość historyków zaniechany.”

„Wierzchlińscy na Śląsku, z których jeden był rotmistrzem na Połocku za panowania króla Zygmunta Augusta, gdy Połock wzięt od Moskwy w roku 1563.”

Rzecz jasna trudno orzec, którego z wymienionych wyżej przodków, potomkiem był Aleksander, wiadomo jednak z notatki prof. W. Dworzaczka {A.P. P-ń, stara sygn. Gniezno Gr. 100, f. 189, 189v, 190}, że w 1766. roku Aleksander był dziedzicznym właścicielem dóbr Mieleszyna i Kobylic w powiecie gnieźnieńskim, na których zapisał swej żonie posag – urzędnik grodzki określił w ten sposób z pewnością oprawę - w kwocie 13.625 tymfów. Zważywszy, że Mieleszyn leżał niezbyt daleko od Raczkowa, na którym wówczas gospodarzyła jego teściowa Ludwika Barbara, naturalnym jest, że uczestniczyli oni wzajemnie w życiu swoich mini społeczności, czego potwierdzeniem jest wiadomość zapisana w aktach parafii Raczkowo {A.A. w Gnieźnie, sygn. 129-1} o pełnieniu przez Aleksandra wespół z teściową, godności rodziców chrzestnych dziecka administratora dóbr Raczkowa, Stanisława Wojciechowskiego.

Następna wiadomość zawarta w tychże aktach Raczkowa, pochodząca z roku 1776. dotyczy pełnienia godności matki chrzestnej dziecka, bliżej niezidentyfikowanych małżonków Jareckich, przez: „ … szlachetną pannę Teodorę Wierzchleyską z Raczkowa.”  Fakt zapisania jej w księdze metrykalnej, jako mieszkanki Raczkowa świadczy, że była córką Aleksandra i Antoniny, przebywającą dłuższy czas w gościnie u samotnej babci (vide, późniejsza bytność w Wysocku u Eleonory i Stanisława Miniszewskich, u których zamieszkała u schyłku swych lat, Ludwika Barbara – jej wnuczki Józefaty, córki Ignacego), choć wiek 14. lat (licząc od przypuszczalnej daty ślubu jej rodziców z dodaniem obowiązkowych 9. miesięcy) wydaje się zbyt młody do pełnienia roli matki chrzestnej, funkcji niezmiernie ważnej w kościele katolickim. Należy jednak uwzględnić poprawkę na całkowitą zależność miejscowego księdza od woli aktualnego dziedzica wsi, co skutkowało przymykaniem oczu przez kler na wiele przepisów prawa kanonicznego i jak przy omawianiu postaci Ignacego, brata Antoniny się okaże, nie stawiali oni również przeszkód w pełnieniu roli matki chrzestnej przez ewangeliczkę, co stanowi już kuriozalne naruszenie postanowień tego prawa.

Kolejne dwie notatki z „Tek Dworzaczka” przynoszą ostatnie wiadomości o Antoninie, a brzmią one następująco:

Datowana w 1788. roku: „Panna Teodora Wierzchleyska, córka zmarłego Aleksandra Wierzchleyskiego ze zmarłej Antoniny z Ostenów, 2o voto zrodzona, w towarzystwie wuja Stanisława Miniszewskiego mianuje plenipotentem Aleksego Wierzchleyskiego, burgrabiego grodu kaliskiego, brata swego (f. 160).”

{A.P. P-ń, stara sygn. Kalisz Gr.  228, f. 160}

oraz datowana w 1790. roku:

„Bonawentura Przeradzki i Ludwika Wierzchleyska, córka zmarłej Antoniny z Ostenów Wierzchleyskiej i spadkobierczyni zmarłej Ludwiki z Rydzyńskich Ostenowej, chorążyny chełmińskiej, a Przeradzkiego żona, kwituje Ignacego Ostena z 5.000 zł. (f. 113v).”

{A.P. P-ń, sygn. Poznań Gr. 636, f. 113v}

Notatki powyższe przynoszą niepodważalne i ważne, lecz niestety niepełne wiadomości, a mianowicie:

·   Antonina była drugą żoną Aleksandra i z pewnością musiała być od niego znacznie młodsza.

·   Zarówno Aleksander jak i Antonina zmarli przed datą sporządzenia wymienionego aktu plenipotencji, przy czym akt ten nie zawiera przypuszczalnie rzeczywistego stosunku pokrewieństwa pomiędzy Teodorą, a Aleksem. Mogli oni być zarówno rodzeństwem rzeczywistym, jak i przyrodnim, w którym Aleksy pochodził z pierwszej żony Aleksandra, co wydaje się bardzo prawdopodobne, ale w oparciu o dostępną dokumentację musi pozostać sprawą nierozstrzygniętą.

·   Pozornie wydaje się, że Teodora miała rodzoną siostrę Ludwikę, ale wobec nader swobodnego zwyczaju posługiwania się w owych czasach imionami, nie można wykluczyć, że drugim imieniem Teodory była właśnie Ludwika i oba wymienione akty dotyczą tej samej osoby. Przemawiałaby za taką wersją, kwestia spadku po babce, Ludwice Barbarze, która zmarła w dniu 30.01.1789. w Będzieszynie.

Zważywszy, że Teodora już uprzednio przebywała dłuższy czas u swej babki, w Raczkowie oraz, że druga również wyróżniana i obdarzona legatem wnuczka Józefata zmarła w 1782. i dalej, mając na uwadze nadzwyczaj prawdopodobną bezdzietność gospodarzy Ludwiki, małżeństwa Miniszewskich, można domniemywać, że spadkodawczyni przejęta przedwczesnym sieroctwem tejże wnuczki, ją właśnie sowicie obdarzyła w testamencie. Nie wydaje się możliwe, aby babka do tego stopnia faworyzowała jedną z osieroconych wnuczek, kosztem całkowitego pominięcia drugiej, Ludwiki. Są to niestety wyłącznie przypuszczenia, które o ile zachowały się właściwe akta grodzkie Kalisza, przy żmudnej dodatkowej kwerendzie mogłyby ewentualnie znaleźć wyczerpujące wyjaśnienie. Nie miałoby to jednak dla historii opisywanej rodziny żadnego istotnego znaczenia, a stanowiłoby element historii Wierzchleyskich.

·   Należy domniemywać, że Aleksy i Teodora po śmierci swych rodziców, w bliżej nieokreślonym roku, sprzedali rodzinny majątek w Mieleszynie i niewykluczone, że przenieśli się do Będzieszyna, gdzie Aleksy uzyskał nominację na burgrabiego Kalisza, nawiasem mówiąc w gradacji godności szlacheckich I. Rzeczypospolitej było to jedno z podrzędniejszych stanowisk, ale miało tę zaletę, że za wykonywanie czynności urzędniczych uzyskiwało się wynagrodzenie.

·   Pomiędzy rokiem 1788., a 1790. Ludwika (Teodora-?) wyszła za mąż za Bonawenturę Przeradzkiego, o którego osobie bliżej nic nie wiadomo.

Są to wszystkie wiadomości i przypuszczenia, które na podstawie przekazanych przez prof. W. Dworzaczka informacji oraz kwerendy archiwalnej można było zgromadzić i na ich podstawie wywnioskować o losach życia Antoniny. Niezależnie jednak od rzeczywistej ilości potomstwa Aleksandra i Antoniny, to należało ono w pokoleniu męskim do Wierzchleyskich, zaś w żeńskim oczywiście do rodzin mężów.

IGNACY                                                                                                           KOD: VI.6.                  

é05.10.1732. - 25.07.1790.

Ignacy, syn Jana Krystiana i Ludwiki Barbary z Rydzyńskich jest jedynym przedstawicielem tego pokolenia, którego data urodzenia w dniu 05. października 1732. roku w Górznej, jest potwierdzona w wykazach niemieckich i to zarówno w „Jahrbuch des Deutschen Adels” (tom II. wyd. w Berlinie w 1898.), jak i w „Geschichte des Geschlechtes von der Osten” (tom I. wyd. w Bremie w 1977.).    

O dzieciństwie oraz młodości Ignacego nie dotarły do naszych czasów żadne wiadomości, przypuszczać należy, że dzieciństwo upłynęło mu w Górznej, z której wraz z resztą rodziny - po wydzierżawieniu tej wsi przez matkę, Franciszkowi Krzyżanowskiemu - przeniósł się prawdopodobnie w 1748 do Raczkowa. Miał wtedy już prawie 16. lat i niewykluczone, że oddany do zamiejscowej szkoły, bywał w domu jedynie w okresach wolnych od nauki. O miejscu i przebiegu jego edukacji niestety nic nie wiadomo; sądząc jednak po późniejszej organizacji przez niego sposobu kształcenia własnych dzieci, można przypuszczać, że doceniał rolę nauki w życiu.

Profesor Dworzaczek w swym opracowaniu (rękopis w Bibliotece Kórnickiej) określa go, jako akatolika; jest to oczywiście możliwe, choć raczej wątpliwe zważywszy na udokumentowane wyznanie jego rodziców oraz fakt pochowania go w kościele Franciszkanów, w którym z całą pewnością odstępców od wiary katolickiej nie lokowano. O ile rzeczywiście zmienił religię, co było nadzwyczaj źle w I. Rzeczypospolitej widziane, a od 1768. wręcz zabronione, to była to przypuszczalnie konwersja krótkotrwała.

Tak zwane „lata sprawne” {patrz „Reguły genealogiczne” w zbiorze „Materiały”} osiągnął po ukończeniu 20. lat, co nastąpiło w początkach października 1752. roku. Według ówczesnych praw, wiek ten upoważniał do samodzielnego podejmowania wszelkich decyzji, za wyjątkiem obrotów majątkiem trwałym, w tym przede wszystkim ziemią.

Należy sądzić, że w połowie XVIII. wieku, przepisu tego na kresach północnych Wielkopolski nie przestrzegano zbyt rygorystycznie, gdyż wraz z bratem Janem w tymże roku sprzedali, czy jak mówią „Teki Dworzaczka” scedowali, – co mogło być rzecz jasna obejściem przywołanego prawa - Górznę z folwarkiem Nowy Dwór, Augustynowi Działyńskiemu:

„Jan i Ignacy de Sakin Ostenowie synowie zmarłego Jana de Sakin Ostena i Ludwiki z Rydzyńskich, w imieniu swoim oraz Eleonory i Antoniny D. [?] sióstr swych rodzonych z I [jednej strony] i Augustyn Działyński, wojewoda kaliski z II [drugiej strony] zawarli kontrakt cesji wsi Górzna i Nowydwór w powiecie nakielskim, datowany w Złotowie 22.06. roku bieżącego, s.v. [na kwotę] 109.000 tymfów (f. 81).”

{A.P. P-ń, sygn. Nakło Gr. 95, f. 81}

 Pamiętając, że trzyletni termin dzierżawy tych wsi upłynął w 1751., można się domyślać, że przez okres jednego roku obaj bracia gospodarzyli w nich wspólnie i według wymienionego wyżej kontraktu, przekazali je nabywcy jesienią 1752., czyli jak to było praktykowane – dopiero po zbiorach.

Z historii Eleonory wiadomo, że na otrzymanej należności zabezpieczony był, co najmniej jej posag w kwocie 13.625 tymfów, natomiast czy analogiczną kwotę otrzymała również Antonina nie wiadomo. W każdym bądź razie można przypuszczać, że bracia po sprzedaży Górznej i Nowego Dworu dysponowali kwotą około 45.000 tymfów każdy. Była to w owym czasie suma wystarczająca na zakup w Wielkopolsce samodzielnej średniej wielkości wioski.

W Archiwum Archidiecezjalnym Poznaniu na mikrofilmie 2261, w aktach parafii Białężyno znajduje się pod datą 23. listopada 1753. roku zapis o uroczystości chrztu, w którym Ignacy występuje w charakterze ojca chrzestnego. Świadczy to niewątpliwie o stałej obecności Ignacego w tych okolicach, bowiem do tej godności, tak jak i dzisiaj – nieznajomych raczej nie zapraszano.

Jest to przesłanka pozwalająca domniemywać, że już w owym czasie jego starszy brat, Jan Krzysztof był dzierżawcą tej wsi (fakt ten jest potwierdzony w „Tekach Dworzaczka” dopiero w 1754. roku), zaś Ignacy dzielił swój czas pomiędzy gościnę u brata, a pobytami u matki w niedalekim w końcu Raczkowie (19 km na zachód w linii prostej).

Jest bardzo prawdopodobne, że w czasie kolejnych odwiedzin brata w Białężynie, poznał wdowę Kąsinowską z córkami i kolejne bytności były jedynie pretekstami, aby odwiedzać Nieszawę, dokąd jeździł w konkury. Bowiem rok 1755. przynosi w „Tekach Dworzaczka” następującą informację:

„Joanna Dziembowska córka zmarłego Konrada ze zmarłej Ewy Bojanowskiej, wdowa po Chryzostomie Kąsinowskim, dziedziczka dóbr Nieszawa w powiecie poznańskim, dobra te Ignacemu Ostenowi, synowi zmarłego Jana Ostena z Ludwiki Rydzyńskiej za 40.000 złp. sprzedaje. Justyna z Kąsinowskich żona Ignacego Ostena, córka zeznającej dostaje 15.000 złp. posagu (f. 29v).”

{A.P. P-ń, stara sygn. Poznań Gr. 1315, f. 29v}

Wynika z powyższego, że kontrakt kupna – sprzedaży Nieszawy został zrealizowany po uprzednim ślubie, a że wpisy o małżeństwach w LIBER COPULATORUM ksiąg metrykalnych Białężyna rozpoczynają się dopiero z dniem 12. maja 1755. roku, ich ślub musiał mieć miejsce przed tą datą. W tej sytuacji nie będzie błędem oznaczenie terminu tego wydarzenia na przełom lat 1754/55.

Kąsinowscy pieczętowali się najsławniejszym herbem wielkopolskim: Nałęczem, którego według Niesieckiego używało w Rzeczypospolitej ok. 142. rodzin. O Kąsinowskich pisze Teodor Żychliński na stronie 156, w roczniku szóstym swej „ZŁOTEJ KSIĘGI SZLACHTY POLSKIEJ”, co następuje:                                

                                               „Kąsinowscy herbu Nałęcz

Potężny ród Nałęczan, wywodzący się od udzielnych niegdyś książąt na Pomorzu, należy bezwątpienia do najstarszych i najznako­mitszych w Polsce. Postradawszy gniazdową Człopę, a otrzymawszy w zamian od Piastów przy końcu XII stulecia Czarnków w Wielkopolsce, rozsiadł się na całym obszarze ziemi pomiędzy tą dzielnicą a Szamo­tułami i Ostrorogiem, dzierżąc liczne w około tych trzech najważniej­szych siedzib rozłożone włości.

Podczas gdy główny ród chorągiewnych panów przybrał od Czarnkowa, Szamotuł i Ostroroga nazwy Czarnkowskich, Szamotulskich i Ostrorogów, nazwy wsławione i wiekopomne w dziejach Rzeczypospolitej, potomkowie bocznych gałęzi, ale niewąt­pliwie tego samego szczepu, poczęli z czasem także od dziedziczonych swych majątków przybierać odpowiednie nazwy. W ten sposób powstały w początkach XV wieku między innemi domy Nałęczów, Żydowskich, Obrezierskich, Rostworowskich i Kąsinowskich, od wspólnego pochodzące protoplasty, Jakóba Nałęcza, pana na Żydowie, Rostworowie, Obiezieczu, Bytyniu, Sarbi, Kąsinowie, Psarskiem, Obrzycku, Przecławiu, Słopanowie, Zajączkowie i innych wsiach okolicznych. W jakim stosunku pokrewieństwa stał ów Jakób do Szamotulskich, niepodobna dziś ozna­czyć, wszakże tożsamość godła herbowego i okoliczność, że wszystkie zwyż wspomniane majętności jakby wieńcem otaczają prastary gród sza­motulski, pozwala twierdzić napewno, że ich dziedzic był jedną z la­torośli tego wielkiego szczepu. Miewali też członkowie tej gałęzi Nałęczów ciągłe czynności sądowe z Szamotulskimi, a jeszcze przy koń­cu XVII wieku jeden z Kąsinowskich, umierając, mianował Ostroroga i Szamotulskiego, jako stryjców klejnotnych, opiekunami swych dzieci.

I. Gałąź starsza, kasztelańska.

A. Odnoga najstarsza.

Piotr Kąsinowski (IX pok.), dziedzic Kobylnik i Słopanowa, ożeniony z Maryanną Magdaleną Gorzeńską z młodszej gałęzi Ostrorogów, pozostawił z niej córkę Zofię za Janem Dembowskim herbu Pomian i czterech synów. Z tych: Ludwik umarł młodo; Jan był towarzyszem chorągwi pancernej starosty czorsztyńskiego, posiadał zaś dobra Słopanowo; z Joanny Rozbickiej, która sdo voto wyszła za Bogusława Żychlińskiego, pozostawił córkę Petronellę, dziedziczkę Słopanowa, który to majątek wniosła mężowi, Andrzejowi ze Skrzypny Twardowskiemu herbu Ogończyk. Trzeci: Chryzostom dziedzic Nieszawy, ożeniony z Joanną Bogumiłą Dziembowską, córką_Krystyana i Ewy z Bojanowskich, miał z nią także tylko dwie córki: Joannę i Justynę (I.P. 1747 V I.f.338)  z których druga poślubiła Ignacego Ostena  (von Osten - Sacken) i wniosła mu Nieszawę (I.P. 1755 V. 1I f.32).

Czwarty wresz­cie syn Piotra i Maryi Magdaleny z Gorzeńskich: Piotr Kąsinowski (X pok.) dziedzic części Kobylnik, Pomorzan Kościelnych i Parczewa, dwóch ostatnich kupionych od Francisz­ka Gorzeńskiego, spłodził z Anną Dobiejewską herbu Wczele syna Fran­ciszka i córkę Katarzynę za Maciejem Frezerem herbu własnego. Piotr Kąsinowski sprzedał Kąsinowo kasztelanowi Karolowi Władysławowi Kąsinowskiemu.

Justyna musiała się urodzić krótko po roku 1730., bowiem od wiosny 1748. jest wyjątkowo wziętą w Nieszawie matką chrzestną; mówią o tym księgi metrykalne Białężyna, a mianowicie:

·        27. marca 1748. jest matką chrzestną Adama, syna Michała i Rozalii z Nieszawy. Brak nazwiska świadczy, że byli to poddani jej matki,

Prawo kanoniczne nie wyznaczało dolnej granicy wieku matki chrzestnej, ale należy przypuszczać, że starano się w tym względzie stosować granicę określoną przez zwyczajowe prawo cywilne, z czego można wnosić, że w 1748. Justyna musiała liczyć około 16 – 18 lat, gdyż do 1768. roku kobieta osiągała lata „sprawne” właśnie w wieku 18. lat. Była, więc z pewnością, jeżeli nie rówieśnicą Ignacego, to w każdym razie różnili się wiekiem nie więcej aniżeli o rok. Przy czym wbrew twierdzeniom prof. W Dworzaczka o „akatoliku” Ignacym, to właśnie Justyna Kąsinowską określona jest tym terminem w księdze chrztów kościoła w Białężynie przy okazji wpisu do „Liber Baptisatorum” narodzin ich syna Stefana Floriana {A.Arch. P-ń, akta parafii w Białężynie, mkf. 2261}, co jak widać nie przeszkadzało jej wypełniać hurtowo roli matki chrzestnej w kościele katolickim.

Ignacy nabywając Nieszawę, położoną ok. 9. km na północ od Murowanej Gośliny i około 35. km w tym samym kierunku od Poznania, zrobił niewątpliwie dobry wybór. Wieś leżała w pobliżu lokalnych rynków zbytu, gdyż oprócz wymienionej wyżej Murowanej Gośliny, mógł swoje produkty dostarczać również na rynki w Obornikach, Skokach i Rogoźnie, a w zasięgu ówczesnych środków transportu leżały też Szamotuły i oczywiście największy ośrodek – Poznań. Omówione we wstępie ożywienie gospodarcze Wielkopolski było z pewnością odczuwalne i w jego gospodarstwie, a z pewnością wykorzystał koniunkturę, o czym zaświadczają jego dalej omówione operacje finansowe. Początek jednak był z pewnością nie najłatwiejszy, bowiem jak wynika z „Tek Dworzaczka” mimo kontraktu przewidującego zapłatę teściowej kwoty – po odliczeniu posagu żony – 25.000 złp., wpłacił jedynie 15.000, wynika to z następującej notatki:

„Ignacy de Sakiny Osten syn zmarłego Jana de S.O. z Ludwiki z Rydzyńskich, dziedzic Nieszawy w powiecie poznańskim, Joannie Dziembowskiej, wdowie po Chryzostomie Kąsinowskim zap. [zapłacił] 15.000 złp. (kupił był od niej Nieszawę w bieżącym roku) (f. 70v). Stefan Dziembowski syn zmarłego Konrada [ prawdopodobnie brat Joanny był świadkiem tej zapłaty].”

{A.P. P-ń, stara sygn. Poznań Gr. 1315, f. 70v}

Terminu oraz sposobu uregulowania pozostałych 10.000 złp. nie znamy, ale z pewnością w kolejnych latach wywiązał się z zaciągniętego zobowiązania. Z późniejszych czasów dotarły do nas niestety jedynie niektóre, a i to niepełne informacje o jego operacjach finansowych, i tak według „Tek Dworzaczka” w 1764.:

„Bogusław Przystanowski syn zmarłego Aleksandra Przystanowskiego i zmarłej Katarzyny z Zeydliców, kwituje Ignacego de Sakin Ostena, dziedzica dóbr Nieszawa w powiecie poznańskim (f. 290).”

{A.P. P-ń, stara sygn. Poznań Gr. 1338, f. 290}

z czego wynika, że musiał przypuszczalnie zwracać zaciągniętą uprzednio pożyczkę, zaś w 1775.:

„Ludwik Przystanowski w imieniu swoim i brata rodzonego Mikołaja Przystanowskiego jako jego plenipotent do windykacji spadku po ich bracie rodzonym Zbigniewie, zmarłym biskupie, kwituje Ignacego Ostena, dziedzica Nieszawy (f. 336). Mikołaj Przystanowski porucznik wojska pruskiego (f. 342).”

{A.P. P-ń, stara sygn. Poznań Gr. 1352, f. 336 i 342}

Najbliższe lata przyniosły Wielkopolsce - w ślad za sytuacją polityczną całej Rzeczypospolitej - napięcie wewnętrzne, którego finałem było zawiązanie nieszczęsnej w historii kraju, Konfederacji Barskiej. Tok tych wydarzeń został ogólnie omówiony we wstępie do historii tego pokolenia, lecz przy osobie Ignacego należy do tych wydarzeń powrócić z uwagi na postać pierwszego przywódcy tego ruchu na terenie Wielkopolski; był nim, bowiem Wojciech Rydzyński, wuj Ignacego i przyrodni brat jego matki, Ludwiki Barbary. Jego szczegółowy biogram znajduje się w tomie 33. „Polskiego Słownika Biograficznego”, na stronach 457-9. Natomiast Wacław Szczygielski w swej książce „Konfederacja barska w Wielkopolsce. 1768 – 1770.”, następująco opisuje jego działania:

„Inicjatywę pierwszy podjął stolnik poznański Wojciech z Werbna Rydzyński. Urodzony około 1720 r. był w początkach konfederacji barskiej w sile wieku męskiego. Pochodził z zamożnej rodziny wielkopolskiej. Posiadał w województwie poznańskim i kaliskim szereg majątków, jak: Jeżewo, Frasunek, Werbno, Wroniny, Wycisławę, Jaworzę, miasteczko Wyrzysk, a od r. 1766 trzymał w wyderkowej posesji od Antoniego Gorzeńskiego Dobrzycę z przyległościami. Żona Marianna Teresa z Rogalińskich, wniosła mu w wianie znaczną fortunę.”

„W obozie pod Dębicami nastąpiło 9 czerwca uroczyste zawiązanie konfederacji. Miała ona charakter na wskroś wojskowy. Wojciech Rydzyński został obrany „„marszałkiem związku wojska partii wielkopolskiej””, a więc marszałkiem czyli regimentarzem, oddziałów wojskowych.

W akcie dębickim w sposób wyraźny zobowiązano się do „„wsparcia konfederacji barskiej i halickiej … tudzież podolskiej, napiętnowano naruszenie praw fundamentalnych i kardynalnych w czasie ostatniego interregnum oraz poniżenie wiary katolickiej na ostatnim sejmie.”” 

Oddział Rydzyńskiego zaskoczony 14 czerwca pod Krotoszynem przez nieco liczniejsze wojska rosyjskie został całkowicie rozbity i zmuszony do przekroczenia pod Zdunami granicy śląskiej, gdzie pod naciskiem pościgu Rosjan uległ rozproszeniu. Natomiast Rydzyński:

„Zaraz po katastrofie zduńskiej znalazł schronienie u jakiegoś grafa w Miliczu, ale niebawem został aresztowany przez komendanta tamtejszego garnizonu v. Bohlena. Z tego właśnie powodu konfederaci zbierający się w Wieluńskim i Sieradzkiem nie mogli się doczekać swego marszałka. Rydzyński prosić musiał następnie króla pruskiego o przebaczenie, które też wspaniałomyślnie otrzymał po uprzednim złożeniu 1000 dukatów jako kary czy też może kaucji. Po otrzymaniu decyzji z Berlina v. Bohlen na początku lipca wypuścił Rydzyńskiego, który zdążył jeszcze przed ścisłą blokadą przybyć do Krakowa. Nie zastał tam już Żukowskiego, ale z resztą Wielkopolan wziął udział w obronie miasta. Po kapitulacji dobrze ukryty uniknął niewoli nie odnaleziony, mimo skrupulatnych poszukiwań i kilkakrotnego przetrząsania całego miasta, podczas gdy dwaj jego koledzy, Piotr Potocki, marszałek sandomierski, odkryty w klasztorze, a Michał Czarnooki, marszałek krakowski, wyciągnięty z trumny, powędrowali na Sybir.”

„Kilkudniowa zabawa w marszałka konfederackiego jak współcześni złośliwie wyrażali się o imprezie Rydzyńskiego, kosztować go miała 10 000 dukatów, nie licząc strat poniesionych przez wojsko i kraj. Opuszczając Śląsk pożyczyć miał jeszcze poważniejsze sumy pod zastaw swych majątków.”

Niestety nie wiadomo czy Ignacy wplątał się w awanturnicze i całkowicie wojskowo nieodpowiedzialne poczynania swego wuja, czy też zachował się neutralnie - pozostając w domu. W marcu tego roku przyszedł na świat jego najmłodszy syn, Longin Kazimierz, wobec jednak ilości potomstwa zrodzonego z jego małżeństwa, samo to wydarzenie nie byłoby z pewnością wystarczającym powodem rezygnacji z dołączenia do konfederatów, należy natomiast przypuszczać, że rozsądna miejscowa szlachta, zajęta przeżywającą ożywienie gospodarką, podchodziła do haseł i czynów konfederackich niechętnie, a w każdym bądź razie z dużą rezerwą. Przy takim podejściu Wielkopolan nie było też atmosfery gloryfikującej uczestników tego nieprzemyślanego zrywu wojskowego, a przeciętnie lepsze wykształcanie i rozeznanie w aktualnej sytuacji politycznej wpływało na świadomość dysproporcji sił wojskowych i bezsens wszczynania wojennych awantur z przeważającymi siłami wojsk rosyjskich i pruskich.

W kolejnych latach księga chrztów Białężyna, przynosi dalszy szereg informacji o uczestnictwie Justyny w charakterze matki chrzestnej w Nieszawie. Wpisy takie zamieszczone są w sierpniu 1772. roku, oraz 15. sierpnia 1779., w trakcie którego rodzicami chrzestnymi byli Justyna wraz z nieletnim synem Teodorem.

W międzyczasie 26. listopada 1775. roku odbył się również w Raczkowie chrzest syna miejscowego ekonoma, w którym uczestniczyli w charakterze rodziców chrzestnych Ludwika Barbara Osten wraz z synem Ignacym.

W 1785. roku „Teki Dworzaczka” przynoszą poniższą wiadomość:

„Ksiądz Aleksander, kanonik regularny laterański, prałat wysocki, Wojciech, Andrzej, bracia m.s. [?] Zbyszewscy, synowie zmarłego Walentego Zbyszewskiego z Elżbiety Trąmpczyńskiej w imieniu swoim i Józefa Zbyszewskiego brata swego małoletniego z I [jednej strony] i Ignacy Osten z II [drugiej strony] zawarli w dniu 01.07.1780. kontrakt na sprzedaż odziedziczonej po ojcu wsi Gorzyce w powiecie Pyzdry za sumę 61.000 złp. (f. 353).”

{A.P. P-ń, sygn. Pyzdry Gr. 81, f. 353}

Należy przypuszczać, że oblatowanie tego kontraktu nastąpiło z pięcioletnim opóźnieniem, gdyż w przeciwnym wypadku niezrozumiałe byłoby odnotowanie tej transakcji w aktach grodzkich dopiero w wymienionym roku w sytuacji, gdy te same Gorzyce, Ignacy zastawił matce już w 1780. roku, o czym mówią również „Teki Dworzaczka”, następująco:

„Ludwika z Rydzyńskich, wdowa po zmarłym Janie Ostenie, chorążym chełmińskim z I [jednej strony] i Ignacy Osten ich syn, [zawarli] kontrakt zastawny wsi Gorzyce w powiecie Pyzdry; Ignacy Gorzyce matce swej za 40.000 złp. zastawia (f. 508).”

{A.P. P-ń, sygn. Poznań Gr. 626, f. 508}

Z powyższych dwóch wiadomości można odnieść wrażenie, że Ignacy z niejasnych dla nas przesłanek, zakupił tę wieś na polecenie i za pieniądze swej matki, gdyż w przeciwnym wypadku zakup ten byłby całkowicie pozbawiony sensu. Nasuwa się jednak pytanie, dlaczego Ludwika Barbara nie chciała sama wystąpić, jako nabywca, pamiętając, że w 1747. zakupując Raczkowo nie natrafiała na żadne formalne przeszkody? Domysły, że zastaw ten był ukrytym dofinansowaniem syna ze strony matki, która dysponowała w owym czasie gotówką po sprzedaży w 1777. Raczkowa, jest chyba wnioskiem zbyt daleko idącym. Nie mniej, Gorzyce pozostały własnością Ignacego, a perypetie z nimi były prawdopodobnie o wiele bardziej skomplikowane, aniżeli ma to odzwierciedlenie w cytowanych dokumentach, bowiem „Teki Dworzaczka” informują kolejno o następnych związanych z tą wsią transakcjach, a mianowicie:

„Ignacy Osten syn zmarłego Jana z Ludwiki Rydzyńskiej z I [jednej strony] i Maciej Nowina z Brudzewa Mielżyński, starosta wałecki, kawaler orderu św. Stanisława i Kawaler Maltański z II [drugiej strony] w Miłosławiu w dniu 18.07.1782. spisali kontrakt sprzedaży wsi Gorzyce w powiecie Pyzdry s.v. 1.000 zł. węg [?] (f. 95) za 72.000 złp. (f. 95v).”

{A.P. P-ń, sygn. Pyzdry Gr. 76, f. 95 i 95v}

w sytuacji, gdy w 1787. roku:

„Jadwiga Przespolewska, wdowa po zmarłym Józefie Bętkowskim, kwituje Ignacego Ostena obecnego dziedzica wsi Gorzyce w powiecie Pyzdry z 1.000 zł. prowizji od kapitału 50.000 zł. na Gorzycach zabezpieczonego(f. 838) .”

{A.P. P-ń, sygn. Pyzdry Gr. 79, f. 838}

Wyjaśnienie tej dość zawikłanej sytuacji wymagałoby kwerendy specjalisty od stosunków własnościowych końca XVIII. wieku, na dodatek biegłego w odczytywaniu wpisów w aktach grodzkich, który prześledziłby kompleksowo wszystkie zapisy dotyczące tej wsi od roku 1780. i jednocześnie rozwikłał rzeczywiste stosunki własnościowe, uwzględniające zaciągnięte zobowiązania finansowe pod jej zastaw. Byłoby to jednak wyjaśnienie wyłącznie operacji finansowych Ignacego, mające jedynie pośredni wpływ na jego dalsze losy.

W międzyczasie – w 1781. roku – zawarł Ignacy układ, bliżej przez prof. Dworzaczka nie sprecyzowany, z rodziną swej żony, jak można się domyślać dotyczący jej udziału w rodzinnym spadku:

„Ignacy Osten, chorążyc chełmiński w imieniu swoim i żony Justyny z Kąsinowskich, córki zmarłego Chryzostoma Kąsinowskiego z Joanny Dziembowskich z I [jednej strony] i August Dziembowski w imieniu swoim oraz ojca Stefana Zygmunta i stryja Bogusława Dziembowskich oraz Władysław Dziembowski w imieniu swoim i ojca Zygmunta Dziembowskiego, a także Maksmilian Złotnicki w imieniu swoim i swej żony Joanny z Dziembowskich i Jana Złotnickiego bratanka swego z II [drugiej strony] [zawarli] układ (f. 291).”

{A.P. P-ń, sygn. Poznań Gr. 627, f. 291}

W kolejnym 1784. roku, Ignacy wypłacił swemu przyrodniemu bratu, Janowi (Krzysztofowi) kwotę 8.000  złp. zapisaną mu w 1783. przez Ludwikę Barbarę w aktach grodzkich Gniezna, co dowodzi bezpośrednio, że był wykonawcą decyzji finansowych matki. Znajduje to potwierdzenie w późniejszej wypłacie kwoty 5.000 złp. zapisu testamentowego matki, jego siostrzenicy - Ludwice Wierzchleyskiej, zamężnej Przeradzkiej. Mówią o tym „Teki Dworzaczka”:

Bonawentura Przeradzki i Ludwika Wierzchleyska, córka zmarłej Antoniny z Ostenów Wierzchleyskiej i spadkobierczyni zmarłej Ludwiki z Rydzyńskich Ostenowej, chorążyny chełmińskiej, a Przeradzkiego żona, kwituje Ignacego Ostena z 5.000 zł. (f. 113v)”

{A.P. P-ń, sygn. Poznań Gr. 636, f. 113v}

Na początku historii Ignacego została poruszona kwestia organizacji wykształcenia jego potomstwa i wagi, jaką do tego przykładał; świadczy o tym następujący zapis z 1784. roku w aktach parafii Białężyno {A.Arch. P-ń, akta parafii w Białężynie, mkf. 2261}:

„26. listopada zmarł szlachetny Wojciech Mindakowski, niegdyś nauczyciel synów [możliwe jednak: „dzieci”] Wielmożnego Ignacego Ostena, dziedzica Nieszawy. Opatrzony sakramentami świętymi został pochowany na cmentarzu wschodnim.”

Ignacy z Justyną mieli, bowiem nader liczne potomstwo, wiadomo dzięki zapisom metrykalnym Białężyna o dziewięciorgu dzieci urodzonych pomiędzy latami 1758, a 1768, w tym sześciu synach, z których lat dojrzałych doczekało jedynie trzech. W rzeczywistości – uwzględniając coroczną ciążę żon - dzieci było prawdopodobnie więcej w związku, z czym należy sądzić, że zacytowany zapis dokonany w „kuchennej łacinie” dotyczy nauczyciela nie tylko synów, ale również niektórych córek, które jeżeli tylko przysłuchiwały się lekcjom braci, prawie automatycznie same nabywały określoną dozę wykształcenia. Jest to jednak wyłącznie domniemanie.

O zażyłości rodzinnej była już mowa, nieliczne siłą rzeczy dokumenty, potwierdzają oczywiście jedynie ważne uroczystości rodzinne, których udokumentowanie przetrwało do naszych czasów. Z pewnością kontakty z matką mieszkającą w Raczkowie, a także bratem i siostrami były utrzymywane w zależności od pór roku i obowiązków związanych z prowadzonym przez Ignacego gospodarstwem, ale w niedalekiej wsi Gądecz położonej na terenie parafii Łopienno (5. km na południe od Janowca Wlkp.) gospodarzyło małżeństwo stryjecznego brata Justyny, Franciszka i Franciszki Kąsinowskich, z którymi niewątpliwie również wymieniano wizyty rodzinne. Ostatnim zanotowanym wspólnym wystąpieniem Ignacego i Justyny było pełnienie godności rodziców chrzestnych w trakcie chrztu, w Białężynie, o czym mówi LIBER BAPTISATORUM tej miejscowości:

„W dniu 07.08.1787. r. w Białężynie odbyła się ceremonia chrztu urodzonej w dniu 25.07. t.r. córki Szlachetnego Pana Jana Rynarzewskiego posesora wsi Białężyn i Uchorowo oraz Katarzyny z Raczyńskich, która otrzymała na chrzcie imiona Anna Zuzanna. Rodzicami chrzestnymi byli Szlachetny Pan Ignacy Osten, dziedzic i posesor wsi Nieszawa oraz jego żona Justyna z Kąsinowskich.

{A. Arch. P-ń, mikrofilm sygn. 2261}

Nie wiadomo jak przebiegały ostatnie lata życia Ignacego, można przypuszczać, że zmarł niespodziewanie w wieku niespełna 58. lat, gdyż z roku jego śmierci pochodzi uprzednio już cytowany dokument o wypłacie siostrzenicy – Ludwice Wierzchleyskiej, zapisu testamentowego matki. Zmarł w dniu 25. lipca 1790, w Nieszawie i został pochowany w krypcie zakonu Franciszkanów w Obornikach. Mówi o tym następująco zapis przechowywany w Archiwum Archidiecezjalnym w Poznaniu, akta parafii w Białężynie, mikrofilm 2261, jednostka 7/3:

“Rok 1790. Nieszawa

25. lipca zmarł w Nieszawie Szlachetny Wielmożny Ignacy de Saken Osten, właściciel dóbr Nieszawa i został pochowany w Krypcie Konwentu Franciszkanów w Obornikach.”

Miejsce jego pochowania opisane jest w „KRONICE WIELKOPOLSKIEJ” Nr 4 (75), rocznik 1995, w artykule Bolesława Krzyślaka pt. „Zapomniany klasztor Franciszkanów Konwentualnych w Obornikach”, z którego warto przytoczyć istotne fragmenty:

„Niedaleko rynku w Obornikach, na prawym brzegu Warty, w miejscu bardzo malowniczym, położony jest dawny budynek klasztoru franciszkań­skiego, nazywany dziś „klasztorkiem”. Nieduży gmach, o wymiarach 39,5 x 12 m. jest pozostałością jednego z czterech istniejących w naszym województwie klasztorów franciszkanów konwentualnych, obok takich zes­połów, jak gnieźnieński, poznański i śremski.

Franciszkanie przybyli do Obornik przed 1292 r. Osiedlili się na obrzeżach miasta lokacyjnego, nad Wartą. Średniowieczne dzieje obornickiego konwentu są mało znane. Jego obecność w Obornikach potwier­dzają źródła pisane dopiero w wieku XV, kiedy wymienia się imiona kil­ku miejscowych gwardianów.

Z 1426 r. pochodzi pierwsza wzmianka o wez­waniu kościoła poświęconego św. Maciejowi - ecclesia conventualis s. Mathie in Oborniky. Najwcześniejsze założenie klasztorne nie zachowa­ło się, ponieważ uległo zniszczeniu podczas pożaru miasta w 1550 r.

Odbudowany po kolejnych pożarach konwent obornicki nie przetrwał do naszych czasów w całości. Zachowane skrzydło jest jedynym świadectwem obecności oo. Franciszkanów w Obornikach.

W dotychczasowej literaturze przyjmuje się, że murowane budyn­ki kościoła z klasztoru franciszkańskiego powstały w 1768 r. Najnowsze ustalenia pozwalają uściślić czas powstania istniejącego budynku klasztornego na lata 1763 - 1768 - jako południowego skrzydła zamie­rzonego założenia trójbocznego. Czwarty bok wirydarza tworzył kościół pod wezwaniem św. Macieja, pochodzący z lat 1722 - 1725, remontowany w okresie 1759 - 1763.”

„Druga część klasztoru, południowa, była w trakcie budowy. Muro­wane fundamenta były głębokie na. 9 łokci, a szerokie na 4 łokcie. Po­równanie tekstu opisu z inwentaryzacją budynku istniejącego pozwala na identyfikację prowadzonych wówczas prac jako budowę piwnicy, która nie została jeszcze sklepiona.”

„Rozkaz gabinetowy króla pruskiego nakazywał, „żeby klasztor męs­ki franciszkanów w Obornikach zabrany był, a znajdujące się w nim personale wraz z funduszami klasztornymi aby do klasztoru tegoż zakonu w Poznaniu przeniesione zostało”. Zakonników nakazano przenieść do Poz­nanie, a budynki przekazać miejscowym władzom świeckim. W 1818 r. zmarł ostatni gwardian obornickiego zakonu. Na przełomie września i paździer­nika tego roku przyjechał do Obornik gwardian franciszkanów poznańskich, o. Daniel Sarnecki, w celu przejęcia całości spraw klasztornych. Okaza­ło się, że nie mógł odprawić mszy, ponieważ burmistrz nie zezwolił na otwarcie kościoła. Dopiero w listopadzie urząd ziemski w Obornikach otrzymał od Regencji informację, że miejscowy proboszcz może przejąć sprzęty obornickich franciszkanów. Z cytowanych tu przekazów historycz­nych wynika, że kościół franciszkański istniał jeszcze w 1818 r., a nie jak dotychczas przyjmowano, iż spłonął podczas pożaru miasta w 1814 r. Kościół został rozebrany, a drewno z rozbiórki przekazano mias­tu.

 Dekretem królewskim z 13 listopada 1821 r. obornicki klasztor został przekazany miejscowej gminie ewangelickiej.”

Z cytowanego opisu wynika, że miejsce pochówku Ignacego nie zaznało spokoju, a krypta, w której złożono jego trumnę, albo została zasypana i jest dzisiaj niedostępna, albo też złożone tam trumny przeniesiono na któryś z miejscowych cmentarzy i pamięć o miejscu jego ostatecznego pogrzebu uległa zapomnieniu. Natomiast w sprawie daty śmierci Justyny kwerenda dotychczas nie przyniosła rezultatu, w każdym bądź razie wiadomo, że zmarła po czerwcu 1791. o czym świadczy umowa zawarta wtedy przez jej synów na sprzedaż Nieszawy, z której pośrednio wynika, że wówczas zaliczała się jeszcze do żyjących.

Z małżeństwa Ignacego z Justyną z Kąsinowskich pochodzą wszyscy następni potomkowie rodziny. Dzięki zachowanym, ale niestety niekompletnym dokumentom, znamy następujące ich dzieci:

1. Teodor Franciszek Ksawery, urodzony w Nieszawie, przed chrztem, który miał miejsce w dniu 11.12.1762.; ożenił się 28.01.1792. z Konstancja Dąmbską; zmarł 02.06.1850. w Trzemesznie.

2. Longin Kazimierz, urodzony w Nieszawie, przed dniem chrztu w dniu 22.03.1768; ożenił się przed 1793. rokiem z Wirydianą Loga; zmarł nagle w dniu 02.09.1809. w Potrzanowie.

3. Stefan Florian, urodzony w Nieszawie, przed dniem chrztu, który miał miejsce w dniu 04.01.1758; zmarł przypuszczalnie w niemowlęctwie, bowiem jego osoba w żadnych dokumentach związanych z Ignacym nie występuje.

4. Wojciech Seweryn Ignacy, urodzony w Nieszawie, przed dniem chrztu, który odbył się w dniu 26.09.1758; zmarł w dzieciństwie, albo jest to poświadczony dokumentami „Ignacy”.

5. Jan Ignacy Kazimierz, urodzony w Nieszawie, przed dniem chrztu w dniu 03.03.1766; dalsze jego losy analogiczne do poprzednika z p. 4.

6. Helena, urodzona prawdopodobnie w Nieszawie przed dniem chrztu, który odbył się 08.06.1760 w Raczkowie; zmarła we wczesnym dzieciństwie, bowiem analogicznie do Stefana Floriana nie zachowały się żadne dokumenty poświadczające jej dalszą egzystencję.

7. Petronela Maria Aniela, urodzona w Nieszawie w dniu 02.08.1764, ochrzczona w dniu 26.08. tego roku, zmarła przypuszczalnie w dzieciństwie.

8. Teofila, urodzona w niewiadomym czasie, przypuszczalnie w Nieszawie, gdzie zmarła w dniu 06.02.1763., pochowana w kościele w Uchorowie.

9. Józefata, urodzona około 1762. roku, prawdopodobnie w Nieszawie, zmarła 20. letnią panną w dniu 24.02.1782. w Wysocku Wielkim, pochowana w kościele Zakonu Reformatów w Kaliszu.

JAN KRZYSZTOF                                                                                            KOD: V.7.

éok. 1717-1719    25.01.1790.

Niejasności i domniemania związane z osobą matki Jana Krzysztofa oraz przypuszczalną datą jego urodzenia, zostały przedstawione przy omawianiu kwestii małżeństwa jego ojca, Jana Krystiana.

Jednakowoż przy próbie rekonstrukcji jego losów niezbędne jest powrócenie do tego tematu i rozważenie wszystkich - niestety nadzwyczaj nielicznych - wiadomości, które do naszych czasów przetrwały. Otóż najistotniejszą wskazówką dotyczącą daty jego urodzenia jest wymienione przez prof. W. Dworzaczka {Historia szlacheckich rodzin Wielkopolski, „OSTENOWIE, OSTEN-SACKEN h. WŁASNEGO”, praca w rękopisie, w zasobach Biblioteki w Kórniku} manifestowanie przeciwko testamentowi ojca, o czym wiadomo z kasacji tego manifestu {A.P. P-ń, sygn. Wałcz Gr. 52, k 79}. Według tomu II. ENCYKLOPEDII STAROPOLSKIEJ, opracowanej przez Aleksandra Brückner’a:

„Manifest, wniesienie zażalenia przed sąd w sprawie krzywdy osobistej z zapowiedzią dalszego postępowania sądowego, a więc rozpoczęcia kroków sądowych, albo w sprawie publicznej przeciw nielegalnej (wedle myśli protestującego) uchwale sejmowej czy jakiej innej władzy, własnej lub obcej. Manifestem przerywano przedawnienie, ale ważność jego upadała, jeśli nie nastąpił w ciągu roku pozew prawny. Odpowiedź strony przeciwnej była r e m a n i f e s t e m; recesem nazywano odwołanie manifestowania. Urzędnik grodzki czy inny, przyjmujący manifest, zapisywał rzecz podaną wystrzegając się wyrazów obelżywych.”

Złożenie manifestu, nawiasem mówiąc w tym wypadku tożsamego z protestem przeciwko postanowieniom testamentu ojca, wymagało osiągnięcia przez składającego „zdolności do czynności prawnych”, którą jak już wielokrotnie wspominano - nabywano w owym czasie - osiągając „wiek sprawny”, co następowało w chwili ukończenia 18-20 lat. W takim razie musiał się Jan Krzysztof urodzić najpóźniej w grudniu 1719. roku, a więc przyjęcie granicy czasowej jego narodzin w latach 1717 – 1719 można uznać za zasadne. Rozumowanie takie potwierdzone jest wtórnie przez akt zgonu, który w styczniu 1790. roku określa jego wiek na „około 70 lat”, co uzasadnia i pośrednio dokumentuje powyższe rozumowanie.

Z całą pewnością znany jest jego ojciec, natomiast osoba matki była już anonimowa dla kronikarza rodzinnego Kazimierza, dla którego Jan Krzysztof był przecież bratem pradziadka. Jego kronika jest wyjątkowo wstrzemięźliwa w odniesieniu do osoby Jana Krzysztofa, którego zwie zresztą Janem Krystianem II. i pisze o nim tylko jedno zdanie:

 „Ile Jan Krystian pozostawił dzieci tego dzisiaj dojść trudno, tyle pewno podług akt, że miał z pierwszego małżeństwa niewiadomo z kim syna Jana Krystjana, który znowu pozostawił syna Jana Krystjana.”

„Z drugiego małżeństwa z Ludwiką Rydzyńską był nasz pradziad Ignacy.”

Trudność z danymi na jego temat pogłębiona jest poprzez pomijanie jego osoby we wszystkich źródłach niemieckich, które będąc w zasadzie „rodowodami po mieczu”, winny go, jako pierworodnego ujmować na pierwszym miejscu swych zestawień, a w zamian wykazują jedynie młodszego Ignacego, co jest może o tyle zrozumiałe, że to właśnie wyłącznie jego potomkowie przedłużyli polską linię rodziny.

W zapisie kroniki rodzinnej należy jednak podkreślić charakterystyczny zwrot autora „ …tyle pewno według akt, …”, z którego można wnioskować, że piszący względnie ktoś działający na jego zlecenie, miał dostęp do całości dokumentów związanych z rodzicami Jana Krzysztofa i tam znalazł potwierdzenie wiadomości o dwóch żonach Jana Krystiana.

Pozostaje jeszcze do zinterpretowania, stałe określanie w tekstach „Tek Dworzaczka” - spisanych przecież z akt grodzkich - Jana Krzysztofa jako „brata rodzonego” Ignacego, Eleonory i Antoniny. Zawinił tu prawdopodobnie użyty w kontekście określania braci zwrot: „fratrem germanum”, którego pierwszym znaczeniem słownikowym jest: „bracia rodzeni”, a dopiero drugim – według Mariana Plezi: „bracia przyrodni”. Niewątpliwie, pisarze grodzcy – niesondujący przecież rzeczywistych stopni pokrewieństwa stron – zapisywali treść podawaną przez zeznających, ci zaś, aby uniknąć komplikacji, określali się, jako rodzeństwo. Można tylko przypuszczać, że sprawy te po upływie przeszło 11. lat od śmierci Jana Krystiana – pierwszy nam znany dokument, wymieniający Jana Krzysztofa, jako syna jego i Ludwiki Barbary, pochodzi z 1749. roku – wobec poprawnych, a nawet serdecznych stosunków łączących już wówczas rodzeństwo między sobą i wszystkich z matką (macochą) - wydawały się mało istotne. Przyjęcie takiego wyjaśnienia istniejących pozornych sprzeczności, jest możliwe do zaakceptowania. W takim razie należy dalej przyjąć, że Jan Krzysztof po początkowym buncie, wyrażonym manifestem przeciwko ustaleniom testamentu ojca i okresie swojej służby wojskowej, – o czym dalej będzie jeszcze mowa, zasymilował się zarówno z macochą, jak i z jej dziećmi w takim stopniu, że stworzyli zgodną i solidarną rodzinę. Dane jego rzeczywistej matki zostały zaś, albo zapomniane, albo celowo pominięte z przyczyn, których powodów z pewnością nie poznamy. Istnieje rzecz jasna możliwość – przytoczona w życiorysie Jana Krystiana, że jako około 23. letni młodzieniec uwiódł on pannę z dobrego domu, z którą się zgodnie ze zwyczajem musiał ożenić, a która zmarła w wyniku połogu Jana Krzysztofa. Przyjęcie takiego biegu wydarzeń, uzasadniałoby ewentualnie celowe zatarcie w pamięci jego potomstwa niechlubnego fragmentu historii rodzinnej. Niemniej są to wyłącznie luźne, niezobowiązujące supozycje, które nie mają pokrycia w dokumentach, a stanowią jedynie próbę objaśnienia stanu rzeczy, którego faktyczny przebieg jest niewiadomy. Pamiętając natomiast, że jego ojciec, Jan Wigand – zarządzający całością zwartego za jego życia majątku - zmarł około roku 1730., i dopiero wówczas nastąpił podział spadku po nim, można przypuszczać o urodzeniu Jana Krzysztofa w Radawnicy, ale mogło to również nastąpić w każdej innej miejscowości; przy czym najbardziej prawdopodobnym jest nieznany dom matki.

Oczywiście o jego dzieciństwie, młodości oraz edukacji nie dotarły do nas żadne wiadomości. W dniu śmieci ojca, osiągnął – zgodnie z uprzednimi wyliczeniami - wiek około 18.–20. lat, z których w Górznie wraz z ojcem i macochą oraz przyrodnim rodzeństwem spędził prawdopodobnie ostatnie 7 lat, o ile oczywiście Jan Krystian, – na co wszystko wskazuje – uzyskał na stałe tę wieś dopiero po podziale spadku.

Nie znając treści testamentu Jana Krystiana – w aktach grodzkich testament uprawomocniano, ale nie podawano zazwyczaj jego treści – trudno orzec, co było bezpośrednią przyczyną złożonego przez Jana Krzysztofa protestu. Można, co najwyżej snuć domysły, że uważając się za pierworodnego, wszystkie zapisy na rzecz Ludwiki Barbary i jej dzieci uznał za nieuprawnione, a ich pretensje do schedy po mężu i ojcu, za pozbawioną podstaw uzurpację.

Na podstawie dalszego toku wypadków, można przypuszczać, że Jan Krystian zrównał w testamencie obu synów w prawach do majątku, wyznaczając jego wykonawcą Ludwikę Barbarę, jako odpowiedzialną w zarządzaniu nim do chwili osiągnięcia przez młodszego Ignacego wieku, pozwalającego na podjęcie decyzji majątkowych. Córki miały prawdopodobnie zawarowane testamentowo udziały posagowe, o których wiemy, że w wypadku Eleonory wynosił –13.625 tymfów.

I możliwe, że właśnie to odsunięcie przez ojca - dorosłego w swoim mniemaniu i uprawnionego - Jana Krzysztofa od bezpośrednich rządów, które z woli testamentu miała pełnić macocha oraz obligatoryjny okres przynajmniej 15. lat oczekiwania na lata sprawne Ignacego, stanowiły przyczynę jego manifestu.

Z „Tek Dworzaczka” wiadomo, że Jan Krzysztof służył w wojsku króla pruskiego, bowiem pod datą 1749 widnieje następująca notatka:

„Jan de Sakin Osten porucznik wojsk brandenburskich syn zmarłego Jana Krystiana i Ludwiki z Rydzyńskich, mianuje plenipotentem Stanisława Otto Trąmpczyńskiego syna Józefa Trąmpczyńskiego (f. 7).” {A.P. P-ń, sygn. Poznań Gr. 565, f. 7}

Jeżeli w 1749. roku był porucznikiem, co na około 30. rok życia szlachcica było dość niską rangą, można założyć z jednej strony, że ukończył szkołę oficerską lub odpowiadające jej przeszkolenie w Poczdamie, zaś z drugiej, że w szeregi armii wstąpił stosunkowo późno. O organizacji wojska królestwa Prus była mowa w historii jego dziadka Jana Wiganda, ale w tym miejscu, jako uzupełnienie, warto przytoczyć niektóre fragmenty książki Stanisława Salmonowicza pt. „PRUSY” (wyd. „Książka i Wiedza”, W-wa 1998):

[Mowa o panowaniu króla Fryderyka Wilhelma I.(1713-1740)]

„Król pruski wraz z księciem Leopoldem von Anhalt Dessau, właściwym twórcą wyszkolenia armii pruskiej, stworzyli w tych latach sławetny pruski dryl, żelazną, brutalną dyscyplinę armii, i przez lat wiele wpajali podległym wojskom wszystkie te cechy, które przeszły do historii jako cechy pruskiego militaryzmu, cnoty prusactwa. Żelazna dyscyplina uważana ówcześnie za niezbędną nie wykluczała faktu, iż wojsko stanowiło ukochane dzieło życia Fryderyka Wilhelma I, który całymi godzinami ćwiczył swych niebieskich żołnierzy na placach ćwiczeń Poczdamu. Poczdam był uniwersytetem pruskiej armii.”„Zasadnicze znaczenie dla rozwoju pruskiej armii miały nie tylko sukcesy tej epoki w wyszkoleniu, uzbrojeniu i umundurowaniu żołnierzy, lecz może nade wszystko stworzenie nowego, zawodowego korpusu oficerów i korpusu podoficerów. Na podoficerach pruskich – ta tradycja miała trwać w Niemczech niemal do naszych czasów – stała żelazna dyscyplina armii, jednakże po raz pierwszy potrafił Fryderyk Wilhelm I dokonać dzieła zamiany szlachty pruskiej, słynnych junkrów, w zdyscyplinowanych oficerów, wychowawców szkolących swoich żołnierzy. Żelazna dyscyplina obowiązywała bowiem także i oficerów, a jeżeli żołnierz-chłop – oficer-junkier kontynuował podstawowy układ feudalnego ustroju (podobnie jak i tzw. gospodarka kompanijna w wojsku przynosiła nadal oficerom spore zyski), to przecież w sumie armia pruska była już prawdziwie nowoczesną armią, stanowiącą zdyscyplinowany, pewny instrument w ręku władców pruskich.”

„Stąd słynne określenie przypisywane wielokrotnie Mirabeau, a po raz pierwszy użyte przez a-   diutanta Fryderyka II G.H. von Berenhorsta, które stało się klasycznym określeniem roli armii w Prusach: „„Monarchia pruska pozostanie na zawsze nie krajem, który ma armię, lecz armią, która ma kraj, w którym jak gdyby tylko kwaterowała.””

Pod koniec rządów Fryderyka Wilhelma I mawiano ironicznie, iż Prusy mają tylko trzy stany ludności: piechotę, kawalerię i artylerię. Armia wieku XVIII – zgodnie z obowiązującymi doktrynami wojennymi, jak i koniecznościami wynikającymi z ustroju społeczno-politycznego – była w zasadzie armią zawodową, stałą, stosunkowo niewielką liczebnie, a za to wielce kosztowną, bowiem tworzoną do swych zadań skomplikowanym wieloletnim wysiłkiem szkoleniowym”

Na koniec warto przytoczyć uprzednio już zacytowane zdanie z tej samej książki:

„Zawód wojskowy w Prusach uważano za największe nieszczęście, jakie człowiekowi mającemu wykształcenie i nieco uczucia przydarzyć się mogło. Każdy, kto tylko mógł, starał się siebie i dzieci swoje od niego uwolnić.”

Jest to niewątpliwie opinia dotycząca sytuacji w wojsku z okresu rządów Fryderyka Wielkiego, ale z całą pewnością dotyczy również schyłku rządów Fryderyka Wilhelma, to jest tego okresu, w którym Jan Krzysztof realizował swoją decyzję o karierze wojskowej. W świetle takiego obrazu ówczesnej sytuacji, docenić należy młodzieńczą determinację Jana Krzysztofa, który przypuszczalnie nie patrząc na płaconą przez siebie cenę, postanowił zmienić swoje otoczenie.

Co prawda nie wiadomo, kiedy do tego wojska rzeczywiście wstąpił oraz czy zrobił to, tak jak wyżej powiedziano dobrowolnie, czy też został tam wysłany w wieku młodzieńczym przez jeszcze wówczas żyjącego ojca. Wszystko jednak wskazuje na to, że była to jego samodzielna decyzja podjęta po styczniu 1738., bowiem można przypuszczać, że ojciec wysłałby go raczej na dwór saski, gdzie sam służył.

Można również założyć, że kuzyni równolatkowie i ich ojcowie z siedzib po pruskiej stronie granicy, którzy byli obligatoryjnie zobowiązani do analogicznej służby i prawdopodobnie odbywali ją równolegle z nim, początkowo stanowili zachętę i wzór do naśladowania, a później byli pewnie namiastką rodziny, łagodzącą rygory służby.

Twarda szkoła, którą otrzymywał, poznanie obcego świata, oddalenie od reszty rodziny, złagodziły rozgoryczenie, a i sam Jan Krzysztof przeistoczył się z nieopierzonego młodzieńca w dorosłego mężczyznę, patrzącego z trzeźwym i realnym dystansem na zaistniałą sytuację rodzinną. Niewątpliwym efektem tego było przywrócenie normalnych więzi familijnych i puszczenie swoich pretensji w niepamięć, co zaowocowało po dziesięciu latach wspomnianą na wstępie kasacją manifestu. Mówią o tym pod rokiem 1747. „Teki Dworzaczka”:

„Szlachetny Jan de Sakin Osten, syn zmarłego Wielmożnego Jana Jerzego [Jana Krystiana] chorążego J.K.Mci, dziedzica wsi Gorzno, kasuje manifestację przeciwko testamentowi zmarłego ojca, uczynioną 23.12.1737 roku (f. 79).”

{Archiwum Państwowe w Poznaniu, sygn. Wałcz Gr. 52, f. 79}

Pozwoliło to na porozumienie z macochą i wyrażenie – przypuszczalnie wymaganej prawem jego zgody - na wydzierżawienie majątku ojcowskiego, bowiem w 1748. „Teki Dworzaczka” zawierają wiadomość:

„Wielmożna Ludwika Rydzyńska, wdowa po zmarłym Janie Krystianie de Sakin Ostenie, chorążym wojsk koronnych, w imieniu swoim oraz: Jana, Ignacego, Eleonory i Antoniny, dzieci swych z I [jednej strony] i Franciszek Krzyżanowski z II [drugiej strony], [zawarli] trzy letni kontrakt dzierżawy wsi Górzna w powiecie nakielskim (f. 129v) na kwotę 13.250 złp.”

{A.P. P-ń, sygn. Wałcz Gr. 52, f. 129v}

Uprzednio jeszcze w roku 1747., jak opisano w historii Jana Krystiana, wdowa po nim i macocha Jana Krzysztofa, kupiła wieś Raczkowo, dokąd przeprowadziła się na przełomie lat 1747/48 wraz ze swoimi ciągle jeszcze nieletnimi dziećmi. Ten majątek był już wyłączną jej własnością i choć przypuszczalnie znalazł tam swój dom rodzinny również Jan Krzysztof, to do tej wsi nie mógł sobie już rościć żadnych pretensji.

Wydaje się, że wszystkie te lata spędził w wojsku pruskim, skąd – mając pewnie powyżej uszu panujących w nim stosunków, czemu - wobec przytoczonych opisów - oczywiście nie można się dziwić - wyrwał się prawdopodobnie na przełomie lat 1749/50, bowiem w tym ostatnim roku występuje w „Tekach Dworzaczka” w charakterze chorążego:

„Jan de Sakin Osten, chorąży wojska w imieniu swoim oraz Ignacego, Eleonory oraz Antoniny, brata młodszego i sióstr swoich młodszych rodzonych Ostenów, mianuje plenipotentem Idziego podkomorzego JKMci i Franciszka podpułkownika wojska koronnego, stryjów swych de Sakkin Ostenów (f. 30).”     

{A.P. P-ń, sygn. Nakło Gr. 95, f. 30}

Zapis ten nasuwa kilka wątpliwości, a mianowicie:

·   w jakim wojsku Jan Krzysztof wówczas służył i czy przypadkiem pisarz grodzki nakielski nie zamienił porucznika pruskiego, na chorążego?

·   istnieje możliwość, że wyszedłszy ze służby u króla pruskiego, został chorążym wojska koronnego, choć jest to mało możliwe zważywszy na krótki upływ czasu?

·   i wreszcie w jakiej sprawie mianował pełnomocnikami swych stryjów, reprezentując całe swe rodzeństwo, w sytuacji kiedy prawną opiekę nad nieletnimi dziećmi sprawowała niechybnie ich rodzona matka - wdowa?

Są to oczywiście zagadnienia drugorzędne, niemniej ich rozstrzygnięcie wyjaśniłoby kilka aspektów ówczesnej sytuacji rodzinnej, ale dokonać tego mógłby wyłącznie znawca prawa rodzinnego z połowy XVIII. wieku.

Z drugiej strony zapis ten poświadcza utrzymywanie w owym czasie poprawnych stosunków ze stryjami oraz uznanie zarówno przez macochę Ludwikę Barbarę, jak i dorastające już siostry i młodszego brata, prawa Jana Krzysztofa do reprezentowania ich interesów; innymi słowy można założyć, że w tym czasie Jan Krzysztof pełnił rolę „męskiej głowy rodziny”.

Dzierżawa Górzny i Nowego Dworu opiewająca na 3. lata, kończyła się w 1751.po zbiorach, a ponieważ nie ma żadnej wzmianki o jej przedłużeniu można przypuszczać, że Jan Krzysztof, sam albo z dziewiętnastoletnim już wówczas Ignacym, objęli w posiadanie ojcowskie dziedzictwo i przez rok w nim gospodarzyli. W następnym 1752. roku sytuacja dojrzała do radykalnego rozwiązania.

Zważywszy, że obowiązujące prawo nakazywało, aby obrót ziemią i wszelkimi nieruchomościami dokonywany był przez osoby legitymujące się minimum wiekiem 24. lat, zaś Ignacy dopiero 05. października kończył lat 20., dokonano obejścia prawa, zawierając z Augustynem Działyńskim kontrakt na „cesję” Górzny i Nowego Dworu. Pod rokiem 1752. mówią o tym „Teki Dworzaczka”:

„Jan i Ignacy de Sakin Ostenowie synowie zmarłego Jana de Sakin Ostena i Ludwiki z Rydzyńskich w imieniu swoim oraz Eleonory i Antoniny D.[?] sióstr swych rodzonych z I [jednej strony] i Augustyn Działyński wojewoda kaliski z II [drugiej strony] zawarli kontrakt cesji wsi Górzna i Nowydwór w powiecie nakielskim, datowany w Złotowie 22.06. roku bieżącego, s.v. [na kwotę] 109.000 tymfów (f. 81).” {A,P. P-ń, sygn. Nakło Gr. 95, f. 81}

Uzyskane ze sprzedaży pieniądze pozwoliły na usamodzielnienie się obu braci. O ile Ignacy mógł wrócić w każdej chwili do matki, do Raczkowa, to będący w pełni sił męskich Jan Krzysztof, uważający z pewnością, że świat stoi przed nim otworem, chciał z pewnością spróbować samodzielnego gospodarzenia, które nawiasem mówiąc było w ówczesnym społeczeństwie szlacheckim, jedynym godnym prawdziwego mężczyzny zajęciem. Kiedy dokładnie ten zamiar sfinalizował nie wiadomo, istnieją przesłanki, o których była mowa w historii Ignacego, że już w 1753. roku osiadł w Białężynie, ale dopiero w roku 1754. w aktach parafii Łukowo, położonej 13. km na północny-wschód od Wągrowca, znajduje się na to niezaprzeczalny dowód w postaci zapisu, przytoczonego w „Tekach Dworzaczka”:

„28.04.1754. (Żerniki) chrzest Anzelma Wojciecha syna Szlachetnego Wojciecha i Teofili z Brudnickich. Rodzicami chrzestnymi Szlachetny Jan Osten posesor dóbr Białężyn i Szlachetna Antonina Chociszewska.” {A. Arch. P-ń, akta parafii Łukowo}

Wynika z niego, że Jan Krzysztof był raczej dzierżawcą dóbr Białężyno, bowiem określenie „posesor” w odniesieniu do połowy XVIII. wieku miało właśnie takie znaczenie. „ENCYKLOPEDIA STAROPOLSKA” mówi na ten temat, co następuje:

Posiadanie, possessio, różniło się od własności, ale było jej głównym atrybutem, było prawne (civilis) i bez względu na prawność rzeczywiste (naturalia); posiadanie spokojne i nieprzerwane prowadziło do nabycia własności przez dawność, „„bo dawność i złe prawo mającemu napracuje i nie mającemu daje”” (praescripto). Prawo otaczało opieka sam fakt posiadania; …”

„SŁOWNIK GEOGRAFICZNY KRÓLESTWA POLSKIEGO” mówi o Białężynie, co następuje:

„Białężyn, 1) wieś, pow. obornicki; 13 dm., 143 mk. kościół parafialny należy do dekanatu obornickiego. Kościół wspominany w księgach biskupich z r. 1446. R. 1725 wystawiono nowy z rozebranego kościoła w Słomowie, ale bardzo mały kościółek. Przez w. XVII B. Kacykowskich, w przeszłym wieku Mycielskich, potem Kierskich. Do parafii kat. należy filialny kość. w Uchorowie, o którym Liber beneficiorum wspomina w r. 1510. … „

Jego zamieszkanie w tej wsi, w której kościół parafialny swym zasięgiem obejmował m.in. Nieszawę, pozwala ma snucie przypuszczeń o źródle związku Ignacego z Justyną Kąsinowską. Z pewnością młodszy bywał częstym gościem w kawalerskim gospodarstwie starszego brata i tam też, lub w którymś z okolicznych dworów poznał przyszłą żonę.

Jan Krzysztof nie zasiedział się jednak zbyt długo w Białężynie, gdyż dzięki dużo późniejszemu aktowi grodzkiemu, bo aż z 1787. roku, zawartemu w „Tekach Dworzaczka”:

„Tadeusz Baranowski dziedzic dóbr Sobiesiernie, kwituje Józefa i Stefana pułkownika wojsk koronnych, braci rodzonych Szczytnickich, poprzednich dziedziców tych dóbr, z sumy 3.000 złp. Dobra te Jan i Adam Kosiccy, bracia rodzeni – sprzedali w 1754 roku – Janowi Ostenowi (f. 83v).”

{A.P. P-ń, stara sygn. Gniezno Gr. 114, f. 83v}

wiadomo, że już w 1754. był właścicielem dóbr Sobiesiernie, miejscowości położonej 6 km na północ od Wrześni. Nie zerwał jednak swoich związków z Nieszawą, bowiem w aktach parafialnych Białężyna, pod datą 12. sierpnia 1755. widnieje zapis, że wraz z Anną Mleczkówną uczestniczyli w charakterze rodziców chrzestnych, w ówczesnej już stałej siedzibie brata Ignacego.

Następne dwie wiadomości o Janie Krzysztofie, zamieszczone w „Tekach Dworzaczka” dotyczą:

·   sporu względnie procesu z Franciszkiem Przanowskim, którego przyczyn i przebiegu nie znamy, a w którym występował w imieniu swoim i matki Ludwiki,

·   oraz udziału w chrzcie w Bliżycach, należących do parafii Raczkowo, w którym wraz ze swą siostrą Antoniną byli rodzicami chrzestnymi córki jej posesora, Józefa Łubieńskiego, z pewnością zaprzyjaźnionego sąsiada.

Poznając i opisując kolejne dokumenty wymieniające zdarzenia z życia Jana Krzysztofa, mimo ich fragmentarycznego odzwierciedlania jego losów, odnosi się wrażenie, że był to człowiek, którego właściwie charakteryzuje określenie: „niespokojny duch”. W przeciwieństwie do swych przodków, rodzeństwa i matki, których z pewnością określić można, jako ustabilizowanych, Jan Krzysztof zmieniał stale swe zainteresowania i zajęcia, sprawiając wrażenie notorycznego poszukiwacza nowej przyszłości. Według współczesnych nam kryteriów można go uznać za osobnika mobilnego, skłonnego do częstej zmiany zajęć, przy czym nie zaliczał się z pewnością do dobrych ziemian, bowiem mimo omówionej we wstępie koniunktury rolnej w Wielkopolsce, nie utrzymał żadnego z dzierżawionych, ani posiadanych majątków. Już w 1761. roku występuje z kolei, jako komornik ziemski kaliski, co wynika z „Tek Dworzaczka”:

„W dniu 27.06.1762. ochrzczono Justynę Esterę Barbarę [córkę] Szlachetnego Antoniego i Franciszki z Łudzkich, Bogusławskich, wiceregentów grodu inowrocławskiego. Rodzicami chrzestnymi byli Wielmożny Pan Jan Osten, komornik ziemski kaliski i Domicella Wolska, miecznikowa smol. [smoleńska].” {A. Arch. w Gnieźnie, akta parafii Inowrocław}

U schyłku Rzeczypospolitej komornik będący wykonawczym podwładnym podkomorzego, uczestniczył w sądzie podkomorskim właściwym dla danej ziemi i wykonywał jego decyzje w sprawach rozgraniczania dóbr szlacheckich. Aleksander Brückner w swej „ENCYKLOPEDII STARO-POLSKIEJ” podaje następujące objaśnienie tej funkcji:

„Komornik, camerarius, sługa komory pańskiej, obok komorzego był za wysłańca, towarzyszył nadzorując wszelkim przesyłkom, pojazdom, przewodom. Wieś, gdzie komornik stawał, była obowiązana go podejmować, posyłkę (zapasy, towary, jeńców) na własne wozy przeładować i do następnej wsi bez ujmy dostawić; przewodu bez komornika książęcego chłopi nie przyjmowali. Każdy wyższy urzędnik miewał swoich komorników, wojewoda podwojewodziego, starosta podstarościego albo burgrabiego, podkomorzy komornika-geometrę, mierniczego (komornika granicznego) a obok nich komorników-woźnych, choćby chłopów ze wsi, obowiązanych do tej służby. Ustawy łęczyckie przyznawały komornikom starosty, sędziego, podsędków sądzić sprawy do 20 grzywien, wedle ustawy korczyńskiej 1465 r., do 30 grzywien. Zygmunt I  ustanowił komornika  g ó r n i c z g o, jednego na całą Rzpltą, który zawierał układy z gwarkami, wydawał pozwolenia na poszukiwanie i dobywanie kruszców. Komornicy rozwozili listy królewskie, służyli „komorniczą” u króla, ale i u wielkich panów; taki St. Lubomirski miewał ich kilkadziesiąt; młodej zamożnej szlachty, mającej własne powozy, konie, pachołków i służącej dla honoru, do nawiązania stosunków osobistych, posyłanej ze zleceniami do króla i panów, obowiązanej do asystencji p. wojewodzie.”

Nie było to, więc stanowisko czy funkcja, której ranga wzbudzałaby szczególny szacunek w wśród okolicznej szlachty. Nie mniej na miarę Kcyni, Jan Krzysztof należał do elity urzędniczej składającej się wówczas ze szlachty pozbawionej ziemi, tzw. „gołoty”. W uprzednio już podanej gradacji urzędników Rzeczypospolitej, wiceregens należał do najniższej kategorii funkcji państwowej, a komornik ziemski zamykał ten urzędniczy poczet.

Nie będzie odbiegało od rzeczywistości porównanie pozycji społecznej ówczesnego komornika ziemskiego z dzisiejszym komornikiem, a wiceregensa z kierownikiem wydziału urzędu miejskiego, przy czym można jedynie zaznaczyć, że terytorium działania Jana Krzysztofa obejmowało całe województwo kaliskie, ale jak wynika z danych encyklopedycznych, komorników takich było na tym obszarze, co najmniej kilku.

Jego losy w przeciągu następnych dziesięciu lat są nieznane i niewiadomo jak długo utrzymał się na stanowisku komornika na terenie Inowrocławia. Najbliższa wzmianka – przypuszczalnie - o nim, zawarta jest w sporządzonej w 1773. tabeli wasali z okręgu nadnoteckiego {„Vasalen Tabelle, pro 1773, zamieszczonej w zbiorze akt „Kriegs- und Domänenkammer“, sygn. 96 w Archiwum Państwowym w Bydgoszczy}, pisanej niestety ręcznie trudnym do odczytania pismem gotyckim, z której jedynie można się domyślać, że był zarządcą w nadnoteckich dobrach hrabiego Bnińskiego, których niemiecka nazwa jest trudna do odczytania, ale jako swą stałą siedzibę podał prawdopodobnie również tam wymieniony Raczków [„Ratskow bei Gnesen”].

W 1780. występuje już w Kcyni, o czym mówią „Teki Dworzaczka”:

„W dniu 13.11.1780. urodził się, a w dniu 03.12. został ochrzczony Andrzej Ewagriusz, syn Szlachetnych Aleksandra i Wiktorii z Jeszków, Brockich. Rodzicami chrzestnymi byli: Szlachetny Jan Osten i Szlachetna panna Teresa Radzimińska.” {A. Arch. w Gnieźnie, akta parafii Kcynia}

Musiał tam przebywać już wystarczająco długo i zajmować na tyle istotne dla miejscowych stanowisko, aby społeczność kcyńska zaakceptowała jego osobę i zaprosiła go do pełnienia tej zaszczytnej roli. Wiadomo z późniejszych akt metrykalnych, że wykupił wójtostwo kcyńskie, którego był „dziedzicznym właścicielem”, stąd można wnosić, że miało to miejsce przed 1780. rokiem. „ENCY-KLOPEDIA STAROPOLSKA” hasło „wójt”, objaśnia następująco:

Wójt, advocatus, Voigt niemiecki, prezydent miasta niegdyś, a zawsze sądu ławniczego, zwykle osadźca miasta (lokator jego), zob. M i a s t a. Wójt był  d z i e d z i c z n y  ale z powodu stałych sporów z radą miejską starała się rada o wykup wójtostwa, po czym wybierała  w ó j t a  spośród rady lub ławników. Wójtami nazywano od XVII wieku także sołtysów wiejskich i ta nazwa zeszła do wsi; taki wójt wiejski miewał i podwójciego, który go zastępował.”

W świetle powyższej noty, można mniemać, że Jan Krzysztof spełniał obowiązki należące dziś do naczelnika administracji miejskiej, który dla tej kategorii miejscowości tytułowany jest burmistrzem. Przy czym należy zaznaczyć, że Kcynia leżała na terytorium zagarniętym przez króla pruskiego już w pierwszym rozbiorze, a więc w 1772. roku, z czego można dalej wnioskować, że zaborca utrzymał pewną szczątkową administrację i hierarchie najniższych stanowisk z okresu I. Rzeczypospolitej. Kolejna wiadomość podana przez „Teki Dworzaczka” dotyczy otrzymanej przez niego w 1782. kwoty 5.000 złp. od skarbnika gnieźnieńskiego i można się domyślać, że wiąże się ona właśnie z tą nabytą przez niego synekurą, a brzmi następująco:

„Józef Pierzchliński skarbnik gnieźnieński sumę 5.000 złp. z ceny miasta Szamocina przedtem dziedzictwa Józefa Bętkowskiego, syna zmarłego Marcina i zmarłej Jadwigi z Baranowskich, w kontrakcie sprzedaży zawartym w 1751 roku między tym Bętkowskim z I [jednej strony] i zmarłym Leonem Raczyńskim, kasztelanem santockim z II [drugiej strony], ceduje Janowi Ostenowi (f. 43v).”

{A. P. P-ń, stara sygn. Gniezno Gr. 109, f. 43v}

Natomiast dwa lata później młodszy brat Ignacy, wypłaca mu kwotę 8.000 złp. zapisaną przez macochę Ludwikę Barbarę w 1783. roku w Gnieźnie {A.P. P-ń, stara sygn. Poznań Gr. 1361, f. 174}, prawdopodobnie w charakterze darowizny na poczet spadku, a pochodzącą z pewnością z sumy uzyskanej przez nią ze sprzedaży Raczkowa w 1779. roku.

Dotychczas o jego życiu prywatnym nie było mowy, gdyż nie zachowały się na ten temat żadne świadectwa. Pierwszym dokumentem, który mówi o jego związku małżeńskim i to w zasadzie pod koniec jego – chyba mocno burzliwego - życia, jest następujący zapis w aktach metrykalnych Kcyni, przechowywany w Archiwum Archidiecezjalnym w Gnieźnie w tomie:

                                              Zespół       : Archiwa Parafialne

                                              Dział        : Kcynia

                                              Poddział  : LIBER METRICIS

                                              Jednostka : COPULATORUM

                                                           1740 – 1800

                                  Sygnatura : 80 – 7

                                  Strona      : 185

KCYNIA – WÓJTOSTWO

W 1789. roku były dwie zapowiedzi ślubne, z których druga ogłoszona została w pierwszą niedzielę po objawieniu Pańskim. Nie wykryto żadnych prawomocnych przeszkód przeciwko udzieleniu ślubu.

Ja, Jan Koszutowski, prepozyt kościoła pod wezwaniem św. Barbary, zapytałem obojga państwa młodych tj. wójta kcyńskiego Wielmożnego i Szlachetnego Pana Jana Krzysztofa Ostena i Franciszkę z Sadlickich, obojga należących do parafii i za ich wspólną zgodą, w obliczu kościoła, połączyłem węzłami małżeńskimi i udzieliłem im błogosławieństwa w dniu 21 lutego w obecności świadków Jana Junowskiego i Stanisława Witkowskiego, mieszkańców wójtostwa kcyńskiego w tej samej parafii.”

Romans „państwa młodych” trwał niewątpliwie od jakiegoś czasu, a ślub był w zasadzie wymuszony okolicznościami, bowiem już w czerwca, „młoda para” doczekała się narodzin córki, który to fakt zapisany jest w aktach metrykalnych tej samej parafii następująco:

                                        Zespół         : Archiwa Parafialne

                                        Dział          : Kcynia

                  Poddział     : LIBER METRICIS

                                        Jednostka             : BABTISATORUM

                                                                1785 – 1806

                                        Sygnatura  :        80 - 4                                              

„WÓJTOSTWO KCYŃSKIE

22 czerwca 1789. roku o godzinie 3-ciej po południu urodziła się córka Wielmożnego i Szlachetnego Pana Jana Krzysztofa Ostena i Franciszki z domu Sadlickiej, prawowitych małżonków – katolików  z wójtostwa kcyńskiego. W dniu 3. lipca została ochrzczona z wody z gwałtownej konieczności i otrzymała imiona Joanna Petronella.”

Jak wynika z powyższego aktu, dziecko urodziło się przedwcześnie, albo też nie rokowało szans przeżycia, gdyż dokonano chrztu „…z wody z gwałtownej konieczności …”. Jego dalsze losy są nieznane, ale można domniemywać, że wkrótce zmarło, bowiem o tej córce nie wspominają żadne dostępne źródła, a i w późniejszych czasach na terenie Wielkopolski nie występuje żadna Joanna Osten, z tego też względu nie została ona ujęta – wzorem innych zmarłych w niemowlęctwie dzieci - w wykresie rodowodu VII. pokolenia. Jednak z samego faktu jej urodzenia wynika, że Franciszka Sadlicka była od Jana Krzysztofa znacznie młodsza, a różnicę tę można określić na minimum 40. lat; świadczy to z jednej strony o temperamencie prawie 70. letniego „podrywacza”, a z drugiej o jego atrakcyjności, o ile oczywiście wyłącznym motywem Franciszki w nawiązanym romansie nie był dochód z wójtostwa, którego dziedziczenia się niechybnie spodziewała.

Niewątpliwie jednak trudy małżeńskiego życia, z o wiele młodszą partnerką szybko wyczerpały siły żywotne Jana Krzysztofa, gdyż w niecały rok po ślubie niespodziewanie zmarł. Akt jego zgonu znajduje się w tym samym archiwum, w tomie:

                                             Zespół          : Archiwa Parafialne

                                             Dział            : Kcynia

                                                     Poddział        : LIBER METRICIS

                                                     Jednostka     : MORTUORUM
                                                                              1740 – 1796

                                                      Sygnatura    :      80 – 8

                                                      Strona          :         233

Tekst zapisu jest niewyraźny, a jego przypuszczalna treść brzmi następująco:

„1790 Styczeń

Dnia 25 stycznia o 1-szej w nocy zmarł szlachetny Pan Jan Krzysztof Osten w wieku lat około 70, dziedziczny właściciel wójtostwa kcyńskiego tknięty nagłą śmiercią, nie zostawiwszy po sobie żadnej dyspozycji i żadnego syna. Jego ciało zostało pochowane 27-go tego miesiąca w kościele św. Barbary w centrum miasta.”            

Owdowiała Franciszka nie wytrwała zbyt długo w żałobie, bowiem „Teki Dworzaczka” zawierają kolejną i ostatnią już wiadomość odnoszącą się do jej losów, po śmierci męża:

„W dniu 24.11.1791. w wójtostwie kcyńskim odbył się ślub Szlachetnego młodzieńca Franciszka Tarnowskiego z Franciszką Ostenową, wdową, posesorką wójtostwa kcyńskiego. Świadkami byli Szlachetni panowie Stanisław Brodzki i Józef Jemielski.”

Zapis powyższy dokumentuje:

·   wiek Franciszki, która wychodząc za „młodzieńca”, którym to mianem zwano na ogół mężczyzn w wieku nie przekraczającym 40. lat, świadczy o podobnym, a raczej z pewnością mniejszym zaawansowaniu jej lat, oraz

·   fakt przejęcia spadku po Janie Krzysztofie w zakresie uprawnień do wójtostwa kcyńskiego, czego następstwa wymagałyby odrębnego studiowania dokumentów kcyńskich.

Wyżej przedstawione wiadomości o osobie nieco zagadkowego Jana Krzysztofa, stanowią próbę odtworzenia jego losów i dokumentują te wydarzenia, które dzięki zamieszczonym zapisom w „Tekach Dworzaczka” pozwalają na częściową rekonstrukcję rzeczywistych zdarzeń z jego życia.

KAROL LUDWIK                                                                                            KOD: VI.8.

éok. 1744.  - † 08.02.1813.

Na temat synów Franciszka Jakuba i jego żony Doroty z domu Osten, zachowane wiadomości określić można, jako w najlepszym razie fragmentaryczne.

Karol figuruje, jako syn Franciszka na wykresie rodowodu zamieszczonym w I. tomie wydanej w Bremie książki pt. „Geschichte des Geschlechtes von der Osten” z drugim imieniem, Ludwik. O dacie jego urodzenia można jedynie wnioskować z notatki zawartej w tabeli wasali okręgu nadnoteckiego {Archiwum Państwowe w Bydgoszczy, zespół „Kriegs- und Domänenkammer“, „Vasallen Tabelle, pro 1773 …”, sygn. 96}, w której w pozycji wymieniającej jego ojca, dziedzica Lędyczka Szlacheckiego, zostali przytoczeni również obaj synowie, z adnotacją przy Karolu „29 Jahr”, co by określało rok jego urodzenia na 1744. Rzecz jasna należy podany wiek traktować z dystansem, pamiętając o małej wadze przywiązywanej do tej sprawy przez ówczesnych ludzi. Nie mniej biorąc nawet pod uwagę przedział czasowy dopuszczający trzyletnie odchyłki od wyznaczonego roku, mógł się urodzić w jednej z miejscowości stanowiących własność ojca, a mianowicie w Kamieniu, albo, – co jest bardziej prawdopodobne – Lędyczku Szlacheckim zwanym również Downicą. Ten majątek został, bowiem w wymienionej tabeli wskazany jako siedziba właściciela, przy czym należy jednak uwzględnić upływ prawie 30. lat, w trakcie których mogło dojść do wielu zmian siedzib i wziąć pod uwagę fakt, że od 1738. ojciec Karola dzierżył wieś królewską Tarnowo, którą mógł obrać za swe stałe miejsce zamieszkania.

Brak jakichkolwiek dokumentów w urzędach grodzkich Nakła i Wałcza odnoszących się do osoby Karola, nasuwa przypuszczenie, że jego dzieciństwo i młodość upłynęła w okresie niepodległości Rzeczypospolitej poza granicami administracyjnymi tych powiatów. Pierwsza wzmianka mogąca mieć związek z synami Franciszka Jakuba zacytowana została w historii ich kuzyna, Franciszka Wiganda z Radawnicy i dotyczy działań konfederatów barskich na terenie Krajny. Odnośny ustęp zawarty w książce Wacława Szczygielskiego pt. „Konfederacja barska w Wielkopolsce. 1768 – 1770”, brzmi:

„Roszkowski 24 listopada w grodzie nakielskim oblatował palet, w którym groził surową egzekucją tym wszystkim, co ociągali się z wydawaniem podatków i pocztów wojskowych. Srożył się w Łobżenicy, miasto bowiem odmówiło konfederatom przysięgi.

Dwóch panów von der Osten w Wałeckiem, którzy niby przystąpili do konfederacji i zaciągnęli się do szeregów, a następnie uciekli za granicę, ukarał spaleniem ich wsi Tarnówka i Osówka.”(podkreślenie moje)

 Istnieje możliwość, że informacja ta dotyczy Karola i jego brata. Obydwie wymienione miejscowości leżą w pobliżu zarówno uprzednio wspomnianej wsi Tarnowo, jak i Jastrowia oraz Złotowa, co ewentualnie może stanowić przesłankę identyfikującą braci. Jednak według „SŁOWNIKA GEOGRAFICZNEGO KRÓLESTWA POLSKIEGO” żaden z tych majątków nie należał do rodziny Osten w związku, z czym mogły one być przez braci jedynie w tym okresie dzierżawione. W rejonie tym żyli jednak stosunkowo liczni Ostenowie, a jeden z nich o identycznym z bratem Karola - imieniu Ludwik – dzierżawił według Otto Goerke’go {„Der Kres Flatow”, str. 244/245} w latach 1753 – 1755 miejskie dobra Złotowa w związku, z czym nie można w tej kwestii zająć wiążącego stanowiska.

W okresie pomiędzy ceremonią hołdu homagialnego odbytego w Malborku we wrześniu 1772. roku, będącego następstwem I. rozbioru Polski, w którym – co prawda tylko per procura – uczestniczył niewątpliwie jeszcze żyjący Franciszek Jakub, a informacją z „Tek Dworzaczka” datowaną na 1775. rok o rozliczeniach braci z siostrą z majątku ojcowskiego (omówioną w życiorysie Karoliny), nastąpił zgon ich ojca.

Trudno przypuszczać, aby w międzyczasie Lędyczek Szlachecki został sprzedany, czy też scedowany za długi, wdowie Konradynie z Radawnicy. A jednak w niecałe 8. lat później stanowił jej własność. Takie właśnie informacje – w zasadzie jedyne nam znane, a związane z Karolem i jego bratem – zawarte są w wymienionej wyżej książce Otto Goerke’go i zamieszczone zostały na stronach 624/625 w rozdziale dotyczącym okręgu Lędyczka Szlacheckiego:

„Jak zostało powiedziane przy omówieniu [miejscowości] Radawnica, wdowa Konradyna Chrystiana von der Osten – Sacken zrzekła się w dniu 15. stycznia 1783. roku dóbr radawnickich na rzecz swoich synów Franciszka Egidiusza i Jana Kazimierza w zamian za dożywocie. Bracia ci sprzedali w dniu 10. lutego 1783. roku swoim krewnym Karolowi i Ludwikowi von der Osten – Sacken, miejscowość Landeck [Lędyczek Szlachecki = Downica] i Bergelau [Grodna]. Ponieważ jednak Ludwik von der Osten – Sacken zapadł wówczas na chorobę umysłową, dobra Lędyczek Szl. i Grodnę przejął jego brat Karol w dniu 16. lutego 1796. roku za 20 010 talarów. Karol von der Osten – Sacken zmarł w dniu 08. lutego 1813. roku i [jego spadkobierca] Augustyn von Radoński przejmuje wszelkie dobra i zostaje w dniu 23. stycznia 1816. roku jedynym, zarejestrowanym w sądzie ich właścicielem. W oparciu o umowę zawartą w dniu 10. czerwca 1817. roku, owdowiała Joanna von der Osten – Sacken z domu von der Goltz, kupuje Lędyczek Szl. wraz z Grodną za 19 664 talary. Według jej testamentu z dnia 15. grudnia 1817. roku dobra te odziedziczył Józef Goetzendorf – Grabowski, po którego śmierci w 1857. roku przeszły one na wdowę po nim, hrabinę Antoninę von Goetzendorf – Grabowską z domu Nieczykowską [faktycznie: Nieżychowską].”

„Społeczność wiejska Lędyczka Szlacheckiego składała się dawniej z 15 gospodarzy. Jednak po pożarze w 1766. roku przywrócone zostało tylko pięć gospodarstw, z których Egidiusz Kazimierz von der Osten – Sacken, dziedzic dóbr Radawnica utworzył folwark, który stał się w czasach późniejszych podstawą dóbr rycerskich Lędyczka Szlacheckiego.”

Tekst ten nasuwa szereg – niestety niewyjaśnionych – pytań, a mianowicie:

·   jakie wydarzenia miały miejsce pomiędzy śmiercią Franciszka Jakuba, która nastąpiła przypuszczalnie około 1774., a 10. lutym 1783., kiedy bracia byli zmuszeni odkupywać siedzibę ojcow-  ską?

·   jakie były w tym okresie ich losy i dlaczego dopuścili do przejęcia należnego im z tytułu dziedziczenia, majątku?

·   jeżeli w 1766. po pożarze, Egidiusz Kazimierz tworzył w Lędyczka Szlacheckim folwark, to organizował go jako właściciel?, dzierżawca?, czy brat w ramach rodzinnego świadczenia usług?    

·   niewątpliwie Ludwik nagle zachorował psychicznie, albo też chorując już od urodzenia jego zdrowie uległo tak gwałtownemu pogorszeniu, że zaszła konieczność oddania go pod specjalną opiekę, a w takim razie, jakie były jego dalsze – po spłacie przez Karola - losy?

·   czy oboje bracia zachowali do końca swych dni stan kawalerski? Z faktu zapisania przez Karola całego posiadanego majątku na rzecz swego siostrzeńca, Augustyna Radon Radońskiego, taki właśnie wniosek można wysnuć.

Wątpliwe, aby w obecnym stanie archiwów, po ich spustoszeniu przez II. wojnę światową udało się znaleźć odpowiedzi na te pytania. Niewykluczone, że pewne kwestie własnościowe udałoby się wyjaśnić kwerendą w Archiwum Państwowym w Koszalinie, a szczególnie w jego oddziale w Szczecinku, przechowującym księgi katastralne i hipoteczne, stanowiłoby to jednak wyłącznie uzupełnienie fragmentów życia obu braci, ale wobec faktu, że żaden z nich nie pozostawił potomka, nie miałoby to większego wpływu na historię rodziny.

Solidność dokumentacyjna wymaga, aby podkreślić, że dokumenty otrzymane z Muzeum w Złotowie, będące prawdopodobnie wyjątkami z „Kroniki Hofmana”, zawierające analogiczny tekst do wyżej cytowanego, różnią się w dacie śmierci Karola o jeden dzień, podając ją na 09.02.1813., jednak wiarygodność Otto Goerke’go skłania do przyjęcia terminu przez niego podanego.

LUDWIK KAZIMIERZ                                                                                  KOD: VI.9.

éok. 1743.  -    - ? -

Prawie wszystko, co zostało powiedziane o Karolu Ludwiku odnosi się w równej mierze do Ludwika Kazimierza, za wyjątkiem jego wieku, który we wspomnianej tabeli wasali określony został na 30. lat, co by wskazywało, że urodził się około 1743. roku, czyli był starszym z braci.

Wszelkie domysły nad kolejami jego losów, wobec braku jakichkolwiek materiałów, byłyby nad-użyciem w związku, z czym należy przyjąć do wiadomości jedynie fakt jego istnienia i trapiącej go – nieznanej choroby psychicznej, o której nie można nawet powiedzieć czy była wrodzona, czy zapadł na nią w dojrzałym wieku. Na podstawie tych nielicznych znanych dokumentów, które wymienione zostały w omówieniu dotyczącym życia jego brata, można domniemywać, że raczej zachorował już, jako dorosły względnie jego stan uległ wówczas gwałtownemu pogorszeniu i w tym stanie młodszy brat go spłacił i umieścił pod opieką i dozorem w nieznanym miejscu.

KAROLINA                                                                                                    KOD: VI.10.

éprzed 1743.  - † 26.05.1808.

Siostra Karola i Ludwika, Karolina urodziła się według wieku wykazanego w akcie zgonu w 1751. roku, czemu jednak przeczy tekst z „Tek Dworzaczka” datowany na 1775., o następującej treści:

„Marcin de Radon Radoński, rotmistrz JKMci i Karolina z Ostenów — małżeństwo, kwitują Ludwika i Karola Ostenów , braci m. s. rodz. [braci młodszych swoich rodzonych - ?]  z  20.000 złp. jej ojc. i mac. [jej ojcowskiego i macierzyńskiego majątku].”

{A.P. P-ń, stara sygn. Gniezno Gr. 102, f. 38v}

o ile oczywiście wyjaśnienie skrótu użytego przez profesora: „…braci m. s. rodz. …”, jako „ …braci młodszych swoich rodzonych …” jest prawidłowe. Znane i wielokrotnie omówione nieścisłości wieku zmarłych, zawarte we wpisach do ksiąg zgonów, są z pewnością mniej wiarygodne, aniżeli dokumenty spisane za życia tych osób, z czego należy raczej wnioskować, że była najstarszą z rodzeństwa i można przyjąć datę jej urodzenia w latach poprzedzających przypuszczalny rok urodzenia Ludwika w 1743. Miejsce jej urodzenia, tak jak i braci jest nieznane, mogło ono mieć miejsce zarówno w Lędyczku Szlacheckim, jak i w Tarnowie. O jej dzieciństwie i młodości, a nawet miejscu gdzie je spędziła, niestety nic nie wiadomo.

Przed 1775. rokiem, co wynika z cytowanego tekstu, wyszła za rotmistrza wojsk koronnych Marcina Radon Radońskiego, herbu „Jasieńczyk”, syna Piotra, skarbnika kaliskiego i Joanny z Żółtowskich.

Według „Złotej Księgi Szlachty Polskiej” autorstwa Teodora Żychlińskiego, był on najmłodszym z sześciu - w tym pięciu imiennie wymienionych przez autora - synów, dlatego też prawdopodobnie wybrał karierę wojskową i z rodzicielskich Magnuszewic (duża wieś położona ok. 8 km na wschód od Jarocina) otrzymał najwyżej spłatę od starszego brata, który ją objął w posiadanie.

Ród ten w XVIII. wieku był szeroko reprezentowany w Wielkopolsce, mówi od tym „SŁOWNIK GEOGRAFICZNY KRÓLESTWA POLSKIEGO”, wymieniając między innymi:

·   w r. 1771 Powidz w powiecie Słupca (miejscowość położona 23 km na południowy wschód od Gniezna), należący do Michała Radońskiego,

·   w r. 1771. Kazimierz Radoński, pułkownik wojsk koronnych, objął starostwo kcyńskie po An-drzeju Mielżyńskim,

·   sejm 1773 – 1775 wyznaczył komisję do rozgraniczenia dóbr zakonu wągrowieckiego od dziedzicznych dóbr Jakuba Radońskiego tj. Łekna, Kierowa, Rączyna, Nowej Wsi, Koźlanki i Zamysłowa w powiecie Wągrowiec.

Byli, więc Radońscy w Wielkopolsce liczni i okazji do spotkań z nimi nie brakowało, ale kiedy i gdzie poznali się z Karoliną, nie wiadomo; niewykluczone, że oddział Marcina stacjonował w pobliżu Złotowa, albo Wałcza i do ich spotkania doszło w którymś z okolicznych dworów. Daty ich ślubu nie można niestety nawet próbować wydedukować, nieznany jest, bowiem żaden dokument, który by w oparciu o zawarte w nim przesłanki, na to pozwalał.

O ile jednak Karolina rzeczywiście urodziła się, jako najstarsza z potomstwa swoich rodziców, to lata 1768 – 1771 byłyby dla niej „ostatnim dzwonkiem” na zawarcie małżeństwa. Z następującego zapisu w „Tekach Dworzaczka”:

„W dniu 27.07.1778. w Stawie odbył się chrzest urodzonej w dniu 21. Anny Magdaleny Krystyny, córki G. [sz1achetnych] Kazimierza i Magdaleny ze Stanisławskich Siemiątkowskich. Rodzicami chrzestnymi byli GG. [szlachetni] Marcin i Karolina z Ostenów Radońscy posesorowie Brudzewa, Józefat Koszutski dziedzic Dobrosołowa, Ludwika Rzeszotarska - wdowa i Piotr Stanisławski młodszy brat matki oraz Virgina [dziewica] panna Jadwiga siostra dziecka.”{A.Arch. w Poznaniu}

wynika, że w owym okresie Marcin z Karoliną byli raczej dzierżawcami, aniżeli właścicielami Brudzewa, wsi położonej 9 km na południe od Witkowa. Dopiero w 1785. roku spisywali dożywocie, mówią o tym „Teki Dworzaczka”, w rozdziale „TESTAMENTY”, w pozycji 15842,:

„Marcin Radoński, syn zmarłego Piotra i Joanny z Żórawskich z I [jednej strony] i Karolina de Osteny et Sakin, córka zmarłego Franciszka Ostena ze zmarłej Doroty Ostenówny z II [drugiej strony] małż. dożyw. [małżeńskie dożywocie] (f.82v).”

W tym samym roku jednak zmienili posiadłość i przypuszczalnie formę jej własności, bowiem w Archiwum Archidiecezjalnym w Gnieźnie w aktach parafii Powidz, sygnatura 166-2, karta 83 jest zapis, którego przybliżona treść, brzmi:

 

„Rok 1785, październik

 Podwiekowo

 W tym czasie [tego roku] ochrzciłem również Karolinę, Brygidę, Teresę, córkę Urodzonych Franciszka i Feliciany Boguckich legalnych małżonków. Rodzicami chrzestnymi byli Wielmożny Marcin Radomski i jego żona Karolina, dziedzice Wiekówka.”

„Wiekówko”, o którym wyżej mowa przedstawiony jest w wydanym w 1893. tomie XIII. „SŁOWNIKA GEOGRAFICZNEGO KRÓLESTWA POLSKIEGO” następująco:

Wiekówko, folwark do Wiekowa, pow. gnieźnieński (Witkowo), o 4 klm. na zach. – północ od Powidza, na płd.-zach. brzegu jez. Skorzęcińskiego (Niedzielęgiel); par. w Powidzu, poczta w Witkowie, st. dr. żel. w Strzałkowie o 15 klm.; ma 5 dm., 60 mk. W. istniało już za czasów Łaskiego, ok. Wiekowa. Między r. 1579 i 1620 należało do Mielżyńskich, którzy tu posiadali 15. łan., 2 zagr. komornika i 2 ryb. Przy schyłku zeszłego wieku tworzyło odrębną posiadłość w ręku Antoniego Ulatowskiego, potem Antoniego Gorzeńskiego.”

W nieokreślonym roku, niepoświadczonym żadnymi dokumentami, Marcin z rodziną przenieśli się do wsi Chlebowo, którą prawdopodobnie nabyli na własność, ale niewykluczone, że tylko dzierżawili. Miejscowość Chlebowo (nie uwidoczniona nawet na mapie w skali 1 : 220 000) należała do parafii Kłecko w powiecie Gniezno.

Tam też według „ZŁOTEJ KSIĘGI SZLACHTY POLSKIEJ” Teodora Żychlińskiego {Akta Hipoteczne Chlebowa 1} w dniu 10. maja 1790. roku zmarł Marcin. Niestety akta metrykalne Kłecka znajdujące się w Archiwum Archidiecezjalnym w Gnieźnie rozpoczynają się dopiero od 1796. roku w związku, z czym podana przez Żychlińskiego data nie może zostać potwierdzona wpisem do „Liber Mortuorum”, natomiast w archiwach hipotecznych nie przeprowadzono w tej sprawie poszukiwań, przyjmując podaną datę zgonu za wiarygodną.

Karolina przeżyła męża o 18. lat. Zmarła również w Chlebowie na gruźlicę, o czym mówią „Teki Dworzacka”:

„Szlachetna Karolina de Osteny Radońska , posesorka majątku Chlebowo, wdowa, zmarła 26. 05. 1808 roku.  w Chlebowie  w  wieku  57 1at. Przyczyna  śmierci     Phtisis.”

{A.Arch. Gniezno, akta parafii Kiecko}

Wpis o jej zgonie wyjątkowo nieczytelny w związku, z czym odczytany jedynie częściowo, znaj-duje się w Archiwum Archidiecezjalnym w Gnieźnie w tomie:

                                   Zespół              :  Akta parafialne Kłecko
                                   Dział                 :  Kłecko

                                   Poddział         :   Liber Matricis

 Jednostka       :   Liber Mortuorum

                                                              Liber Copulatorum

                                                                 1796 — 1882

Sygnatura      :            108 - 9

                                   Pozycja           :                36

„Chlebowo die 31 Mai”

„W dniu 31 maja 1808 roku pochowano dobrze urodzoną Panią Karolinę z Ostenów Radońską , dzierżawczynię dóbr Chlebowo, która zmarła w dniu 26 maja tego roku w Chlebowie”.

Biegły w odczytywaniu treści kościelnych ksiąg metrykalnych, prof. W. Dworzaczek podał wpisaną przyczynę zgonu „Phtisis”, którą to nazwą określano wówczas suchoty, czyli według współczesnego nam nazewnictwa - gruźlicę. Miejsce pochowania nie zostało – wbrew stosowanej praktyce wymienione, ale należy przypuszczać, że złożono ją na cmentarzu w Kłecku, a w każdym bądź razie przy mężu Marcinie.

Jedynym z jej małżeństwa zaświadczonym potomkiem, którego znamy, był wymieniony przez wiarygodnego Otto Goerke’go - syn Augustyn, przez Teodora Żychlińskiego zwany Augustem. W książce wspomnianego niemieckiego historyka okręgu Krajny, Augustyn określony jest, jako spadkobierca swego wuja Karola Ludwika, który zapisał mu – po swej bezpotomnej śmierci dobra Lędyczek Szlachecki i Grodno, przejęte sądownie w dniu 23.01.1816., a następnie odsprzedane przez niego Joannie Osten – Sacken, ostatniej właścicielce Radawnicy. Niewykluczone, że ten Augustyn mógł w swej młodości być paziem królowej na dworze saskim, o czym wspomina nasz rodzinny kronikarz, ale jak wielokrotnie już wykazano - wiadomości kroniki rodzinnej przez niego spisanej są bardzo mało wiarygodne.

UWAGI KOŃCOWE.

Opisane VI. pokolenie na ogólną ilość dziesięciu przedstawicieli, reprezentowane było przez sześciu mężczyzn. Wydawać by się, więc mogło, że narodziny męskich potomków są, co najwyżej kwestią czasu, zaś kontynuacja linii polskiej nie jest w niczym zagrożona. Tymczasem jedynym, który doczekał się potomstwa i to licznego był Ignacy, syn Jana Krystiana i Ludwiki Barbary.

Wszystkie późniejsze pokolenia pochodzą bezpośrednio od niego, a tym samym są potomkami średniego syna Jana Wiganda i Doroty Zofii.

Znamienne jest również, że z progenitury Jana Krystiana, który co prawda zszedł z tego świata w sile wieku, ale przypuszczalnie na chorobę obecnie uleczalną oraz długowiecznej ok. 80. letniej Ludwiki Barbary, wszyscy zmarli w stosunkowo młodym wieku nie osiągnąwszy 60. lat.

Wyłączyć należy pierworodnego Jana Krzysztofa, który dożył, co prawda 70. lat, ale pochodził od zmarłej przedwcześnie pierwszej żony Jana Krystiana.

Ignacy był też ostatnim w polskiej linii rodziny, który posiadał majątek ziemski. Na przestrzeni trzech pokoleń, w wyniku podziałów spadkowych z pokaźnych dóbr nabytych przez Jana Wiganda ostał się jednowioskowy szlachcic, którego synowie w czwartym pokoleniu mogli jedynie „chodzić po dzierżawach”.

W sytuacji, kiedy ubożenie polskiej gałęzi rodziny zbliżało się nieuchronnie, ich - już bardzo dalecy zagraniczni kuzyni zaczynają zostawać obdarzani zaszczytnymi tytułami arystokratycznymi. I tak według „BALTISCHES WAPPENBUCH” (Verlag Patrick v. Glasenapp, Alling, 1980):

·  [Carl v. der Osten genannt Sacken] Karol von der Osten zwany Sacken otrzymał w 1763. roku tytuł hrabiego Świętego Cesarstwa Rzymskiego, zaś w 1786. król pruski Fryderyk Wilhelm III. nadał mu tytuł książęcy.

·  Adolf Zygfryd von Osten, poseł duński w 1768. roku otrzymał od króla Stanisława Augusta Poniatowskiego tytuł hrabiowski z odmianą w herbie.

         Juliusz hr. Ostrowski w swym rzetelnym i miarodajnym opracowaniu pt. „KSIĘGA HERBOWA RODÓW POLSKICH”, na stronach 416 i 417 podaje od numeru 2428 do 2434 herby „Osten” i „Osten-Sacken”, wśród których znajdują się ich odmiany hrabiowskie i książęce.

Opracował w marcu 2004. Michał Osten - Sacken



Poprzedni rozdział
Powrót o poziom wyżej
Następny rozdział

Powrót do spisu treści